stosowany w leczeniu zmęczenia szarą rzeczywistością

Zapraszamy do współpracy autorów zainteresowanych publikacją swoich tekstów na blogu. Jednocześnie zastrzegamy sobie prawo do selekcji nadesłanych utworów oraz ich korekty i redakcji (zatwierdzonych przed premierą przez autora).
eprozac.blogspot@gmail.com

Goście: Amaryll #1

wyzwanie: 13 kwietnia

Kiedy jedziesz tramwajem, pragniesz jedynie dotrzeć do miejsca docelowego, które najczęściej, wrednym sposobem, znajduje się na drugim końcu miasta. Będąc mną, masz na sobie stary, rozciągnięty sweter w kolorze łososiowym, a w uszach słuchawki, z których nigdy nie wydobywają się dźwięki muzyki. Tym właśnie sposobem dowiadujesz się o sobie wielu rzeczy, o których nigdy nie miałeś nawet pojęcia!
Niemniej, nieważne, jak bardzo starałbyś się odciąć od ludzi, zawsze podsłuchasz czyjąś rozmowę i będziesz się czuł dość niekomfortowo z tego powodu, bo przecież od dziecka wpajano ci, że podsłuchiwać to nie można, ty niewychowany człowieku. Jakby to była twoja wina, że Marysia z Karolem wrzeszczą na siebie, podróżując transportem publicznym, a ty nie możesz za pomocą pstryknięcia stać się nagle głuchy albo w ogóle głuchoniemy. Na dodatek zaczepia cię Podpity Student Marian, pytając, czy widziałaś może jego dziewczyny, które wsiadły do tego tramwaju i były z Czarnego Stoku.
Bardzo bolesną sprawą jest tracenie nadziei na resztki mądrości w ludziach. Bo widzisz takiego Zenka i Mariolę, co po wejściu do tramu ssą sobie troczki od kapturów i nagle nie wiesz, czy to sen, zgniły ser czy może wadliwa strzała Amora. Wyglądasz przez okno, by odseparować się od pary stojącej obok ciebie i widzisz takiego Wieśka razem z Celiną, co to ten Wiesiek trzyma ją za biodra. Człowiek – zwierzę jak każde inne, prawda, swoje terytorium trzeba oznaczać, ale jednak ma się nadzieję, że nie trzeba tego robić cały czas, bo i Celina brzydka, i krzywozębna, a idąc za nią w ten sposób, wyglądasz jak zezowaty Kaczor Donald, po tym, jak oberwał w łepetynę zębatką wielkiego zegara.
Marszczysz brwi, bo gdy myślisz, że jest już doprawdy dziwnie, widzisz babeczkę, która rzuca swojej małej psince piłkę na trzypasmową ulicę, bo przecież telefon od psiapsióły jest zbyt ważny, by zobaczyć, gdzie się celuje. Już masz coś krzyknąć i wygarnąć, gdy blondi dostrzega, co zrobiła i wbiega na gorący od słońca asfalt za pieskiem. Ale po co się oglądać, czy coś przypadkiem nie jedzie – od tego samochody mają hamulce, żeby szybko hamować.
Tak oto stajesz się świadkiem karambolu, który, dzięki efektowi domina, zbiera trochę żniwa. Dużo więcej jednak niż powinien. Uświadamiasz sobie, że przejażdżka po mieście nie jest wcale tak beztroska, jak ci się wcześniej wydawało, a żeby przetrwać wśród tak dojrzałego, jak jednodniowy parmezan tłumu, musisz zainwestować w kaftan bezpieczeństwa, bo inaczej zginiesz marnie, przygnieciony kulą zorbingową, którą dzieci bawiły się w parku, ale wyturlało im się na chodnik.

