wyzwanie: w
poszukiwaniu straconego czasu
– Czy to będzie warte mojego czasu?
Erdemar Linch, główny detektyw biura
Poszukiwaczy Straconego Czasu, obrócił się w fotelu i wyjrzał przez zakurzone
okno na panoramę Meadowhills. Obserwując uważnie ptaki podskakujące co chwila
na liniach telegraficznych, wsłuchał się uważnie w głos rozmówcy, by po chwili wydać
ostateczny werdykt.
– Nie mam czasu na takie głupstwa –
rzekł chłodno, pożegnał się i odłożył słuchawkę na biurko głośno wzdychając i
pocierając pomarszczone czoło.
Jednak w życiu głównego detektywa
biura Poszukiwaczy Straconego Czasu nie było dużo czasu na wytchnienie, o czym
Erdemar Linch przekonał się w kolejnej sekundzie. Przed jego biurkiem stał już
kolejny klient, w potarganym przez wiatr płaszczu i włosami sterczącymi we
wszystkie strony.
– Próbowałam ją zatrzymać, panie Linch.
– Sekretarka wychyliła się zza na wpółotwartych drzwi i krytycznie zmierzyła
przybysza wzrokiem. – Ale ta pani nie ma żadnego poszanowania dla cudzego
czasu.
– Do swojego także – zapewniła
natychmiast kobieta. – I właśnie dlatego tu jestem. Ktoś musi odnaleźć mój czas.
Byle szybko, bo mam coraz mniej czasu.
– Spokojnie. Nie liczy się ilość, a
jakość. – Erdemar Linch wyjął z
pobliskiej półki dwie filiżanki, nalał do nich ciemnej jak smoła kawy i gestem
zaprosił kobietę na fotel przed biurkiem. – Jak się pani nazywa?
– Sekunda Lincoln – odpowiedziała
dziewczyna i przygładziła płaszcz, zanim niezdarnie opadłana wyznaczone
miejsce.
– Pani Sekundo – powiedział oficjalnie
Erdemar Linch, zachowując profesjonalny spokój. – Chciałbym zacząć od tego, że
fakt przyjścia pani do naszego biura i równoczesne posiadanie takiego imienia
jest bardzo paradoksalny.
– Tak samo jak poczekalnia w biurze
Poszukiwaczy Straconego Czasu, ale jakoś się z pana nie śmieję – rzekła z ledwo
wyczuwalną satysfakcją Sekunda i wzięła filiżankę w dłoń, by skupić się na
czymś innym niż nerwowe podrygiwanie nogą.
Pan Erdemar, najwyraźniej zbity z
tropu, potarł zmarszczone czoło i westchnął.
– Dobrze, o co pani chodzi? – rzekł,
walcząc z irytacją rosnącą wraz z uśmiechem Sekundy. Ta zastukała palcami w
blat, zamieszała łyżeczką w filiżance i założyła nogę na nogę kilka razy, aż w
końcu powiedziała:
– Musi pan odnaleźć mój czas.
– To już wiemy. – Erdemar upił łyk
kawy. – Proszę do sedna, nie chcemy tracić czasu. – Gdy Sekunda nadal milczała,
wpatrując się wtaflę herbaty w swoich dłoniach, Erdemar poprawił okulary i
rzekł: – Niech zgadnę. Zmarnowała pani kilka miesięcy życia na jakiegoś
człowieka, a teraz chce je pani odzyskać, by poświęcić na kogoś innego.
– Niezupełnie. – Sekunda odstawiła
filiżankę na blat, a na jej twarzy wyraźnie widać było walkę, którą toczyła w
myślach. W końcu odezwała się: – Chodzi o książkę…
– Przykro mi, ale nie możemy pani
pomóc – Erdemar nawet nie pozwolił jej skończyć zdania. – W naszym zawodzie są
tylko dwie zasady. Pierwsza – nie szukamy straconego czasu, którego się nie
żałuje; i druga – nie szukamy czasu straconego na przyjemnościach. Książka, czy
to komedia czy dramat, jest przyjemnością.
– Ale ja naprawdę żałuję jej
przeczytania! – Sekunda aż wstała z fotela, oburzona.
– Proszę pani – wytłumaczył cierpliwie
Erdemar Linch. – Poszukiwanie takiego
gatunku straconego czasu grozi paradoksem mogącym zagrozić wiarygodności naszej
firmy.
– Dlaczego?
– Tracić czas na znalezienie czasu,
który dobrowolnie został zgubiony? Przecież to absurd! – zawołał pan Erdemar,
nawet lekko rozbawiony niewiedzą swojej niedoszłej klientki, wstając. Serią
subtelnych gestów skierował Sekundę w stronę drzwi i rzekł: – Dam pani radę na
przyszłość – czas, a raczej jego strata, jest najlepszym nauczycielem dla tych,
którzy jeszcze nie poznali jego wartości.
– Ale pan nie rozumie, ja zostałam
oszukana! – krzyknęła w desperacji Sekunda, równocześnie powstrzymując Erdemara
od wyrzucenia jej z jego gabinetu. Pan Linch zastygnął w połowie ruchu, nagle
zaciekawiony.
– Oszukana?
– Tak właśnie.
– Jak to? – Erdemar zaśmiał się krótko
i niepewnie, poprawiając okulary. – Przez książkę?
– Przez pięć książek dokładnie. –
Sekunda ponownie usiadła na fotelu, a detektyw uczynił to samo, pochylając się z
zainteresowaniem w jej stronę. – Nigdy pan tak nie miał?
– Nie mam czasu na czytanie książek –
stwierdził krótko, albowiem pan Linch bardzo cenił sobie swój czas. – Ale
proszę mówić dalej. Jak do tego doszło?
– Zaczęło się niepozornie. Zwykła
książka, jak wiele innych. Wszystko było szare i nudne, dopóki nie pojawił się…
On. – Sekunda przerwała na chwilę, z mieszanką smutku i zachwytu na twarzy. Erdemar
aż wyjął notatnik, by spisywać jej zeznania. – Ach, był wyjątkowy.
– Jak wyglądał?
– Był tylko postacią poboczną, więc nie
został dokładnie opisany. – Zawiesiła głos, próbując opanować emocje. –
Czytałam dalej tylko dla niego, ale… - Erdemar wyjął z szafki pudełko
chusteczek i postawił je na blacie, przewidując wybuch płaczu Sekundy.
– Trudno mi wyobrazić sobie tak silną
miłość – wyszeptał pan Linch. – Szczególnie do osoby, która technicznie rzecz
biorąc nie istnieje.
Sekunda wybuchła kolejną falą płaczu.
– Był na tyle nieważny, że byłam
pewna, iż nic mu się nie stanie. – Dziewczyna żałośnie pociągnęła łyk kawy i
otuliła się szczelniej płaszczem. – Ale zamordowali go w piątym tomie! Zupełnie
bezpodstawnie!
– Zamordowali! – powtórzył Erdemar w
zamyśleniu, wstając.
Przeszedł się po pokoju, pocierając dłonią
brodę i wsłuchując się w dalsze zeznania Sekundy, czując, że jego praca jeszcze
nigdy nie była tak ciekawa. Morderstwo, nawet fikcyjne, było prawdziwym wyzwaniem
dla prawdziwego detektywa biura Poszukiwaczy Straconego Czasu.
– Pani Lincoln – rzekł w końcu,
zatrzymując się ponownie przy swoim biurku. – Chyba sam będę musiał przyjrzeć
się tym książkom.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz