– Witam, drodzy słuchacze!
Pewnie zauważyliście, jaki piękny mamy dzisiaj poranek. W końcu pogoda jest
olśniewająca jak zawsze, słoneczko przygrzewa, wiatr słoneczny wieje, a
magnetosfera jak nie istniała przez ostatnie cztery miliardy lat, tak nie istnieje.
Temperatura na dziś: minus osiemdziesiąt dwa…
– Procedura otwierania włazu
zewnętrznego rozpoczęta – przerywam Achillesowi, wstukuję komendę do komputera
i ciągnę za dźwignię. Ciepłe światło z zewnątrz rozświetla kabinę pilotów.
Ja i Achilles jesteśmy
najlepszymi astronautami na Ziemi. Jesteśmy w statku kosmicznym najwyższej
technologii, na Marsie, czwartej planecie od Słońca. Jesteśmy tu, by pobrać
próbki gleby i powietrza. Jesteśmy zwykłymi ludźmi, jednak w takich momentach
jak ten – jesteśmy wyjątkowi.
– Vanila-77 do Bazy, wyjście
na powierzchnię za sześćdziesiąt sekund, odbiór.
– Tu
Baza, przyjąłem, bez odbioru.
Gdy zmieniam częstotliwość,
Achilles zaczyna wyć do mikrofonu.
– Mlekooo, minuta to za
mało, by podjąć decyzję na wyjście skądkolwiek.
– Mamy wytyczne – odpowiadam
spokojnie, a mężczyzna podnosi na mnie rozczarowany wzrok. W jego czarnych
oczach odbija się światło kolorowych żaróweczek z panelu sterowania.
Achilles jest leniwy. Jest
tak okropnie, przerażająco leniwy i dziecinny, że nie wiem, dlaczego Baza
zgodziła się na wysłanie tak leniwego kosmonauty na dwuosobową misję. Zachowuje
się, jakby na niczym mu nie zależało, jakby życie sprzedawano w co drugim sklepie
za najmniejsze pieniądze. Ryzykuje bez cienia zastanowienia, bawi się bez
ponoszenia konsekwencji.
Irytuje mnie to, bo to nie
on siedział nad książkami dodatkowe dwadzieścia godzin w tygodniu, by zdać
wszystkie testy i symulacje na sto procent. To nie on odmawiał sobie spotkań ze
znajomymi i z rodziną i to nie on nie wykorzystał żadnego urlopu przez te
wszystkie lata badań w Bazie. Jednak nikt mu niczego nie zarzuci – Achilles był
i jest jedną z tych osób, które nie wiadomo skąd się wzięły i jak to się
dzieje, że potrafią dosłownie wszystko bez specjalnego wysilania się.
Czasem chciałabym, żeby był
dla wszystkich wredny, a nie buchał uprzejmością. Wtedy łatwiej byłoby mi go
nienawidzić.
Achilles niechętnie dźwiga
się do pozycji stojącej i staje przed śluzą wyjściową, z poczuciem obowiązku
wymalowanym na twarzy. Po chwili chucha na szybkę hełmu i uśmiecha się do mnie pogodnie
przez zaparowane szkło.
Odwracam się w stronę włazu.
– Cały wszechświat będzie
obserwował nas za niecałe pół minuty – mówię, bo to wielki moment w historii, a
w takich momentach trzeba powiedzieć coś podniosłego. Wlepiam wzrok w
otwierające się wrota. Dopiero gdy wypowiadam te słowa, zaczynam się
denerwować. – Cały wszechświat – powtarzam znacznie ciszej.
Zaciskam dłonie na tyle, na
ile pozwalają mi grube rękawice. Presja, stres i ciężar kombinezonu przytłaczają
mnie ze zdwojoną siłą, choć na Marsie powinnam czuć się trzy razy lżej.
– Wszechświat, nie wszechświat
– poprawia mnie Achilles i ściąga lekko brwi. Kiedy tak robi, mam wrażenie, że
jest kilka razy starszy, niż gdy się uśmiecha.
Patrząc
na niego, zapominam na chwilę o tremie i o tym, że jest jeszcze zbyt młody na
takie zmarszczki. Że oboje jesteśmy zbyt młodzi, żeby tu być.
– Wszechświat – powtarzam.
