wyzwanie: świadomość
Niezdarnym ruchem odrywam kawałek świadomości i powoli kładę
go obok reszty. Muskam dłonią gładką powierzchnię stołu. Przypomina mi
lodowisko, po którym jeździliśmy, jeszcze zanim odeszła.
Zawsze prosi mężczyznę z obsługi o za małe, tylko po to,
by po ich założeniu zorientować się, że potrzebuje większych. Zdecydowanym
krokiem podchodzi do okienka i prosi o kolejne, ale kiedy wraca, okazuje się,
że tym razem wybrała za duże. Trzecie i ostatnie podejście musi być udane.
Niestrudzona podchodzi do okienka, po czym wreszcie odbiera odpowiednie łyżwy.
Podziwiam sposób, w jaki się porusza. Jest zdecydowana.
Ja za to należę do tych potykających się o własne nogi. Nie potrafię utrzymać
równowagi czy to fizycznej, czy to psychicznej. Boję się wejść na lód. Jest
zimny i gładki. Przeraża mnie jego struktura.
Proszę ją, by złapała mnie za rękę. Nie potrafię jeździć
na łyżwach. Przerażony wchodzę na lodowisko, a ona odprowadza mnie do barierki
i namawia, bym chociaż tym razem się przełamał. Zostawia mnie. Kiedy tylko
puszcza moją dłoń, kurczowo chwytam się ogrodzenia, łudząc się, że uchroni mnie
to przed utratą równowagi. Patrzę, jak pewna siebie robi kolejne okrążenie.
Słyszę jej śmiech, kiedy mnie mija. Zapewnia mnie, że nie wiem, co tracę.
Przecież wie, że się nie odważę.
Moja dłoń natrafia na małe wgniecenie w stole. Struktura
zostaje zaburzona. Oderwany element świadomości zaczyna powoli blaknąć. Muszę
go zabezpieczyć. Przenoszę wzrok na niewielką komorę malcepcyjną, stojącą pod
moimi nogami. Gdyby nie trzy wbudowane w nią przyciski i mały wyświetlacz,
wyglądałaby jak zwykłe pudełko śniadaniowe. Podnoszę pojemnik i stawiam go na
stole. Wstukuję odpowiedni kod i zdejmuję pokrywę. Słyszę syk. Niepewnie chwytam
oderwany kawałek świadomości. Boję się, że zaraz wypadnie mi z dłoni. Szybkim
ruchem wkładam go do pudełka, zakładam na nie pokrywkę. Próba zamknięcia
pojemnika nie skutkuje.
Chyba zepsułem mechanizm zabezpieczający.
A nie, po prostu odwrotnie nałożyłem pokrywę.
Szybko naprawiam mój błąd, a komora zamyka się z sykiem.
Przez szybkę opakowania widzę, jak jego zawartość formuje
kształty przypominające obłoki. Muszę poczekać, aż się ustabilizuje. Wtedy będę
mógł rozpocząć jej dezintegrację. To już dzisiaj drugi raz. Polubiłem to.
Pozwala mi zapomnieć. Chyba popadłem w nałóg.
Powtarzają mi, że jestem nieuleczanie chory. Kłamią.
Muszę tylko usunąć wirusa. Naprawić błąd systemu. Naprawić się. Potrzebuję
tylko czasu.
Stabilizacja fragmentu ma nastąpić za sześć minut. Powoli
podnoszę się z krzesła. Stawiam gołe stopy na syntetycznej trawie. Czuję lekkie
łaskotanie.
Stoję dziesięć metrów od stołu. Dwadzieścia. Leżę na
trawie.
Mebel zdaje się być wyjątkowo daleko. Mam go na wyciągnięcie
ręki. Trzydzieści metrów. Patrzę się w niebo, którego nie ma. Nie ma chmur. Nie
ma słońca. Pozostała tylko iluzja. Nieuchwytny ideał stał się możliwy do
osiągnięcia dzięki technologii.
Bóg jednak istnieje i może być nim każdy.
Skwar. Słońce świeci dzisiaj wyjątkowo mocno. Marzę o
lekkim wietrze. Czuję lekki powiew wiatru. Chmury pojawiają się na niebie. Nie
układają się w żadne kształty. To tylko chaotyczne, bezwartościowe, iluzoryczne
obłoki starające się mnie omamić. Wynagrodzić mi swoją pustkę ładnym
opakowaniem.
