wyzwanie: zwiędłe fiołki, „Czuję
jagodzianki i pumpernikiel”
Był
późny, zimowy wieczór, kiedy Anna stała na scenie Teatru Wielkiego Horacego i
wpatrywała się w puste siedzenia widowni. Ludzie krzątali się wokół niej,
ustawiając stoliki, rekwizyty oraz sztuczne kwiaty. Tylko ona nawet nie
drgnęła. Obserwowała kurz wzbijający się w powietrze powoli i delikatnie,
niczym piórka małego kurczęta.
–
Nie, nie, nie. Złotko, świeca musi stać na stole, po prawej stronie – dało się
słyszeć głos pana La Rue, reżysera spektaklu, który znowu krytykował pracę
jednej z rekwizytorek. – Jak ty to sobie wyobrażasz? Matilda wchodzi na scenę,
czyta liścik od ukochanego, jednak wie, że poślubiła innego. Musi spalić
kartkę. W scenariuszu jasno jest powiedziane: „Matildo, czuć tu spalonym
papierem!”. Przecież jej nie podrze!
–
Czemu nie? – przeszkodziła Anna,
odwracając się do niskiego mężczyzny z kaszkietem na głowie. – Nie byłoby to
ciekawsze?
Uniosła
ręce nad głowę, a na jej twarzy wymalowało się cierpienie.
–
Och, nie, cóż pocznę? Jak pozbyć się listu, gdy świecy mi brak? Wiem! Podrę! –
krzyknęła, łapiąc w dłoń niewidzialną kartkę. Podarła ją i wyrzuciła kawałki za
siebie.
–
Teraz wchodzi Bartolomeusz – szepnęła i kilkoma żwawymi susami przeskoczyła w
kąt sceny. Wydęła policzki, uniosła wysoko ramiona i, mocno tupiąc nogami, wróciła w poprzednie miejsce. Rozejrzała się dookoła i wciągnąwszy głośno
powietrze, wypuściła je ze świstem.
–
Matildo! – głos jej się zmienił. Nie był już naiwny, dziewczęcy, a stał się chropowaty
i niski, owiany tajemnicą. – Czuć tu podartym papierem!
Pan
La Rue machnął ręką na taką propozycję, ale roześmiał się krótko, jak to miał w
zwyczaju.
–
Och, Anno, zawsze masz dziwne pomysły!
–
One nie są dziwne – sprzeciwiła się dziewczyna. Opadła na stół, zrzucając
leżącą na nim wiśniową serwetkę. – Są inne.
–
Dziecko! – Zza najbliższej zasłony wychyliła się staruszka o białych jak śnieg
włosach i poczciwym spojrzeniu. – Skończ już z tymi kontemplacjami!
Pani
Andersen była najmilszą osobą, jaką Anna znała. I nie twierdziła tak dlatego,
że kobieta była jej babcią. To był po prostu fakt. Przepadały za sobą i
spędzały godziny, plotkując za kurtyną o różnych błahostkach. Zszywały wtedy
podarte kostiumy, których dni świetności były już zamierzchłą przeszłością. Reżyser
klasnął w dłonie i światła zgasły. Z kolei intensywnie oświetlona została
scena, przez co wszyscy na niej stojący musieli zmrużyć oczy.
–
Na miejsca! – usłyszeli głos dochodzący z reżyserki.
Kiedy
Anna usiadła na parkiecie, poczuła, jak bije jej serce. Wiedziała, że
to tylko próba, jednak to wcale nie znaczyło, że mogła się pomylić. Wszyscy
patrzyli.
*
* *
Matilda podniosła się z podłogi i
chwiejnym krokiem podeszła do drzwi. Kłótnie z Bartolomeuszem zawsze
wyprowadzały ją z równowagi, a goście zawsze przychodzili, kiedy nikt ich nie
prosił. Wyjrzała najpierw przez okienko, nim otworzyła. Nie mogła tego nie
zrobić. Co jeśli byłby to jakiś bandzior czy włamywacz? Matka dobrze ją nauczyła,
by była ostrożna.
Nie, to był on. Fineasz uśmiechnął
się, gdy jej twarz ukazała się za małą szybką. Ściągnął z głowy kapelusz,
kłaniając się nisko i kiedy wreszcie wpuściła go do środka, chwycił ją w
ramiona, ściskając jak najcenniejszy skarb.
– Och, kochana! Tyle czasu! Było ci
tęskno?
Dziewczyna uśmiechnęła się nieśmiało.
Nie mogła ukrywać swego entuzjazmu, jednak wiedziała, że nie mają zbyt dużo
czasu. Przytaknęła pewnie i wskazała na krzesło.
– Usiądź. Chcesz herbaty?
– Nie! Ma miła, nie trać wody.
Przyszedłem z jedną, niecierpiącą zwłoki sprawą.
Fineasz wyciągnął z kieszeni kopertę.
– Proszę, przeczytaj.
– T-teraz?
– Nie, jak wyjdę. To bardzo ważne,
Anno…
Matilda spojrzała na niego zdziwiona,
łapiąc jego dłonie.
– Anno? Jest inna twemu sercu bliska?
– zapytała.
– Co? Nie, Anno! Słuchaj…
*
* *
–
Anna! – Carl potrząsnął nią mocno. – Możesz się skupić? Powtarzamy tę scenę już
czwarty raz.
Dziewczyna
podniosła wzrok i rozejrzała się dookoła.
–
Tak, tylko się trochę zamyśliłam. Przepraszam – odparła.
Było
to prawdą. Często zdarzało jej się odpływać w fantazje, jednak tym razem miała
wrażenie, że to nie ona przestała uważać. Zajrzała do scenariusza i dwukrotnie
przeczytała swoją kwestię. Nie brzmiała właściwie. Matilda wydawała się jej
zmęczona dalszym ukrywaniem romansu, a w dodatku odegranie jej emocji było
najtrudniejszym zadaniem, z jakim Anna dotychczas się spotkała. Położyła kartki
na scenie i gestem pokazała, że mogą zaczynać.
–
No nic, od nowa – pan La Rue odchrząknął i opadł na jedno z siedzeń. – Tydzień
do premiery, a my dalej stoimy w miejscu. Trzeba było zostać tym profesorem… – mruknął
pod nosem.
Światła
rozświetliły scenę i Anna ponownie usiadła na parkiecie. Rozległo się
pukanie. Wstała, jednak zatrzymała się w pół kroku i zwróciła się z wahaniem do
reżysera.
–
Właściwie mam pytanie.
Zza
sceny wychylili się inni aktorzy, wzdychając przeciągle. Niektórzy z nich
usiedli nawet zrezygnowani, mrucząc pod nosem przekleństwa. Pani Andersen
odchrząknęła i ukarała ich groźnym spojrzeniem.
–
Nie wydaje się panu, że Matilda jest taka… zmęczona? Rozumiem, że to scenariusz
i mamy się go trzymać. Jednak to nie daje mi spokoju. Czemu autor chciał, by ta
postać nosiła tak duże brzemię, jakim jest kłamstwo? Czemu nie wyszła za
mężczyznę, którego kochała?
Mężczyzna
przetarł twarz swoją chudą dłonią i poprawił spadający z głowy kaszkiet.
–
Anno, jeśli chcesz analizować dzieła sztuki, możesz cofnąć się do podstawówki.
Możemy teraz powrócić…?
–
Próbuję tylko zrozumieć, przez co ona przechodzi. Niech pan posłucha…
–
Matilda zdradziła swojego męża. Nosi kłamstwo, które sama wypowiedziała. Autor
tak chciał. Proszę, nie dyskutuj.
–
Ale jej postać przytłacza sztukę! Może gdybyśmy mogli dodać wątek komediowy…
Panie La Rue. Ona jest wspaniałą postacią! Matilda mogłaby…
–
Anno! – wykrzyknął mężczyzna, uderzając dłońmi o podłokietniki siedzenia. –
Może chcesz, żeby Matilda wzięła sobie urlop? Wydaje ci się zmęczona? Posłuchaj
dziecko, grzesznicy nie odpoczywają.
Dziewczyna
zacisnęła dłonie w pięści i zamknęła oczy.
–
To tylko postać. Zrozum to – dodał i poprawił swoją kamizelkę.
–
Sądzę, że powinniśmy na dzisiaj skończyć – odezwał się Carl, podchodząc do
Anny.
Przytaknęła
ostrożnie i powolnym krokiem zeszła ze sceny. Gdy drzwi Teatru Wielkiego
Horacego zamknęły się za nią, zapięła ostatni guzik płaszcza i zniknęła w
ciemnej, zimowej nocy.