– Z wielkiej litery – uściśla,
uśmiechając się. Nie do końca rozumiem, o co mu chodzi, ale odwzajemniam pogodny
grymas i rozluźniam mięśnie. – Wszystko będzie dobrze, Mleko.
Achilles wyciąga ku mnie
dłoń, jednak nasze kombinezony nie są zaprojektowane do trzymania się za ręce w
kosmosie, więc nie chcę nawet próbować. Nie wiem nawet skąd zebrało mu się na
takie ckliwe gesty, skoro przez ostatnie siedem lat rozmawialiśmy dosłownie
trzy razy. Jeśli „cześć, chodzimy do tej samej grupy na fizykę jądrową”,
„przepraszam, czy mogę zabrać to krzesło?” albo „widziałaś gdzieś mój telefon?”
można zakwalifikować jako rozmowy.
Dochodzę do wniosku, że nie
mam pojęcia z kim poleciałam na tę misję.
Rozmyślania przerywa mi cichy
pisk w słuchawkach, a wrota stają otworem.
Czekałam na ten moment tak
długo, że łzy cisną mi się do oczu, jednak nie daję ponieść się emocjom, bo to
nieprofesjonalne. Zostało mi powierzone zadanie i muszę wykonać je tak, jak
byłam uczona przez ostatnie siedem lat.
Schodzę z platformy i
ostrożnie stawiam stopy na powierzchni Marsa.
– Achilles-13 do Bazy –
pogodny głos drugiego pilota rozlega się w moich słuchawkach, jakby jego słowa
były tymi samymi, które kłębią się w mojej głowie – Wylądowaliśmy na Marsie.
– Tu Baza, przyjąłem, bez odbioru.
Widok zapiera mi dech w
piersiach. Przed nami rozciąga się ogromna, szaro–beżowa pustynia pełna pyłu i
kamieni. Aż po horyzont nie widać niczego innego jak tylko skały, głównie
dlatego, że zasłania go burza piaskowa.
Jest pięknie. Tyle próbek do
pobrania, tyle nowych podmiotów badań. Nie czekając na Achillesa, wychodzę do
przodu jeszcze dalej, rozglądając się za idealnym miejscem do rozpoczęcia
pracy.
Odwracam się w lewo. Słońce
zachodzi. Jakkolwiek może być to piękne, mało co mnie interesuje – zachody
słońca czy innych gwiazd są wszędzie i nieustannie. Mój wzrok za to podziwia
widok sześciu jasnych punktów rozłożonych na wieczornym niebie, wysoko powyżej
słońca.
– Ziemia, Wenus, Fobos,
Deimos, Rigel i Kanopus – mówię, bardziej do siebie niż do Achillesa. Dziwnie
widzieć te wszystkie ciała niebieskie w jednym miejscu, jednak czym różnią się
one od gwiazd, które widzimy co noc z Ziemi? Może gdzieś tam, między migającymi
światełkami na sklepieniu też jest jakaś planeta, z której w wieczorne niebo
wpatrują się istoty przekonane o swojej samotności w Wszechświecie? Przez
chwilę żałuję, że wszystkie informacje na temat obcych cywilizacji są fałszywe,
a ludzie je piszący niezrównoważeni emocjonalnie.
Przyklękam, znajdując zagłębienie
w ziemi, gdzie widzę kilka pokaźnych kawałków skały i dużo marsjańskiego pyłu. Choć
chciałabym jeszcze trochę poobserwować księżyce i planety, które dane mi było
oglądać tylko z bardzo daleka, to muszę wziąć się do pracy. Informacja o
zawartości powietrza w butli uświadamia mnie o pozostałych dziewięćdziesięciu
procentach.
– Miałem kiedyś kota o
imieniu Fobos. Był straszny. Wszystkie moje ubrania były w jego sierści – Achilles
włącza aparat przytwierdzony do matrycy na jego klatce piersiowej, robi zdjęcie
niebu i uśmiecha się z satysfakcją, wskazując na nim Ziemię. – Mam nadzieję, że
nikt nie mrugnął. Głupio byłoby mieć zamknięte oczy na takim zdjęciu grupowym.
Przewracam oczami. Szybko
wyciągam urządzenia do pobierania próbek i rozkładam je między kamieniami.
