stosowany w leczeniu zmęczenia szarą rzeczywistością

Zapraszamy do współpracy autorów zainteresowanych publikacją swoich tekstów na blogu. Jednocześnie zastrzegamy sobie prawo do selekcji nadesłanych utworów oraz ich korekty i redakcji (zatwierdzonych przed premierą przez autora).
eprozac.blogspot@gmail.com

Goście: Malkiem #1

wyzwanie: nanoboty, śliwka, dwupokojowe mieszkanie, lęk przed roztoczami

– Nie dali nam dzisiaj jedzenia – powiedziałem głośno, zatrzaskując drzwi dwupokojowego mieszkania.
– Dlaczego? Znowu brakuje żywności? – dobiegł mnie z dużego pokoju zaniepokojony głos May.
– Żeby tylko. Jakiś przygłupi urzędnik musiał się pomylić i zaznaczył, że pobraliśmy już swój przydział na najbliższe dwa tygodnie – odpowiedziałem z wściekłością. – Powiedzieli, że mogą dać mi co najwyżej jakiś owoc – kontynuowałem, wyjmując z kieszeni płaszcza piękną śliwkę i zdejmując buty. Podszedłem i usiadłem obok dziewczyny na kanapie. – Wziąłem tylko dlatego, że wiem jak bardzo je lubisz, a ostatnio trudno dostać owoce na czarnym rynku. Pomijając, oczywiście, ich horrendalne ceny – uspokoiłem się i podałem jej śliwkę.
Żywność racjonowano od dwóch lat. Przez pierwszych pięć lat po Wielkiej Epidemii panował totalny chaos. Ludzie mordowali się nawzajem, aby zdobyć choćby kromkę czerstwego chleba. Ja nie miałem wówczas żadnych problemów. Nikt nie wiedział kim jestem, ani co robię.
Zresztą, przeżyłem epidemię, mimo że byłem w miejscu, gdzie się rozpoczęła. Jestem zapewne jedynym żyjącym świadkiem momentu, kiedy pewien naukowiec swoją niekompetencją zabił połowę ludności Ziemi, rozbijając przypadkiem o podłogę szklany pojemnik z modyfikowanym genetycznie wirusem, który miał być tylko groźbą skierowaną przeciwko reszcie świata.
Nowy rząd również powstał niedawno. Ze starego wiele nie zostało. Cóż, nic dziwnego, skoro tajne laboratoria znajdowały się bezpośrednio pod jego główną siedzibą. Bałagan w zniszczonych archiwach pomógł mi wyrobić sobie dokumenty.
Kiedy tak rozmyślałem, May odłożyła książkę, którą czytała i przysunęła się do mnie, kładąc dłoń na moim ramieniu. Sam jej delikatny dotyk działał na mnie kojąco. Uśmiechnęła się lekko i stwierdziła:
– Całe szczęście, że spotkało to nas, a nie kogoś, kto nie miałby jak zdobyć żywności z innych źródeł.
Miałem na ten temat odmienne zdanie, ale było mi tak przyjemnie, że nie chciałem ryzykować kłótni i tylko skinąłem głową. Westchnąłem ciężko na myśl, że zaraz znowu będę musiał wyjść.
– Muszę iść na Rynek – powiedziałem, powoli wstając, jednak May powstrzymała mnie.
– Zostań. Pójdziesz wieczorem, zamiast obiadu zjemy późną kolację – powiedziała. – Stęskniłam się – dodała i powoli zaczęła rozpinać guziki mojej koszuli. Po krótkim namyśle ułożyłem się wygodniej i przestałem się opierać.
– Wiesz, lubię ten twój tatuaż... – chwilę później wyszeptała, gładząc miejsce na moim muskularnym ramieniu, gdzie można było odczytać: "DV IC 67 LNDN". – Wygląda jak numer seryjny i miejsce produkcji...
– Tym właśnie jest – odparłem krótko.
Zaśmiała się, jakby naprawdę uznała to za dobry żart.
– No tak, David Ice, urodzony w 2067 roku w Londynie.
Usiadła naprzeciwko mnie i spojrzała na moją twarz.
– A oczy masz tak ciemne, u nikogo jeszcze takich nie widziałam. Nie mogę odróżnić źrenicy od tęczówki... – pochyliła się, zaglądając mi głębiej w oczy.
– Och, skończ już gadać – rzuciłem, uśmiechając się, i przyciągnąłem ją do siebie.

* * *
– Dave? – powiedziała, gdy zamykałem za sobą drzwi.
Cofnąłem się o krok i spojrzałem nań pytająco.
– Dziękuję – dokończyła, nadgryzając dojrzały owoc.

* * *
Kiedy wróciłem, May spokojnie spała, leżąc na kanapie. Podniosłem z podłogi koc i delikatnie, aby jej nie obudzić, okryłem ją nim. Usiadłem obok i przez chwilę przypatrywałem się jej wygładzonej, beztroskiej twarzy. Przesunąłem dłonią po jej jasnych włosach i wstałem.
Podniosłem torbę, do której wcześniej spakowałem zakupy i poszedłem do kuchni, tak małej, że pewnie mogłaby wywołać atak klaustrofobii nawet u całkiem zdrowego człowieka.
Najpierw wyjąłem trzy buteleczki wypełnione różnokolorowymi płynami i sprawdziłem czy May na pewno nie patrzy.
„Nawet ona nie może wiedzieć o mnie wszystkiego”, pomyślałem, uśmiechając się smutno. Zdjąłem jedną z ceramicznych płytek przy zlewie i uzupełniłem braki w znajdującej się tam skrytce. Następnie starannie zasłoniłem ją z powrotem.
Wyjąłem z torby przewieszonej przez ramię pozostałe zakupy i zacząłem przygotowywać kolację.

* * *
Kiedy się obudziła, parujący posiłek stał już na stole.
– Wasza Wysokość Śpiąca Królewno, kolację podano – powiedziałem szeroko uśmiechnięty, kłaniając się przesadnie.
Uśmiechnęła się blado i usiadła szybko na krześle, jakby nagle zrobiło jej się słabo.
– Wszystko w porządku? – spytałem zaskoczony, podchodząc do niej.
– Tak, usiądź i jedzmy.
Posiłek upłynął w milczeniu. Kiedy skończyłem jeść i podniosłem się, by odnieść naczynia do kuchni, przelotnie spojrzałem na talerz May. Dłubała widelcem, przesuwając jedzenie z jednego końca talerza na drugi, praktycznie nic nie przełknęła.
– Możesz odnieść do kuchni też moje – powiedziała cicho.
Spojrzałem na nią z troską. Wiedziałem, że od rana prawie nic nie jadła, a kolacja, którą zrobiłem wydawała mi się najlepszym, co można przygotować ze składników, jakie udało mi się zdobyć.
Odniosłem talerze do kuchni i podszedłem do May, która wciąż nie wstawała od stołu. Położyłem dłoń na jej czole i poczekałem chwilę.
– Masz gorączkę – odezwałem się.
39,6.
– Wiem. Chyba dzisiaj położę się wcześniej spać – odparła i poszła do łazienki.
Po piętnastu minutach już spała.

* * *
Przebudziłem się nagle w środku nocy. Pozostając w bezruchu, lekko uchyliłem powieki i zobaczyłem ciemną sylwetką kilka kroków od łóżka. Zbliżała się. Nie byłem zaskoczony, w moim zawodzie trzeba zawsze liczyć się z tym, że ktoś postanowi się ciebie pozbyć. Podziękowałem w myślach dawnym przyzwyczajeniom i czekałem.
Kiedy postać pochylała się nade mną, ujrzałem nóż, który trzymała w dłoni. Napiąłem mięśnie i z całej siły uderzyłem w miejsce, gdzie powinna znajdować się twarz. Usłyszałem chrzęst łamanego nosa. Zabójca cofnął się nieco.
 Zerwałem się gwałtownie i spróbowałem przygotować się na atak. Liczyłem, że będę miał chwilę nim przeciwnik ochłonie. Cios w brzuch nadszedł zupełnie niespodziewanie. Zgiąłem się w pół, co zabójca wykorzystał, aby kopnąć mnie w twarz. Upadłem na podłogę, starając odsunąć się jak najdalej od napastnika. Nie byłem jednak w stanie.
Spojrzałem na mordercę w oczekiwaniu na cios i osłupiałem. Jego sylwetka z uniesionym nade mną ostrzem noża wyraźnie odcinała się na tle jasnej ściany. Nie było by w tym nic niezwykłego, gdyby postać nie pozostawała w całkowitym bezruchu.
Opanowałem ból i, nie czekając na kolejną okazję, podniosłem się na kolana i rzuciłem na mordercę całym ciężarem. Upadł na ziemię bezwładnie niczym manekin i wciąż nie próbował nawet się poruszyć. Wyjąłem mu nóż z dłoni, podniosłem się, stawiając na nogi też zabójcę i przyłożyłem mu nóż do gardła. Osłupiałem.
Jej. Zorientowałem się, że jest kobietą.
– Ani drgnij – powiedziałem groźnie i pociągnąłem ją za sobą do włącznika światła.
Nie opierała się, szła automatycznie, jak gdyby bez udziału woli. Nacisnąłem włącznik i spojrzałem zdumiony na osobę, której przystawiałem nóż do gardła.
– May? – zapytałem, chociaż wiedziałem, że to ona.
Nie zastanawiając się zbyt długo, odjąłem nóż od jej gardła i mocno uderzyłem jego trzonkiem w tył głowy dziewczyny. Straciła przytomność.
Szybko przeszedłem do salonu i zacząłem przetrząsać szafki w poszukiwaniu srebrnej taśmy. W końcu znalazłem. Wróciłem do sypialni, delikatnie podniosłem dziewczynę i ułożyłem na łóżku. Skrępowałem jej ręce za plecami i nogi w kostkach. Usiadłem obok niej.
Czekałem, aż się obudzi.
Czasem żałuję, że nigdy nie tracę zimnej krwi.
Uśmiechnąłem się  ironicznie pod wpływem tej myśli.

* * *
– Co teraz robimy? Złapał ją. Myśli pan, że jeszcze może się do czegoś przydać?
– Nie sądzę. Od tej pory będzie na nią uważał. Pozbądź się jej.
– Ale jak to, szefie? Mam ją zabić?
– Tak.
– Ale...
– To jest rozkaz! Wykonać!