*
* *
Spędziła cały dzień w kuchni. Góra
babeczek leżących na stole rosła z każdą minutą, gdy tylko wyjmowała kolejne
formy z pieca. Była radosna i kochała to okazywać. Bartolomeusz powinien
zobaczyć ją w akcji. Mieszała składniki, czytała, dodawała kolejne i wkrótce powstawały
nowe ciasta. Zapach biszkoptów roznosił się po domu, zaglądając w każdy kąt.
Dziewczyna niecierpliwie spoglądała na zegar, odliczając minuty.
Nagle usłyszała wołanie dochodzące z
drugiego pokoju.
– Hmm… czuję jagodzianki i
pumpernikiel! Gdzie jest moja Matilda?
Wybiegła szybko z kuchni i popędziła
do przedpokoju, gdy nagle coś stanęło na jej drodze. Potrząsnęła głową i jej
oczom ukazał się postawny młodzieniec o jasnych włosach i miłym uśmiechu.
– Przepraszam – jego głos był lekki,
pełen rozbawienia, więc i ona się zaśmiała.
Bartolomeusz objął ją ramieniem i
ucałował w policzek.
– Kochanie, to jest Fineasz. Jest moim
drogim przyjacielem. Będzie nam dzisiaj towarzyszył przy obiedzie.
Matilda zaczerwieniła się, poprawiając
fartuch.
– Obawiam się, że na obiad będą same ciasta.
Zapomniałam o porządnym posiłku – rzekła. Mężczyźni popatrzyli po sobie.
– No cóż, skoro nasz posiłek jest
niegotowy, może zacznę już teraz.
Bartolomeusz ukląkł na jedno kolano i
po chwili szperania w kieszeni marynarki wyciągnął małe pudełeczko.
– Jestem tutaj dziś z człowiekiem najlepiej
mi znanym, niemal bratem, oraz tobą, kochana. Skromne to grono, jednak nie
potrzeba mi nikogo innego, by okazać moją miłość. Matildo, wyjdziesz za mnie?
Dziewczyna z zapartym tchem wpatrywała się w klęczącego. Zakryła dłonią usta i wyszeptała ciche „tak”. Młody
narzeczony założył jej pierścionek na palec i przytulił ją. Kiedy tak trwali w
uścisku, Matilda spojrzała na mężczyznę stojącego w progu.
– Dobrze się czujesz? – zapytała. –
Blado wyglądasz. Może potrzebujesz odpoczynku?
Fineasz ukłonił się, nie odrywając od
niej wzroku.
– Grzesznicy nie odpoczywają.
Zauważyła błysk w jego oku.
Zauważyła błysk w jego oku.
*
* *
Anna
siedziała na ławce w parku. Była zła. Czuła, jak dosłownie gotuje się ze
złości. Przecież nie zrobiła nic złego. Próbowała wytłumaczyć temu bufonowi,
panu La Rue, że spektakl nie musi być taki przybijający. Musiała przyznać sama
przed sobą, że Matilda była dla niej ważną postacią. Chciała ją dobrze zrozumieć,
żeby odpowiednio odegrać rolę. Ta dziewczyna pogubiła się trochę w życiu, ale
Anna nie mogła pozwolić by została przedstawiona jako pozbawiona życia,
rozchwiana emocjonalnie idiotka.
Mijał
czas, zrobiło się chłodniej. Myśli Anny zajmowało poszukiwanie sposobu, by
przekonać pana La Rue do zmiany koncepcji. Było to dla niej w tamtym momencie
najważniejsze. Czuła, że musiała coś zrobić dla tej postaci. Jakby była jej coś
winna… Nie przejmowała się tym, że powoli zaczynała odczuwać skutki niskiej temperatury.
Widziała jak przez korony drzew przebija się czerwony neon, głoszący, że
właśnie tam znajduje się teatr. Rozmyślała nad rzeczami, które powie reżyserowi
podczas ich następnego spotkania, jednak coś przerwało jej kontemplacje.
–
Hej – usłyszała i chwilę później ławka zadrżała, gdy wysoki chłopak zajął
miejsce obok niej. Nie rozpoznała go od razu, ale po chwili przypomniała
sobie, kim on jest.
–
Bartolomeusz – powiedziała radośnie.
–
Właściwie to Thomas – wyciągnął do niej rękę. – Ale tak, gram Bartolomeusza.
Anna
ścisnęła jego dłoń, pociągając nosem.
–
Kiepskie imię, co? Strasznie długo się wymawia – stwierdziła. Chłopak zaśmiał
się, przytakując.