Achilles staje koło mnie i patrzy, jak ustawiam jedno z wielu metalowych
opakowań na ziemi.
– Miałaś jakieś zwierzęta kiedy byłaś mała,
Mleko?
Wzdycham, lekko poirytowana,
jednak odpowiadam spokojnie:
– Jesteśmy najlepszymi
kosmonautami na Ziemi, błagam, zachowujmy się jak jedni z nich.
– Ale…
– Czy możemy zacząć pracować,
a nie zagłębiać się w moje dzieciństwo? – powtarzam, tym razem głośniej i
bardziej dobitnie.
– Przecież tylko pytam, geez – Achilles podnosi ręce w
pojednawczym geście. – Spokojnie, przecież ta misja ma być głównie przyjemna i
zaba…
Szybko puszczają mi nerwy.
– Nie, to nie jest dla mnie
zabawa, Achilles – podnoszę się z ziemi. Wiem, że nie powinnam teraz tego
mówić, ale skoro nie ma osoby na Ziemi, która może mu to powiedzieć w twarz, to
na Marsie musi być. – Czekałam na ten moment od siedmiu lat i uczyłam się nocami, by dostać zezwolenie na tę
misję, podczas gdy ty nie zrobiłeś dosłownie
nic – widzę, że pilot chce coś powiedzieć, ale nie daję sobie przerwać. – Nie
wiem, jak udało ci się zaliczyć wszystkie symulacje. Nie wiem, jak człowiek, który
nie widzi więcej niż czubek własnego nosa zdołał przekonać komisję, by wysłała
go w kosmos. I może też nie wiem, jak jesteś w stanie być wesoły dwadzieścia
cztery godziny na dobę, bez względu na to, co się dzieje, ale powiem ci jedno –
każdy ma swój słaby punkt. I po powrocie na Ziemię zrobię wszystko, by Baza
dowiedziała się, co jest z tobą nie tak.
Gdy kończę mówić, od razu odwracam
się, kucam i wracam do pracy przy próbkach. Przy mówieniu przyśpieszyło mi tętno,
przez co zużyłam więcej tlenu. Muszę się pośpieszyć, jeśli całą pracę będę
zmuszona wykonać sama.
– Dobrze, że przełączyłem
częstotliwość. Jeszcze ktoś by cię usłyszał, hehe.
Wyjmuję metalowe narzędzia z
walizki, kątem oka widząc, jak nogi drugiego pilota odrywają się od ziemi i
unoszą w powietrzu przez kilka sekund, a po chwili opadają.
Jakby Achilles chciał odlecieć.
– To miałaś w końcu jakieś
zwierzaki, Mleko? – pyta ponownie, z dziecinną uporczywością.
Do listy cech jego
charakteru dopisuję niereformowalność.
– Jesteśmy na Marsie w
trakcie bardzo, bardzo ważnej misji. Musimy pobrać próbki, zanim skończy nam
się tlen. Niedługo będzie patrzył na nas cały Wszechświat, a ty… A ty nazywasz
mnie mlekiem – mówię, pod koniec zdania nie dowierzając we własne słowa.
– Tak – przyznaje Achilles.
– To nie jest nawet
śmieszne – uświadamiam go.
– Nie ma być. Tak cię po
prostu zapamiętałem – jestem pewna, że wzrusza ramionami, ale nie widać tego
przez kombinezon. – Ze wszystkich osób w stołówce tylko ty piłaś mleko
waniliowe w kartonikach, a nie sok ze szklanek jak reszta.
Patrzymy sobie w oczy przez
chwilę. Chyba nigdy nie zrozumiem Achillesa.
Nagle przenosi wzrok na coś
za mną i otwiera usta z ekscytacji.
– Spadająca gwiazda!
Odwracam się i wpatruję w
jasny obiekt przelatujący nad naszymi głowami, przecinający granatowe niebo i
świecące na nim gwiazdy. Domniemana
gwiazda kieruje się w stronę Słońca z zawrotną prędkością.
– Kometa ISON – mówię,
gratulując sobie w myślach, że tak szybko ją rozpoznałam. Uczyłam się o niej
jeszcze zanim rozpoczęliśmy misję, więc teraz wiem o niej wszystko.