* * *
May wyprężyła się w więzach i otworzyła szeroko oczy.
– Dave! – wrzasnęła rozdzierająco.
– Spokojnie, jestem tu – wypowiedzenie trzech krótkich słów dużo mnie kosztowało.
– Co się stało? Dlaczego jestem... – urwała. W tym momencie wszystko sobie przypomniała. – O Boże, Dave, wybacz mi! Ja nie chciałam! Ale... – zawiesiła na chwilę głos. – Jakbym straciła kontrolę nad własnym ciałem – dokończyła, drżąc.
– Wiem – odparłem cicho.
Przysunąłem się bliżej jej twarzy, cały czas patrząc jej w oczy. Przez chwilę przyglądaliśmy się sobie w milczeniu.
Nagle May zadrżała. Jej źrenice rozszerzyły się nienaturalnie. Wiedziałem już, co się stanie.
– Roztocza! Są wszędzie! Wchodzą mi do gardła! – krzyczała szaleńczo, rzucając się po łóżku. Niespodziewanie się uspokoiła. – Uważaj na siebie, Dave... – wyszeptała jeszcze, nim zastygła w całkowitym bezruchu.
Złapałem ją za ramiona.
– May? – jej ciało było kompletnie bezwładne.
Sprawdziłem jej tętno, mimo iż wiedziałem, że to nie ma sensu. Zamknąłem jej oczy, zapatrzone w miejsce, którego nie mogłem zobaczyć. Kolejny bezsensowny gest. Ludzie wmawiają sobie w ten sposób, że człowiek wcale nie umarł, tylko zapadł w bardzo głęboki sen. Bardzo chciałem w to wierzyć. Pogładziłem policzek zmarłej i pocałowałem ją w usta.
Otrząsnąłem się ze smutku i poszedłem przygotować się do odejścia. Nie byłem tu bezpieczny.  
Moje myśli pędziły szaleńczo. Jak się do niej dostali? Skąd wiedzieli, że mieszkamy razem? Jak mnie znaleźli? I gdzie był ten przeklęty nanobot, zanim się do niej dobrał?
 Przeanalizowałem w myślach poprzednie dni, wrzucając potrzebne rzeczy do niewielkiej torby.
I już wiedziałem. Śliwka, którą mi wczoraj wydano. Kiedy May ją zjadła, nanobot dostał się do jej mózgu. Dlatego wczoraj miała gorączkę i tak długo spała w ciągu dnia. Pewnie wcale nie chcieli dostać się do niej, tylko do mnie. Na mojej twarzy pojawił się gorzki uśmiech kogoś, kto mimo bólu potrafi docenić komizm całej sytuacji.
Gdybym ja zjadł ten owoc, nic by się nie stało.
Przecież każdy robot ma zabezpieczenia przed tym małym świństwem.
Chowając małe fiolki z truciznami między ubrania i sięgając po pistolet ukryty w zabudowie lodówki, zdecydowałem, że powinienem teraz zniknąć na dłużej. I znaleźć tego, kto się mnie obawiał.
Ma powody do strachu.
Najlepszy zabójca w kraju może być problemem dla każdego.

###
Recenzja
(Stonka, Pirat)

Podszedłeś do tematu dość prosto, choć fabuła intryguje i zaskakuje. Jest dużo niedopowiedzeń, a niektóre elementy mogły być zrealizowane nieco bardziej kreatywnie. Natomiast ogromny plus za: po pierwsze, trzymanie czytelnika w napięciu i niepewności do samego końca, po drugie, wczucie się w głównego bohatera przez wprowadzanie minimum emocji (co na początku wydawało się wadą).
Błędów wszelkiego rodzaju, od językowych po interpunkcyjne, nie było dużo. Jedyne, co można by zmienić, to długość niektórych zdań, ale w większości przypadków to akurat jest kwestią indywidualnych upodobań. Dodatkowo m. in. po słownictwie widać, że dobrze czujesz się w przygodowej fantastyce i sci-fi – dlatego kolejne wyzwanie będzie miało blokadę antyfantastyczną. Trzeba trochę utrudniać życie w imię literackiego rozwoju.  :)

4 komentarze:

  1. ojej, i nawet piszecie recenzje! to świetny pomysł, poświęcić tyle czasu. nie wiem, dlaczego wciąż tu tak cicho, przecież blog jest świetny i widać, że się rozwija. (p.s. :polecanie google'a tak nieładnie wygląda po prawej. no. to tylko taka sugestia, chyba wciąż pracujecie nad szablonem ^^)

    OdpowiedzUsuń
  2. Piszecie recenzje? Muszę Wam kiedyś coś podesłać^^ Opowiadanie wygląda jak fragment jakiejś większej całości i, choć za sci-fi nie przepadam, zainteresowało mnie. ; )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ zapraszamy, zapraszamy. A może skusiłabyś się na wyzwanie? Chętnie zobaczylibyśmy, co tam Ci w główce siedzi :D

      Usuń
  3. Cieszę się, że komuś się podoba. (:
    Może kiedyś coś dopiszę, ale na razie nie mam do tego nic więcej. Miało sprawiać takie wrażenie. (;

    OdpowiedzUsuń

© Agata | WS | x x.