–
Sporo w tym racji.
Po
tych słowach nastała cisza, przerywana tylko co jakiś czas przez przejeżdżające
najbliższą ulicą auta.
–
Chciałem powiedzieć, że masz rację – odezwał się Thomas. – Matilda nie jest
zwyczajną postacią.
Dziewczyna
liczyła, że powie coś więcej, jednak on zamilkł. Postanowiła mu pomóc.
–
Dobrze wiedzieć, że ktoś inny też tak ją widzi. Szkoda, że pan La Rue nie.
–
Właściwie liczyłem, że coś z tym zrobimy – odwrócił się w jej stronę.
Anna
wysłuchała jego pomysłu.
*
* *
– Bartolomeuszu? – głos Matildy był
słaby, ledwo słyszalny. Mimo wszystko wiedziała, że w salonie ktoś go usłyszał.
Gdy weszła do pokoju, jej mąż wyglądał
przez okno. Nie widziała go przez długi czas. Wydawał jej się wychudzony i
blady, ale przede wszystkim zrezygnowany. W ręce trzymał pomiętą kartkę
papieru, którą po chwili upuścił na podłogę.
– Słyszałeś już? – zapytała. Skinął
głową, nie odrywając wzroku od krajobrazu za szybą. Matilda nie wiedziała co
zrobić. Podeszła więc i podała mu małe zawiniątko. Spojrzał na nie i rozwinął
nieco brzegi chustki. W środku leżał srebrny pierścionek. Zacisnął dłoń i
odwrócił się do niej.
– Gdzie jest Fineasz? – rzekł
ochrypłym głosem.
– Wyjechał z Anglii – odparła
pośpiesznie. – Na zawsze. Nie wróci.
Poczuła jego ulgę, gdy oparł się ramieniem
o ścianę i wpatrzył we własne dłonie. Schował obydwie ręce za plecy i
uśmiechnął się krzywo.
– Prawa czy lewa?
Nie spieszyła się z odpowiedzią. Stali
naprzeciw siebie, patrząc sobie w oczy, a ona wiedziała, że jej mąż potajemnie
przekłada zawiniątko z ręki do ręki.
– Fałszywa. Lewa – szepnęła. Wyciągnął
kończyny przed siebie i otworzył lewą dłoń, na której spoczywała chustka. Nie
było na niej pierścionka. Bartolomeusz ujął rękę Matildy i założył jej na palec
błyskotkę. Uśmiechnęła się, gdy powiedział dwa słowa.
– Ciągle moja.
*
* *
Sala
była pełna ludzi, jednak Anna ich nie widziała. Słyszała jedynie oklaski, gdy
ogłoszono rozpoczęcie przedstawienia.
Popchnięta
nieco przez Carla, weszła na scenę i poczuła, że jest Matildą. Przepełniała ją
radość, czasem smutek, ale głównie podekscytowanie. Kątem oka widziała panią
Andersen, stojącą za kulisami i łatającą kilka kostiumów. Podczas antraktu Anna wyszła na chwilę do bufetu. Na jednym ze stolików zauważyła bukiet fiołków i
uśmiechnęła się na ich widok. Kupiła butelkę wody, a wracając do sali, przywitała się z Thomasem, który najwidoczniej obserwował ją już od dobrych
paru minut.
Rozpoczął
się drugi akt, więc Anna jeszcze bardziej starała się ukazać swoją postać w
lepszym świetle. Pan La Rue obserwował wszystko z boku, uważnie pilnując,
by wszystko znalazło się na swoim miejscu. Kiedy nadeszła najważniejsza scena,
Matilda zasiadła przy stole, żegnając wzrokiem Fineasza. Przeczytała powoli
list. Wydawał się być pełen emocji i szczerości, jednak musiała go zniszczyć.
Bartolomeusz nie mógł go znaleźć. Popatrzyła na stół, ale w miejscu, gdzie
powinna stać płonąca świeca, ku jej zdziwieniu leżał bukiecik przywiędłych fiołków.
Odkaszlnęła, przenosząc wzrok na reżysera, który zdążył już zauważyć pomyłkę i
rwał sobie włosy z głowy. W duchu podziękowała Thomasowi, który stał za
kulisami ledwo powstrzymując się od śmiechu na widok pana La Rue. Podarła list
na najdrobniejsze kawałeczki i wrzuciła pod stół akurat, gdy Bartolomeusz
wszedł do pokoju. Stanął zaniepokojony i wciągnął powietrze.