Ciekawe, czy Achilles też
wie.
– Ponoć spadające gwiazdy to
papierosy wyrzucane przez anioły z Nieba, zanim Bóg je przyłapie – kometa znika
z naszego pola widzenia, jednak pilot mówi dalej. – Chyba anioły dużo palą. To
już trzeci papieros w tym tygodniu.
Prawie udaje mi się
uśmiechnąć, ale mam pracę do wykonania i muszę się skupić.
Nienawidzę tego w sobie. Zamiast
cieszyć się chwilą i celebrować fakt dostania się tutaj, myślę wyłącznie o jak
najszybszym wykonaniu zadania. A przecież nie włączyliśmy nawet kamery, nie
powiedzieliśmy słów, które zapisałyby się w dziejach ludzkości. Nie zrobiliśmy
nic, co mogłoby zostać zapamiętane przez kogoś więcej, niż nas samych. Przez
chwilę zastanawiam się nad włączeniem kamery, lecz w końcu ponownie zaczynam
zbierać próbki. Szczypcami przenoszę kamyki do metalowych skrzynek, jednak
kawałki skał co chwilę wypadają mi z narzędzi. Powtarzam czynność do skutku. To
na nic. Odkładałam przyrządy z rezygnacją.
– Wierzysz w Niebo? – pytam Achillesa
po chwili, zażenowana swoją słabą wolą i wyczuciem czasu. To nie moment, żeby
pytać o takie rzeczy, ale nie mogę się powstrzymać. Oby Baza tego nie słyszała.
– Przecież w nim jesteśmy –
mówi, jakby była to najoczywistsza rzecz we Wszechświecie.
– Mówię o tym Niebie-Niebie
– uściślam. – Tym Niebie z Bogiem.
– Przecież to to samo – Achilles
kuca koło mnie, niemal się przewracając. – Skoro Bóg jest wszędzie, to czemu
miałoby istnieć inne Niebo niż to, w którym ciągle się znajdujemy?
Stukamy się hełmami.
– Nie czujesz się jak w raju?
Mimo tego, że tak naprawdę
nasze twarze dzieli ponad pół metra, czuję jak policzki mi płoną. Jestem zbyt
dziecinna. Dorośli nie robią takich rzeczy. Dorośli nie mają prawa się
czerwienić, a już zdecydowanie nie ci dorośli w kosmosie.
Achilles chyba czyta mi w
myślach, bo się śmieje.
– Tracisz tlen – zauważam.
– Dla takich momentów mógłbym
stracić cały tlen z Ziemi, a nawet z całej Europy.
Dopiero po chwili rozumiem.
– Europa ma w stu procentach
atmosferę stworzoną z tlenu.
– Wiem o tym – Achilles
wstaje, nie spuszczając ze mnie wzroku – nie bez powodu jestem twoim drugim
pilotem, Mleko – uśmiecha się, jednak widzę smutek w jego oczach. Dlaczego? – No
dalej, spytaj mnie o cokolwiek.
Nie wiem, czy chce się
przede mną popisać, czy coś udowodnić.
Zaczynam zarzucać go
pytaniami, a on odpowiada na wszystko bez zająknięcia. Wymienia największe obiekty
transneptunowe, zawartości pierwiastków w atmosferach ośmiu planet, masy gwiazd
zna z dokładnością do trzech miejsc po przecinku. Pytam o gwiazdozbiory,
galaktyki i mgławice. Nawet o rzeczy, których sama nie byłam w stanie zapamiętać,
jednak on na wszystko odpowiada. Chcę znaleźć coś, czego mógłby nie wiedzieć.
– Mogę cię o coś spytać? – Achilles
przerywa mi w końcu, gdy zaczynają kończyć mi się pytania. Kiwam głową
niepewnie.
– Myślisz, że to nagroda? – głos
pilota jest dziwnie wyprany z emocji, niemal komputerowy. Przez chwilę myślę,
że to Baza, ale Baza rzadko mówi do nas o czymś, co nie dotyczy procedur lotu.
Ściągam brwi. Nie rozumiem.
– Przecież zasłużyliśmy na
udział w tej misji, jesteśmy najlepsi.
– Jesteśmy tylko zwykłymi
ludźmi w blaszanej puszce. Jesteśmy ponad siedemdziesiąt osiem milionów
kilometrów od ogromnego kamienia unoszącego się w próżni, na którym żyje jedyne
siedem miliardów rozumnych worków z mięsem, jakie istnieje – mówi. – Nadal myślisz,
że to nagroda?
Wstaję i patrzę mu w oczy,
tym razem bez nienawiści, złośliwości czy uporu. Chyba zaczynam rozumieć
Achillesa.
Nikt nie zasłużył na taką
samotność.
Pilot uśmiecha się. On chyba
też już mnie rozumie.
Przechodzi koło mnie oraz narzędzi
do zbierania próbek i zaczyna iść w stronę naszego statku kosmicznego. Patrzę,
jak wymija go i znika z mojego pola widzenia. Ściągam brwi. Co się dzieje? Automatycznie
przełączam częstotliwość radia na między załogowe i zaczynam iść w ślad za nim.
Mijam statek i widzę go. Widzę jak idzie przed siebie, a światło tworzy słabą
poświatę nad jego hełmem, odbijając się od szkła.
– Achilles-13, zgłoś się –
mówię, jednak pilot nie reaguje. Idzie dalej, oddalając się ode mnie coraz
bardziej. Podążam za nim. Widzę, jak zostawia za sobą narzędzia do pobierania
próbek, które dotychczas trzymał w kieszeniach kombinezonu. Zaczynam się
niepokoić. – Achilles-13, przecież mamy wytyczne! – krzyczę w jego stronę,
jednak nawet się nie odwraca. – Dokąd idziesz?
– Nie wiem – przyznaje, zapewne
wzruszając ramionami.
Mój oddech przyśpiesza,
serce wariuje, oczy napełniają się łzami. Mam jeszcze tyle pytań bez
odpowiedzi. Nie wiem, dlaczego zaczynam biec. Przecież ktoś inny mógłby
wytłumaczyć mi Wszechświat, a nie ten nieodpowiedzialny, dziecinny, leniwy
worek mięsa.
Jednak z drugiej strony…
Doganiam go, pochylając
głowę i mimowolnie zamykam oczy, chroniąc się przed porywistym wiatrem. Gdy
ustaje, powoli rozchylam powieki.
Achilles idzie przede mną w
ciszy, a ja widzę tylko jego pięty.
… z drugiej strony fascynuje
mnie swoją obojętnością.
Jakby tylko grawitacja
trzymała go w tym Wszechświecie.
Jesteś genialna, Stonko. Ten "żart" Achillesa o księżycu Europie. Anioły palące papierosy. Cudo. Jestem Twoim fanem XD
OdpowiedzUsuńCzemu "Wszechświat" z dużej litery?
Hahaha ten "żart" był w rzeczywistości podrywem ;) Co do Wszechświata - tutaj zacytuję pierwowzór Achillesa i Mleka Waniliowego, gdzie odebrałam temat literalnie:
Usuń"– Bo Wszechświat jest duży i kropka – staliśmy wtedy na Uranie i wpatrywaliśmy się w malutkie Słońce wschodzące ponad Jowiszem. – Niektóre rzeczy zasłużyły na wielkie litery samym swoim istnieniem." Mam nadzieję, że to coś tłumaczy ;) ~Stonka
Wszystko tłumaczy. Mogłaś to wstawić tutaj też. ;) Np. tak:
Usuń"– Wszechświat – powtarzam.
– Z wielkiej litery – uściśla, uśmiechając się. Nie do końca rozumiem, o co mu chodzi, ale odwzajemniam pogodny grymas i rozluźniam mięśnie. – Wszystko będzie dobrze, Mleko.
- Ale czemu z wielkiej? - drążę.
Bo Wszechświat jest duży i kropka – staliśmy wtedy na Uranie i wpatrywaliśmy się w malutkie Słońce wschodzące ponad Jowiszem. – Niektóre rzeczy zasłużyły na wielkie litery samym swoim istnieniem."
:D
Wait. Bez tego Uranu.
UsuńHm, raczej nie. Wyraźnie jest zaznaczone, że ona go nie rozumie i nawet nie próbuje go zrozumieć, co ujęte jest w zdaniu "Nie do końca rozumiem, o co mu chodzi, ale odwzajemniam pogodny grymas i rozluźniam mięśnie.". Przez dłuższy czas w tekście Vanila uważa Achillesa za dziwaka i osobę, którą trzeba poklepać po głowie i zignorować.
