stosowany w leczeniu zmęczenia szarą rzeczywistością

Zapraszamy do współpracy autorów zainteresowanych publikacją swoich tekstów na blogu. Jednocześnie zastrzegamy sobie prawo do selekcji nadesłanych utworów oraz ich korekty i redakcji (zatwierdzonych przed premierą przez autora).
eprozac.blogspot@gmail.com

Goście: Płaski Kubek #2

wyzwanie: świadomość

Niezdarnym ruchem odrywam kawałek świadomości i powoli kładę go obok reszty. Muskam dłonią gładką powierzchnię stołu. Przypomina mi lodowisko, po którym jeździliśmy, jeszcze zanim odeszła.
Nigdy nie potrafi wybrać odpowiedniego rozmiaru łyżew.
Zawsze prosi mężczyznę z obsługi o za małe, tylko po to, by po ich założeniu zorientować się, że potrzebuje większych. Zdecydowanym krokiem podchodzi do okienka i prosi o kolejne, ale kiedy wraca, okazuje się, że tym razem wybrała za duże. Trzecie i ostatnie podejście musi być udane. Niestrudzona podchodzi do okienka, po czym wreszcie odbiera odpowiednie łyżwy.
Podziwiam sposób, w jaki się porusza. Jest zdecydowana. Ja za to należę do tych potykających się o własne nogi. Nie potrafię utrzymać równowagi czy to fizycznej, czy to psychicznej. Boję się wejść na lód. Jest zimny i gładki. Przeraża mnie jego struktura.
Proszę ją, by złapała mnie za rękę. Nie potrafię jeździć na łyżwach. Przerażony wchodzę na lodowisko, a ona odprowadza mnie do barierki i namawia, bym chociaż tym razem się przełamał. Zostawia mnie. Kiedy tylko puszcza moją dłoń, kurczowo chwytam się ogrodzenia, łudząc się, że uchroni mnie to przed utratą równowagi. Patrzę, jak pewna siebie robi kolejne okrążenie. Słyszę jej śmiech, kiedy mnie mija. Zapewnia mnie, że nie wiem, co tracę. Przecież wie, że się nie odważę.
Moja dłoń natrafia na małe wgniecenie w stole. Struktura zostaje zaburzona. Oderwany element świadomości zaczyna powoli blaknąć. Muszę go zabezpieczyć. Przenoszę wzrok na niewielką komorę malcepcyjną, stojącą pod moimi nogami. Gdyby nie trzy wbudowane w nią przyciski i mały wyświetlacz, wyglądałaby jak zwykłe pudełko śniadaniowe. Podnoszę pojemnik i stawiam go na stole. Wstukuję odpowiedni kod i zdejmuję pokrywę. Słyszę syk. Niepewnie chwytam oderwany kawałek świadomości. Boję się, że zaraz wypadnie mi z dłoni. Szybkim ruchem wkładam go do pudełka, zakładam na nie pokrywkę. Próba zamknięcia pojemnika nie skutkuje.
Chyba zepsułem mechanizm zabezpieczający.
A nie, po prostu odwrotnie nałożyłem pokrywę.
Szybko naprawiam mój błąd, a komora zamyka się z sykiem.
Przez szybkę opakowania widzę, jak jego zawartość formuje kształty przypominające obłoki. Muszę poczekać, aż się ustabilizuje. Wtedy będę mógł rozpocząć jej dezintegrację. To już dzisiaj drugi raz. Polubiłem to. Pozwala mi zapomnieć. Chyba popadłem w nałóg.
Powtarzają mi, że jestem nieuleczanie chory. Kłamią. Muszę tylko usunąć wirusa. Naprawić błąd systemu. Naprawić się. Potrzebuję tylko czasu.
Stabilizacja fragmentu ma nastąpić za sześć minut. Powoli podnoszę się z krzesła. Stawiam gołe stopy na syntetycznej trawie. Czuję lekkie łaskotanie.
Stoję dziesięć metrów od stołu. Dwadzieścia. Leżę na trawie.
Mebel zdaje się być wyjątkowo daleko. Mam go na wyciągnięcie ręki. Trzydzieści metrów. Patrzę się w niebo, którego nie ma. Nie ma chmur. Nie ma słońca. Pozostała tylko iluzja. Nieuchwytny ideał stał się możliwy do osiągnięcia dzięki technologii.
Bóg jednak istnieje i może być nim każdy.
Skwar. Słońce świeci dzisiaj wyjątkowo mocno. Marzę o lekkim wietrze. Czuję lekki powiew wiatru. Chmury pojawiają się na niebie. Nie układają się w żadne kształty. To tylko chaotyczne, bezwartościowe, iluzoryczne obłoki starające się mnie omamić. Wynagrodzić mi swoją pustkę ładnym opakowaniem.
Zdejmuję ręce z brzucha i układam je wzdłuż ciała. Kładę je lekko na trawie, która gładzi moje dłonie z udawaną czułością. Jej dotyk jest wyjątkowo nieszczery. Zaciskam dłoń w morderczym uścisku i bezlitośnie wyrywam syntetyczne źdźbła. Wyrzucam je w powietrze i śledzę wzrokiem, dopóki wiatr nie zabierze ich z zasięgu mojego wzroku. Układam uniesioną wciąż rękę wzdłuż ciała. Pod dłonią nie czuję trawy. Pod dłonią czuję trawę.
Dwadzieścia metrów. Dwie minuty.
Powoli się podnoszę. Zamykam oczy, by zobaczyć ciemność. Coraz częściej doskwiera mi jej brak.
Boi się mroku. Zanim wejdzie do pustego pokoju, prosi, bym zapalił światło. Nie chcę tego robić. Pytam, z czego wynikają jej obawy. Odpowiada, że przecież w ciemności trudno cokolwiek zobaczyć. Czasami marzę, by oślepnąć. Nie sądzę, by istniało cokolwiek, na co naprawdę warto patrzeć.
Krzesło, w przeciwieństwie do stołu, jest chropowate. Wyświetlacz komory powiadamia mnie, że fragment świadomości został ustabilizowany i jest gotowy do dezintegracji. Kilkoma kliknięciami wydaję odpowiednie polecenie, po czym odwracam wzrok od pudełka. Nie chcę tego widzieć. Słyszę ciche piknięcie, oznaczające, że proces dobiegł końca. Komora jest pusta. Zdejmuję ją ze stołu i kładę pod nogami. To tylko kwestia czasu, zanim znowu ją podniosę.
Zastanawiam się nad wstaniem z krzesła. To jeden z tych dylematów, które doskwierają mi za każdym razem. Nie chcę tego robić. Nie chcę wracać.
Nie wiem, czy kiedykolwiek istniała. Może tak naprawdę była tylko marnym pretekstem. Jej dłonie były ciepłe. Parzyły mnie przy każdym dotyku. Ból był kojący, uspokajał mnie.
Teraźniejszość wydaje się być zupełnie odległa.
Wstaję z krzesła. Dziesięć metrów. Podejmuję decyzję. Dwadzieścia metrów. Układam ręce wzdłuż ciała i zamykam oczy. Trzydzieści metrów.
Nie wracam.

###
Recenzja

Drogi Płaski Kubku,
niby to dopiero drugi Twój tekst u nas, ale dla nas mocno wryłeś się w prozacową, cukrową (nie)rutynę, idealnie spajając się z naszym światem i na swój indywidualny sposób go urozmaicając. Dziękujemy Ci za to!
A jeśli chodzi o „Świadomość”: oba Twoje teksty malują obraz świata z jakiejś nieokreślonej przyszłości i musimy powiedzieć (my, Pirat), że te wizje wydają nam się równie ciekawe, co ponure. Motyw z niszczeniem kawałków świadomości – niechcianych wspomnień? – jest o tyle zajmujący, o ile chyba bliski ludzkiej naturze. Kto nigdy, chociaż raz, nie chciał wyrzucić czegoś z głowy, pozbyć się niepotrzebnego ciężaru? Czy ktoś mógłby z czystym sumieniem powiedzieć, że odrzuciłby taką okazję, gdyby się nadarzyła? Ale narratorowi możliwość dezintegracji wspomnień nie pomaga – każda kolejna próba przecięcia więzów łączących go z przeszłością wydaje się tylko głębiej go w niej zanurzać. Przy okazji niszcząc po trochu jego osobowość. W ogóle bohaterem można się bardzo zainteresować, kiedy pomyśli się o wszystkich niewiadomych z nim związanych. Kim była dla niego dziewczyna od łyżew? Dlaczego zostały po niej tylko fragmenty pamięci? Jak właściwie zakończyła się historia? Tyle pytań, Płaski Kubku, że to prawie okrutne zostawiać tak czytelników.
Na koniec małe… życzenie, jeśli pozwolisz. Krótka forma chyba Ci odpowiada, a mimo to bardzo chcielibyśmy dostać od Ciebie kiedyś coś trochę bardziej rozwiniętego, wykraczającego poza konkretną scenę – w końcu, co to za zabawa bez wyzwań?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

© Agata | WS | x x.