–
Matildo… – rzekł niepewnie. – Czuć tutaj podartym papierem.
Publiczność
wybuchła gromkim śmiechem i nagrodziła żart długimi brawami. Anna popatrzyła na
Thomasa i wstała, podchodząc bliżej. Kiedy aplauz ucichł, rzuciła mu rozbawione
spojrzenie.
–
Mój drogi – wzięła go pod ramię. – Jakie ty masz czasami dziwne pomysły.
###
Recenzja
Droga Trzpiotko,
na początek chcielibyśmy podziękować
Ci za drugie już zrealizowane wyzwanie. Niesamowicie cieszy nas, że pomimo przerwy
nie zostaliśmy zapomniani i nadal znajdują się chętni do współpracy z nami. Jesteśmy
za to bardzo wdzięczni.
Przechodząc już do Twojego tekstu,
ogromny plus masz od nas za styl, który naprawdę przypadł nam do gustu. Taki
dość prosty, ale charakterem pasujący do tekstu. Nie znaleźliśmy też wielkich
niezręczności językowych, trochę powtórzeń czy pomylenie znaczenia słowa – małe
błędy, z których wiele sama zauważyłaś i poprawiłaś. ^^
Jeżeli chodzi o treść, to historia
jest ciekawa. Mamy wrażenie, że idea tekstu (choć trochę… ryzykowna?) ładnie wpisuje
się w takie ogólne uznanie dla indywidualności człowieka i artysty, szczególnie
jeśli spojrzy się na zakończenie. Jednak w naszym odczuciu przy kreacji Twoich
bohaterów powstał efekt, którego chyba nie zamierzałaś wywołać – mianowicie lekka
niechęć do głównej postaci, której zachowanie można interpretować na różne
sposoby (proponowana wersja to przekonanie o własnej nieomylności podsycone poczuciem humoru rekwizytora). Oczywiście
fakt, iż wzbudziła w nas trochę negatywnych emocji nie oznacza, że jest źle
zarysowana, choć w bohaterach ogółem troszeczkę brakuje nam głębi. Tym
niemniej, końcowy efekt naszym zdaniem jest dobry i… taki pogodny, jeśli wiesz,
co mamy na myśli.
No i są jeszcze zwiędłe fiołki, które
też można interpretować różnie. Ale co to by była za zabawa, jeśli wszystko
byłoby wiadomo?
Gratulujemy serdecznie i, mamy
nadzieję, do następnego razu, kochana Trzpiotko!
Dziękuję bardzo za (mimo pośpiechu) bardzo ładne przedstawienie tekstu i satysfakcjonującą rencję! No cóż, główna bohaterka nie była tak naprawdę do lubienia. Nie obdarzyłam jej sympatią, jaką postanowiłam uhonorować Bartolomeusza. Jej zadaniem było bycie irytującą i dosyć zarozumiałą, jako, że za pierwowzór uznałam Annę z popularnej "Krainy Lodu", którą niespecjalnie lubię. Okrutna prawda udarza w miejscu o fiołkach, bo po prostu o nich zapomniałam i musiałam znaleźć miejsce w gotowym tekście, hmm powinnam być bardziej uważna następnym razem ;)
OdpowiedzUsuńJeszcze raz dziękuję i mam nadzieję na dalsze wyzwania :)
Trzpiotka (J.M. Blue)
Ekipo, przejrzyjcie tekst jeszcze raz z naciskiem na interpunkcję.
OdpowiedzUsuńTrzpiotko, po jednorazowej lekturze mogę tylko napisać, że wywołałaś uśmiech zakończeniem. Wierzę, że przy dogodniejszych terminach zrobiłabyś coś zupełnie ślicznego - teraz dostrzegam kilka niewykorzystanych miejsc (a Twój komentarz potwierdza moją teoryjkę).
Cieszę się, że wracacie "pomimo" c: Powodzenia!
Wiesz, Kapitanie, jak to z tymi przecinkami i kropkami. Rozbestwiają się i robią, co chcą, zarazy jedne. W każdym razie tekst przejrzany ponownie, a czy poprawiony, to Ty nam, proszę, powiedz ;__;
OdpowiedzUsuńTy podła mała istoto, powiedz mi jeszcze że ty już nie będziesz pisać t.t Się tak nie robi, bo jak to. Chyba że to przez MM, to wybaczam, lubię MM :D
OdpowiedzUsuń