UsuńAlso - kobieta jest do niego po części wrogo nastawiona oraz zbyt zestresowana, by cokolwiek powiedzieć (zauważ jak długo potem się nie odzywa). Aczkolwiek dziękuję za sugestię ;) ~Stonka.
Stonka, Stonka. Stonka i jej magiczne "ostatnie zdania". Czasem aż boli, gdy trzeba to czytać - to jak kolejnych kilka stron odkrywania między wersami: "nienawidzę cię, ja powinnam to napisać, jesteś za mała na takie dobre rzeczy" T.T
OdpowiedzUsuńOstatnie zdania są najważniejsze. Ja czasem mam ostatnie zdanie zanim skończę tekst. XD
UsuńA myślała, że to tylko ja tak mam ;d
Usuństonko. ja cię nie znam ale ty chyba dużo wiesz o takich rzeczach jak zapotrzebowanie tlenu. powiedz mi proszę że oni w pewnym momencie zawrócili. niech on weźmie to cholerne mleko na ziemię i ją tam kocha a nie mu się w kosmosie don juana zgrywać zachciało. płuca mnie rozbolały.
OdpowiedzUsuńWzrusza mnie, że tak poruszył cię mój tekst :') Jednak nie jestem w stanie powiedzieć... co stało się z Achillesem i Mlekiem. Na serio. Myślałam nad wieloma wersjami tego, co mogłoby się dziać dalej. Twój scenariusz także mógłby się stać, ale niestety żadna wizja się nie zrealizuje, bo drugiej części na pewno nie będzie, a tekst się skończył. Co oczywiście nie znaczy, że życie Achillesa i Mleko się skończyło. Póki ktokolwiek jeszcze pamięta ich historię, Achilles-13 i Vanila-77 stoją na Marsie z butlami wiecznie wypełnionymi powietrzem i podrywają się na astronomię ;3 Cytując Achillesa z pierwotnej wersji tekstu: "Nikt nie chce zostać zapomniany. Dlatego ludzie podejmują się bohaterskich czynów, robią coś dla świata, umierają młodo.". Mam nadzieję, że jakkolwiek uśmierzyłam twój ból, Dosiu <3 ~Stonka
Usuńwnioskuję o wydalenie jej z grupy. ryczałam pół dnia bo myślałam że to smutne i sądziłam że nie może być gorzej a ona mi właśnie oznajmia spokojnie że oni całą wieczność będą tkwić w tej chwili tuż przed uduszeniem i nigdy nie złapią się za ręce. o bogowie kosmosu, to zbyt smutne dla mnie. ja nigdy po raz drugi nie obejrzałam titanica bo jack tonie na końcu, o nie. idę wypłakać resztkę łez. nienawidzę was oficjalnie.
UsuńA ja lubię myśleć, że w momencie, kiedy Achilles już ma zniknąć na horyzoncie, odwraca się i patrzy na to, jak bardzo Mleko jest daleko. Uśmiecha się do niej, bo widzi, że Mleko się boi i wyciąga do niej dłoń, żeby jednak wypróbować, czy rzeczywiście w skafandrach nie można trzymać się za ręce. I okazuje się, że można, więc uśmiecha się do niej, a ona do niego i idą razem przed siebie. ~ Kruk
Usuńa ja lubię myśleć że na marsie nagle pojawiła się atmosfera. choć jak przeczytałam drugi raz to kalka zdecydowanie miała rację z tym drugim zdaniem. bo w sumie achilles był draniem, no bo byli stworzeni dla siebie a jego trzymała tam tylko grawitacja. ładna grawitacja, jasne, grawitacja nie pije mleka waniliowego na stołówkach.
Usuńjeju, miałam na myśli ostatnie zdanie. ale wiecie o co chodzi.
UsuńMyślałam wcześniej nad zakończeniem tekstu zdaniem wypowiedzianym przez Achillesa "– Droga Mleczna została stworzona tylko dla ciebie. ", więc nie wiadomo w końcu, czy mu na niej nie zależało, czy nie. I może wrócili do statku na czas, może wcale nie skończył im się tlen, może to wszystko im się tylko śniło... Może, może, może ;) ~Stonka
OdpowiedzUsuńProszę, Stonko, wyeliminuj ostatnią możliwość. Stało się, ale nie, bo to był sen. Nie znoszę takich zakończeń. Chyba, że śnili go oboje, wtedy byłoby dobrze ;D
UsuńPowtórzę: uważam, że Stonka jest mistrzem ostatniego zdania. Zarówno to zastosowane (o grawitacji), jak i opcjonalne (o Drodze Mlecznej - notabene, Droga Mleczna dla Mleka, czy to nie oczywiste?)... Obydwa są po prostu genialne. Zostawiają to poczucie zagubienia czytelniczego, gdy ma się świadomość, że coś nieodwracalnie się skończyło i to dobrze, bo tak po prostu miało być, inaczej nie mogło się to potoczyć, a równocześnie - ma się ten okropny ból w klatce piersiowej, bo to wywołuje zbyt wiele emocji. Po tym ja poznaję dobrą literaturę. Po tym trudnym do zdefiniowania uczuciu, które jest mieszanką miłości i nienawiści, i sprawia, że chcesz po prostu spojrzeć autorowi w oczy i na niego patrzeć, i mieć nadzieję, że on zrozumie to przesłanie, tę walkę w twoich oczach pomiędzy "kocham cię" a "najchętniej bym cię, jako czytelnik, teraz ukatrupił". Ach, Stonko, dobrze mieć Cię w naszej drużynie.
Usuńtak, dokładnie to miałam na myśli. to kochanie i nienawidzenie. no dokładnie. to samo miałam po harrym potterze. tylko po harrym mniej płakałam.
UsuńTak, Kalka, bo to chyba ty, doskonale definiujesz uczucia, z których ja nie dałbym rady. Doskonałym przykładem takich książek jest seria "Skrytobójca" Robin Hobb, którą notabene poleciła mi Pirat.
UsuńZ kolei z niektórymi książkami jest zupełnie odwrotnie, do bohaterów nic nie czuję (bo nawet nienawiść przy czytaniu oznacza, że autor jest dobry), myślę: "może byście zginęli? Wtedy się szybciej skończy."
Wszystkie cztery jesteście mistrzyniami. XD
Ale to cudne jest! Stonko, popieram wszystkich powyżej - ostatnie zdanie jest genialne, jest kwintesencją normalnie tego utworu. Tylko, błagam, powiedz, że nie skończył im się tlen. Cokolwiek. Mars wytworzył atmosferę,Achilles zrozumiał, że Mleko jest przestraszona i wrócił z nią na Ziemię, spotkali Marsjan i stali się tacy jak oni. Cokolwiek byle nie game over. Wiesz, że uwielbiam Twojego Achillesa? To teraz już wiesz^^ No i dziękuję za wyjaśnienie mi czym są spadające gwiazdy :D
OdpowiedzUsuńP.S. Przypomniało mi się teraz jak w gimnazjum na polskim, gdy omawialiśmy "Iliadę" podpisałam się na karcie pracy "Achilles". Do dziś nje wiem jak mogłam się pomylić i co mi wtedy odwaliło xD
Wszyscy jesteśmy Achillesami, szczególnie podczas omawiania Iliady :D Ah, Straw Cherry, trudno mówić mi o tym, co się stało z Achillesem-13 i Vanilą-77... Mogę tylko zdradzić, że włączyli kamerę. W końcu chcieli zostać zapamiętani, prawda? :3 Bardzo się cieszę, że podobał ci się ten tekst. Jeśli Wena pozwoli, w tę niedzielę pojawi się mój kolejny, tym razem bardziej optymistyczny, niż Achilles :') ~Stonka
UsuńJak o tym powiedziałaś...
UsuńMoże jestem złym człowiekiem, ale lubię sobie wyobrażać, że włączyli kamerę tylko po to, aby pokazać całej ziemi jak duszą się z braku tlenu.
Trudno ukryć, że tak prawdopodobnie właśnie by było, gdybyśmy mieli pewność, że na 100% nie zawrócili do statku. Kto ich tam wie.
UsuńAch, ci niepoczytalni astronauci ;) ~Stonka