stosowany w leczeniu zmęczenia szarą rzeczywistością

Zapraszamy do współpracy autorów zainteresowanych publikacją swoich tekstów na blogu. Jednocześnie zastrzegamy sobie prawo do selekcji nadesłanych utworów oraz ich korekty i redakcji (zatwierdzonych przed premierą przez autora).
eprozac.blogspot@gmail.com

Malkiem: 22 grudnia

wyzwanie: 22 grudnia

21 grudnia
13:15
Zawsze bałem się mroku.
Nie ciemności, która jest tylko brakiem światła, ale mroku, który wypływa z najgłębszych zakamarków ludzkiej duszy, miejsc, o których istnieniu wolelibyśmy nie wiedzieć, ze szczelin w chroniącej nas przed stworami wypełzającymi z przestrzeni poza osnowie świata.
Każdego roku najgorszy bywa dzień zimowego przesilenia, kiedy promienie słońca, zbyt wątłe, żeby ogrzać zmarznięta ziemię, pojawiają się na zaledwie kilka godzin. Wiem, że tego dnia, czy może raczej nocy, bo noc jest jeszcze gorsza, szczeliny otwierają się szerzej, a straszliwe stwory nawiedzają mój umysł, opuściwszy swą bezpieczną kryjówkę.
Tym razem mrok nocy z dwudziestego pierwszego na dwudziestego drugiego grudnia ma być jeszcze gorszy.
Tej nocy księżyc będzie w nowiu.
Wzdrygam się na samą myśl o tym. Oby tylko gwiazdy świeciły dość jasno i nie skryły się za chmurami. Boję się, co mogłoby się stać, gdyby ci ostatni strażnicy mojego spokoju także zniknęli. Zapewne wszystkie demony mojej bądź co bądź żałosnej egzystencji wydostałyby się na wolność, rwąc moją duszę na strzępy, a następnie zaczęłyby znęcać się nad opuszczonym ciałem, które jednak wciąż miałoby zdolność odczuwania.
Otrząsam się z tych ponurych rozmyślań i rozmieszczam w strategicznych punktach domu kilkadziesiąt świec, na wypadek gdyby elektryczność wysiadła.
Światło nie pomoże w walce z mrokiem, ale przynajmniej doda mi otuchy.

15:10
Do zmierzchu pozostaje coraz mniej czasu.
Widząc wydłużające się cienie, zapaliłem w domu wszystkie światła. Teraz patrzę przez okno na krwawo zachodzące słońce i czuję strach, który zbliża się do mnie z każdej strony. Na razie jestem w stanie go odegnać, ale nie wiem, jak długo jeszcze.
Przez kilka najbliższych godzin nie będę sam, a przynajmniej nie tak bardzo. Ludzie na ulicy też są swego rodzaju wsparciem, mimo że nie mają pojęcia o istnieniu osoby takiej, jak ja. Idą, zajęci swoimi sprawami, a sama ich obecność mi pomaga.
Póki na ulicach nie ucichną kroki nieznajomych, nie będzie źle.

23:45
Miałem rację.
Te kilka godzin przetrwałem we względnym spokoju, ale już czuję mroczne bestie, które szarpią swoimi ostrymi pazurami szczeliny, rozszerzają je, by wkrótce wyrwać się na wolność, by wreszcie móc dręczyć kogoś, kto nie jest mną, tym beznadziejnym, przerażonym człowieczkiem, który jednak potrafił im się opierać przez tyle lat.
To musi być dla nich okrutne upokorzenie, wiem to.
Wybrały najsłabszego, najżałośniejszego osobnika na planecie, co do którego były przekonane, że nie wytrzyma choćby chwili.
Wytrzymałem.
Wytrzymałem dwadzieścia pięć lat, więc wytrzymam jeszcze jedną noc.
Wytrzymam.

22 grudnia
0:35
Na zewnątrz panuje śnieżna zamieć. Oszalały wiatr wyje w nieszczelnych oknach.
Prądu nie ma od co najmniej piętnastu minut. Zapaliłem świece, ale tylko w jednym pokoju. Najpierw chciałem to zrobić w całym domu, ale kiedy już rozedrganymi dłońmi udało mi się zbudzić małe płomienie na końcach zapałek, a potem przenieść je na czubki woskowych kolumn, nie byłem w stanie przekroczyć progu jedynego względnie jasnego pomieszczenia. Nadludzkim wysiłkiem wydało mi się samo zamknięcie prowadzących na korytarz drzwi.
Mrok był tam płynny, niemal namacalny. Wciąż dostrzegałem w nim poruszenia, raz nawet blask dwóch małych, zionących nienawiścią punktów.
Gwałtownie przekręciłem klucz w zamku i podszedłem do okna, żeby spojrzeć na gwiazdy.
Nie było ich.
Nie było niczego poza śniegiem, który pokrywał cały widoczny obszar białym całunem.