Zdejmuję ręce z brzucha i układam je wzdłuż ciała. Kładę
je lekko na trawie, która gładzi moje dłonie z udawaną czułością. Jej dotyk
jest wyjątkowo nieszczery. Zaciskam dłoń w morderczym uścisku i bezlitośnie
wyrywam syntetyczne źdźbła. Wyrzucam je w powietrze i śledzę wzrokiem, dopóki
wiatr nie zabierze ich z zasięgu mojego wzroku. Układam uniesioną wciąż rękę
wzdłuż ciała. Pod dłonią nie czuję trawy. Pod dłonią czuję trawę.
Dwadzieścia metrów. Dwie minuty.
Powoli się podnoszę. Zamykam oczy, by zobaczyć ciemność.
Coraz częściej doskwiera mi jej brak.
Boi się mroku. Zanim wejdzie do pustego pokoju, prosi, bym
zapalił światło. Nie chcę tego robić. Pytam, z czego wynikają jej obawy.
Odpowiada, że przecież w ciemności trudno cokolwiek zobaczyć. Czasami marzę, by
oślepnąć. Nie sądzę, by istniało cokolwiek, na co naprawdę warto patrzeć.
Krzesło, w przeciwieństwie do stołu, jest chropowate.
Wyświetlacz komory powiadamia mnie, że fragment świadomości został
ustabilizowany i jest gotowy do dezintegracji. Kilkoma kliknięciami wydaję
odpowiednie polecenie, po czym odwracam wzrok od pudełka. Nie chcę tego
widzieć. Słyszę ciche piknięcie, oznaczające, że proces dobiegł końca. Komora
jest pusta. Zdejmuję ją ze stołu i kładę pod nogami. To tylko kwestia czasu,
zanim znowu ją podniosę.
Zastanawiam się nad wstaniem z krzesła. To jeden z tych
dylematów, które doskwierają mi za każdym razem. Nie chcę tego robić. Nie chcę
wracać.
Nie wiem, czy kiedykolwiek istniała. Może tak naprawdę
była tylko marnym pretekstem. Jej dłonie były ciepłe. Parzyły mnie przy każdym
dotyku. Ból był kojący, uspokajał mnie.
Teraźniejszość wydaje się być zupełnie odległa.
Wstaję z krzesła. Dziesięć metrów. Podejmuję decyzję. Dwadzieścia metrów.
Układam ręce wzdłuż ciała i zamykam oczy. Trzydzieści metrów.
Nie wracam.
###
Recenzja
Drogi Płaski
Kubku,
niby
to dopiero drugi Twój tekst u nas, ale dla nas mocno wryłeś się w prozacową,
cukrową (nie)rutynę, idealnie spajając się z naszym światem i na swój
indywidualny sposób go urozmaicając. Dziękujemy Ci za to!
A
jeśli chodzi o „Świadomość”: oba Twoje teksty malują obraz świata z jakiejś
nieokreślonej przyszłości i musimy powiedzieć (my, Pirat), że te wizje wydają
nam się równie ciekawe, co ponure. Motyw z niszczeniem kawałków świadomości –
niechcianych wspomnień? – jest o tyle zajmujący, o ile chyba bliski ludzkiej
naturze. Kto nigdy, chociaż raz, nie chciał wyrzucić czegoś z głowy, pozbyć się
niepotrzebnego ciężaru? Czy ktoś mógłby z czystym sumieniem powiedzieć, że
odrzuciłby taką okazję, gdyby się nadarzyła? Ale narratorowi możliwość dezintegracji
wspomnień nie pomaga – każda kolejna próba przecięcia więzów łączących go z
przeszłością wydaje się tylko głębiej go w niej zanurzać. Przy okazji niszcząc
po trochu jego osobowość. W ogóle bohaterem można się bardzo zainteresować,
kiedy pomyśli się o wszystkich niewiadomych z nim związanych. Kim była dla
niego dziewczyna od łyżew? Dlaczego zostały po niej tylko fragmenty pamięci?
Jak właściwie zakończyła się historia? Tyle pytań, Płaski Kubku, że to prawie
okrutne zostawiać tak czytelników.
Na
koniec małe… życzenie, jeśli pozwolisz. Krótka forma chyba Ci odpowiada, a mimo
to bardzo chcielibyśmy dostać od Ciebie kiedyś coś trochę bardziej
rozwiniętego, wykraczającego poza konkretną scenę – w końcu, co to za zabawa
bez wyzwań?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz