wyzwanie: 13 kwietnia
Kiedy jedziesz tramwajem, pragniesz jedynie dotrzeć do miejsca docelowego, które najczęściej, wrednym sposobem, znajduje
się na drugim końcu miasta. Będąc mną, masz na sobie stary, rozciągnięty sweter
w kolorze łososiowym, a w uszach słuchawki, z których nigdy nie wydobywają się
dźwięki muzyki. Tym właśnie sposobem dowiadujesz się o sobie wielu rzeczy, o
których nigdy nie miałeś nawet pojęcia!
Niemniej, nieważne, jak bardzo starałbyś się odciąć od
ludzi, zawsze podsłuchasz czyjąś rozmowę i będziesz się czuł dość niekomfortowo
z tego powodu, bo przecież od dziecka wpajano ci, że podsłuchiwać to nie można,
ty niewychowany człowieku. Jakby to była twoja wina, że Marysia z Karolem
wrzeszczą na siebie, podróżując transportem publicznym, a ty nie możesz za
pomocą pstryknięcia stać się nagle głuchy albo w ogóle głuchoniemy. Na dodatek
zaczepia cię Podpity Student Marian, pytając, czy widziałaś może jego
dziewczyny, które wsiadły do tego tramwaju i były z Czarnego Stoku.
Bardzo bolesną sprawą jest tracenie nadziei na resztki
mądrości w ludziach. Bo widzisz takiego Zenka i Mariolę, co po wejściu do tramu
ssą sobie troczki od kapturów i nagle nie wiesz, czy to sen, zgniły ser czy
może wadliwa strzała Amora. Wyglądasz przez okno, by odseparować się od pary
stojącej obok ciebie i widzisz takiego Wieśka razem z Celiną, co to ten Wiesiek
trzyma ją za biodra. Człowiek – zwierzę jak każde inne, prawda, swoje
terytorium trzeba oznaczać, ale jednak ma się nadzieję, że nie trzeba tego
robić cały czas, bo i Celina brzydka, i krzywozębna, a idąc za nią w ten
sposób, wyglądasz jak zezowaty Kaczor Donald, po tym, jak oberwał w łepetynę
zębatką wielkiego zegara.
Marszczysz brwi, bo gdy myślisz, że jest już doprawdy
dziwnie, widzisz babeczkę, która rzuca swojej małej psince piłkę na trzypasmową
ulicę, bo przecież telefon od psiapsióły jest zbyt ważny, by zobaczyć, gdzie
się celuje. Już masz coś krzyknąć i wygarnąć, gdy blondi dostrzega, co zrobiła
i wbiega na gorący od słońca asfalt za pieskiem. Ale po co się oglądać, czy coś
przypadkiem nie jedzie – od tego samochody mają hamulce, żeby szybko hamować.
Tak oto stajesz się świadkiem karambolu, który, dzięki
efektowi domina, zbiera trochę żniwa. Dużo więcej jednak niż powinien.
Uświadamiasz sobie, że przejażdżka po mieście nie jest wcale tak beztroska, jak
ci się wcześniej wydawało, a żeby przetrwać wśród tak dojrzałego, jak
jednodniowy parmezan tłumu, musisz zainwestować w kaftan bezpieczeństwa, bo
inaczej zginiesz marnie, przygnieciony kulą zorbingową, którą dzieci bawiły się
w parku, ale wyturlało im się na chodnik.
* * *
Tak jak wszędzie, tak i tutaj kwiatki zdarza się spotkać
częściej niż na łąkach, a na nich jest ich naprawdę sporo. Przynajmniej z tego,
co mi wiadomo, bo może wszystkie wymarły, tak jak łódzkie żyrafy. Może nie
znasz tej poruszającej historii, w której główni bohaterowie, wandale, wrzucają
na wybiegi kosze i ławki? Jeśli tak, to właściwie bardzo dużo ci się straciło,
tak jak ochroniarzom, którzy przespali całą sytuację.
Żyraf Tofik stał się samotny i
załamany, i ty chyba też byś taki był, tracąc dziewczynę i córkę w przeciągu
tygodnia. On sam zmarł podczas operacji, czyniąc trzy żyrafy, sprowadzone
specjalnie dla niego jako uzupełnienie stada, wdowami. Może więc zdziwiłbyś się
tak samo, jak ja, gdy będąc na akcji, usłyszałbyś, że nowe żyrafy są ładniejsze
od tych, co padły, bo więcej tych łapek mają. Och nie, to o te łatki chodzi,
wiesz, te brązowe takie, na żółtej żyrafie. Cóż, można i tak.
Jeszcze nie nadążasz ogarnąć swojego ogłupiałego po takim
tekście „ja”, gdy widzisz babeczkę ze zerwaną wcześniej trawą, teraz upychającą
ją w buźce lamy. Podchodzisz więc, bo wyjścia za bardzo nie masz, przecież nie
będziesz udawać, że nic nie widzisz, bo jak już ustaliłeś – głuchy ani ślepy
nie jesteś, choć czasem żałujesz:
– Proszę nie karmić lam trawą.
– Ale ja karmiłam tę lamę w tamtym roku, i proszę!
Jeszcze żyje!
– A skąd pani wie, że to właśnie tę lamę karmiła pani rok
temu?
– Bo ona mnie poznaje!
Cóż, tak. Ni to niepełnosprytny, ni to posiadacz wąskich
kanalików myślowych, podobno człowiek, sapiens na dodatek. Idziesz dalej,
przypatrując się małym dzieciom przy klatkach dla papużek, tak kolorowych,
jakby tęcza na nie zwróciła kilka paczek Skittlesów. Bachorki-potworki paluchy
na siłę wpychają, jak robaki swoje ciałka w jabłka, a rodzic, jak to rodzic, na
wszystko pozwala i się nie zastanawia. Już podchodzisz i mówisz, że ptaki to
dziobnąć w palce mogą, gdy jeden z malców ciągnie swoją mamusię za sweterek i
mówi:
– Mamo? Dlaczego ta obca pani się na mnie tak dziwnie
patrzy?
Cóż, tak... To zdecydowanie nie jest twój dzień. Aby
utopić smutki, zmęczony obchodzisz cały ogród zoologiczny jeszcze raz i
widzisz, jak przewodniczka roku w postaci mądrej przyjaciółki tłumaczy drugiej,
że tak właściwie, to ten wielbłąd, co jest za ogrodzeniem przed jej twarzą, to
w rzeczywistości jeleń.
Uświadamiasz sobie wtedy, że ludzie są skarbami…
I musisz ich jak najszybciej zakopać, żeby, w
przeciwieństwie do żółwi, nie złożyli jaj.
###
Recenzja
Droga
Amaryll!
Cieszy
nas, że udostępniłaś nam ten tekst - kolejny już gościnny twór powstały podczas
letnich warsztatów. Cieszy nas to głównie dlatego, że odbiega on zdecydowanie
od tego, co dotychczas tutaj publikowaliśmy, a przez to wydaje się wyjątkowo
ciekawy. Spodobał nam się absurd przedstawionej przez Ciebie rzeczywistości i
jej jednoczesna… realność. Bo to zdecydowanie jest autentyczne, jakkolwiek by
nie rozumieć tego terminu. Masz lekki styl, dobrze dobrałaś słownictwo do
zamierzonej konwencji i przez to całość nabrała konkretnego charakteru,
charakteru zmuszającego czytelnika do smutno-rozbawionego, ale jednak uśmiechu.
Jesteśmy
bardzo ciekawi, co jeszcze mogłabyś nam zaprezentować jako autorka i z nadzieją
wypatrujemy kolejnego tekstu!
Uwielbiam ten tekst. Słyszałam twój głos, jak to sobie jeszcze raz czytałam w myślach. Gratulacje, Amaryll :>
OdpowiedzUsuńW gruncie rzeczy to dość smutny obrazek.
OdpowiedzUsuńCześć Borys! Marudzisz jak zwykle a tymczasem dziewczyna faktycznie dała fajną odskocznię choć mi tam tęskno do waszych fabuł uroczych zielenią malowanych czy jak to tam poeta pisał :D Uśmiecham się mimo późnejj pory więc chyba jest dobrze! Jurto z radością pójdę w świat i pozakopuję pare skarbów :D
OdpowiedzUsuńZdecydowanie popieram zakopywanie skarbów. W każdej formie.
OdpowiedzUsuńCzapki z głów przed takim tekstem.
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się sposób, w jaki bawisz się słowem. Zwykle wolę dłuższe historyjki, ale te scenki w jakiś magiczny sposób tworzą bardzo fajną, skończoną całość. Mimo że główna bohaterka prezentuje dość sceptyczne podejście do życia i otaczających ją ludzi, to jednak ironia, z jaką opowiada o całej tej głupocie bardzo mnie rozbawiła. Tak, jak powiedział Borys jest to smutny obrazek, ale - tak, jak powiedziała Dosia - smutny obrazek wywołujący uśmiech. Pewnie dlatego, że od czasu do czasu każdy z nas czuje się jakby był jednym z nielicznych inteligentnych przedstawicieli swojego gatunku.
Poza tym muszę zaczepić ekipę Prozaca (dźga prozacowe bułeczki cukrową laską; bo zbliżają się święta!) i wytknąć, że nie zauważyli błędu. "Podpity Student Marian, pytając, czy widziałaś jego dziewczyny...".
Gratuluję tekstu, Amaryll i życzę weny :)