* * *
Tak jak wszędzie, tak i tutaj kwiatki zdarza się spotkać częściej niż na łąkach, a na nich jest ich naprawdę sporo. Przynajmniej z tego, co mi wiadomo, bo może wszystkie wymarły, tak jak łódzkie żyrafy. Może nie znasz tej poruszającej historii, w której główni bohaterowie, wandale, wrzucają na wybiegi kosze i ławki? Jeśli tak, to właściwie bardzo dużo ci się straciło, tak jak ochroniarzom, którzy przespali całą sytuację.
Żyraf Tofik stał się samotny i załamany, i ty chyba też byś taki był, tracąc dziewczynę i córkę w przeciągu tygodnia. On sam zmarł podczas operacji, czyniąc trzy żyrafy, sprowadzone specjalnie dla niego jako uzupełnienie stada, wdowami. Może więc zdziwiłbyś się tak samo, jak ja, gdy będąc na akcji, usłyszałbyś, że nowe żyrafy są ładniejsze od tych, co padły, bo więcej tych łapek mają. Och nie, to o te łatki chodzi, wiesz, te brązowe takie, na żółtej żyrafie. Cóż, można i tak.
Jeszcze nie nadążasz ogarnąć swojego ogłupiałego po takim tekście „ja”, gdy widzisz babeczkę ze zerwaną wcześniej trawą, teraz upychającą ją w buźce lamy. Podchodzisz więc, bo wyjścia za bardzo nie masz, przecież nie będziesz udawać, że nic nie widzisz, bo jak już ustaliłeś – głuchy ani ślepy nie jesteś, choć czasem żałujesz:
– Proszę nie karmić lam trawą.
– Ale ja karmiłam tę lamę w tamtym roku, i proszę! Jeszcze żyje!
– A skąd pani wie, że to właśnie tę lamę karmiła pani rok temu?
– Bo ona mnie poznaje!
Cóż, tak. Ni to niepełnosprytny, ni to posiadacz wąskich kanalików myślowych, podobno człowiek, sapiens na dodatek. Idziesz dalej, przypatrując się małym dzieciom przy klatkach dla papużek, tak kolorowych, jakby tęcza na nie zwróciła kilka paczek Skittlesów. Bachorki-potworki paluchy na siłę wpychają, jak robaki swoje ciałka w jabłka, a rodzic, jak to rodzic, na wszystko pozwala i się nie zastanawia. Już podchodzisz i mówisz, że ptaki to dziobnąć w palce mogą, gdy jeden z malców ciągnie swoją mamusię za sweterek i mówi:
– Mamo? Dlaczego ta obca pani się na mnie tak dziwnie patrzy?
Cóż, tak... To zdecydowanie nie jest twój dzień. Aby utopić smutki, zmęczony obchodzisz cały ogród zoologiczny jeszcze raz i widzisz, jak przewodniczka roku w postaci mądrej przyjaciółki tłumaczy drugiej, że tak właściwie, to ten wielbłąd, co jest za ogrodzeniem przed jej twarzą, to w rzeczywistości jeleń.
Uświadamiasz sobie wtedy, że ludzie są skarbami…
I musisz ich jak najszybciej zakopać, żeby, w przeciwieństwie do żółwi, nie złożyli jaj.

###
Recenzja
Droga Amaryll!
Cieszy nas, że udostępniłaś nam ten tekst - kolejny już gościnny twór powstały podczas letnich warsztatów. Cieszy nas to głównie dlatego, że odbiega on zdecydowanie od tego, co dotychczas tutaj publikowaliśmy, a przez to wydaje się wyjątkowo ciekawy. Spodobał nam się absurd przedstawionej przez Ciebie rzeczywistości i jej jednoczesna… realność. Bo to zdecydowanie jest autentyczne, jakkolwiek by nie rozumieć tego terminu. Masz lekki styl, dobrze dobrałaś słownictwo do zamierzonej konwencji i przez to całość nabrała konkretnego charakteru, charakteru zmuszającego czytelnika do smutno-rozbawionego, ale jednak uśmiechu.
Jesteśmy bardzo ciekawi, co jeszcze mogłabyś nam zaprezentować jako autorka i z nadzieją wypatrujemy kolejnego tekstu!

5 komentarzy:

  1. Uwielbiam ten tekst. Słyszałam twój głos, jak to sobie jeszcze raz czytałam w myślach. Gratulacje, Amaryll :>

    OdpowiedzUsuń
  2. W gruncie rzeczy to dość smutny obrazek.

    OdpowiedzUsuń
  3. Cześć Borys! Marudzisz jak zwykle a tymczasem dziewczyna faktycznie dała fajną odskocznię choć mi tam tęskno do waszych fabuł uroczych zielenią malowanych czy jak to tam poeta pisał :D Uśmiecham się mimo późnejj pory więc chyba jest dobrze! Jurto z radością pójdę w świat i pozakopuję pare skarbów :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Zdecydowanie popieram zakopywanie skarbów. W każdej formie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Czapki z głów przed takim tekstem.
    Bardzo podoba mi się sposób, w jaki bawisz się słowem. Zwykle wolę dłuższe historyjki, ale te scenki w jakiś magiczny sposób tworzą bardzo fajną, skończoną całość. Mimo że główna bohaterka prezentuje dość sceptyczne podejście do życia i otaczających ją ludzi, to jednak ironia, z jaką opowiada o całej tej głupocie bardzo mnie rozbawiła. Tak, jak powiedział Borys jest to smutny obrazek, ale - tak, jak powiedziała Dosia - smutny obrazek wywołujący uśmiech. Pewnie dlatego, że od czasu do czasu każdy z nas czuje się jakby był jednym z nielicznych inteligentnych przedstawicieli swojego gatunku.
    Poza tym muszę zaczepić ekipę Prozaca (dźga prozacowe bułeczki cukrową laską; bo zbliżają się święta!) i wytknąć, że nie zauważyli błędu. "Podpity Student Marian, pytając, czy widziałaś jego dziewczyny...".
    Gratuluję tekstu, Amaryll i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń

© Agata | WS | x x.