2:54
Cisza mnie przytłacza.
– To jest ostatnia noc. Jutro światło zwycięży, dzień znów będzie dłuższy – mówię, choć właściwie nie wiem, po co. – Ale najpierw muszę ją przetrwać.
Demony na chwilę odsuwają się ode mnie o krok.

4:20
Przeżyłem kolejną chwilę grozy, kiedy otworzyłem okno. Zamieć minęła, ale wiatr wciąż dmie z niespotykaną siłą. Wpadł do pokoju i zdmuchnął wszystkie świece, burząc chwiejny spokój mojego ducha.
Trzęsąc się ze strachu i z zimna, zamknąłem okno, przeszedłem po omacku cały pokój. Przed oczyma widziałem jedynie nieprzeniknioną ciemność. Wiedziałem, że coś mogłoby czaić się tuż obok, a ja bym tego nie zauważył.
Moja dłoń drży.

5:13
Świece się wypalają.
Została mi tylko jedna, przy której piszę te słowa, kuląc się w kącie. Widzę zawirowania wśród mroku, wskazujące na obecność czegoś, co czeka tylko aż płomień zgaśnie, żeby rzucić się na mnie i wyrwać moją duszę z objęć rozpaczliwie chroniącego jej ciała…
Świeca zgasła.
Nie wiem, która może być godzina.
Nie wiem, czy wciąż mam duszę.
Nie wiem, czy jeszcze żyję.
Wiem, że kurczowo zaciskam dłonie na długopisie i notatniku, które jako jedyne utrzymują mój związek z realnym światem.
Wiem, że świt powinien był nadejść już dawno. Tego roku światło nie zwycięża.
Czuję chłód bijący od istoty, która jest coraz bliżej.

[nieczytelne]

Świt nadszedł, ale okna były zwrócone na zachód.

6 komentarzy:

  1. Brzmi to jak zakończenie dobrej historii - mnie osobiście brakuje jednak jakoś "przedtem", które dodałoby całości swoistego smaczku, kontekstu wzbogacającego znaczenie. Czuję się po lekturze tego tekstu zupełnie tak, jakbym przeczytał ostatni rozdział książki i nie mógł zajrzeć do wcześniejszych części. Może potraktujesz to jako sugestię ;]

    OdpowiedzUsuń
  2. No nie, znowu samo zakończenie napisałem? Ech, a już byłem prawie pewien, że tym razem jest chyba dobrze. Może potraktuję, szczególnie, że właśnie wskoczyło do mej głowy mnóstwo pomysłów na fabułę tego. ^^ Ale nigdy jeszcze książki nie pisałem, to chyba zajmuje dużo czasu, a ja mam go teraz zdecydowanie za mało. ;-; W każdym razie, plan zrobienia z tego powieści jest dobry,

    OdpowiedzUsuń
  3. Niekoniecznie powieści - w końcu opowiadania mogą mieć nawet 40 tys. znaków, prawda? Ale faktycznie warto pomyśleć nad rozwinięciem, bo myślę, że może z tego wyjść coś naprawdę godnego uwagi. Pozostaje mi życzyć czasu. Czekam na kolejne teksty ;]

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wiem, dlaczego, ale tekst skojarzył mi się z serią książek z mojej młodości. Seria mimo że była dobra, skończyła się w połowie, za co wciąż nie wybaczyłem autorce. Zgadzam się z Borysem i też chętnie zobaczyłbym nieco więcej. Tekst jest dobry, uwielbiam na przykład ostatnie zdanie, ale historia aż prosi się o rozwinięcie. Ja bym nawet poszedł w drugą stronę i dopisał coś po tym fragmencie. Czy to retrospekcję, czy dalszą historię. Można by z tego zrobić jakąś Alicję w Krainie Czarów, obojętnie jak dziwnie to teraz brzmi.
    Prozac jest taki smutny.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja też czekam na debiut powieściowy Malkiema. Mam dobre przeczucia co do tego. Ale bez pośpiechu, czasem lepiej poczekać na właściwy moment, no nie? A znaki, Borysie, zgadzają się - dobrze zapamiętałeś c:

    OdpowiedzUsuń
  6. Prozac miał być nazwą znaczącą, ale ze znaczenia pozostała mu chyba tylko (e)Proza(c). Tak się kończą wzniosłe idee, gdy nikt nie chce za nie umierać (; Urwanie historii w połowie wydaje mi się obecnie tak dobrym rozwiązaniem...

    OdpowiedzUsuń

© Agata | WS | x x.