wyzwanie:
25 listopada
Papier
szeleści cicho, kiedy obracam w dłoniach niewielki prezencik.
–
Otwórz – mówisz z uśmiechem.
Moje
palce powoli rozrywają opakowanie, odsłaniając ukryty w środku upominek.
–
Co to? – pytam, przesuwając dłonią po okładce małej książeczki.
Masz
tak radosny wyraz twarzy, jakbyś podarowała mi gwiazdkę z nieba, ja jednak
staram się ukryć rozczarowanie. Chyba nie do końca mi to wychodzi, bo mina
nagle Ci rzednie i gaśnie zapał w Twoich oczach.
–
Obejrzyj chociaż – jęczysz żałośnie.
–
Po co? – wzruszam ramionami, wykrzywiając usta w niewyraźnym uśmiechu, ale
posłusznie przewracam kilka kartek.
–
Popatrz – wskazujesz palcem na krótki dopisek pod jakąś datą.
17.10:
Międzynarodowy Dzień Walki z Rakiem,
Międzynarodowy Dzień Walki z Ubóstwem.
–
Święta nietypowe – mówisz. – Są tam zapisane.
Nie
odpowiadam, przewracam tylko kolejne strony kalendarza.
–
Nie podoba ci się – stwierdzasz smutno.
–
Oczywiście, że mi się podoba – oponuję, ale najwyraźniej nie brzmię wystarczająco
szczerze, bo dalej patrzysz na mnie z wyrzutem.
–
Nie, nieprawda. Ostatnio nic ci się nie podoba – Twój żal niespodziewanie
przeradza się w złość. – Nie potrafisz dostrzec tego, jak się staram i w
dodatku sam nic nie robisz. Zapominasz o naszych rocznicach, nigdzie mnie nie
zapraszasz. Nie dałeś mi nawet prezentu urodzinowego. Mam wrażenie, że wcale
nie zależy ci na naszym związku. Na mnie.
Wpatruję
się w Ciebie szeroko otwartymi oczami.
–
To chyba nie ma sensu – teraz już nie wiem, czy jesteś smutna, czy
zdenerwowana. – Odezwij się, jeśli zacznę coś dla ciebie znaczyć.
Wstajesz
gwałtownie, zabierasz torbę i szybkim krokiem podchodzisz do drzwi. Zdumiony
patrzę, jak zatrzaskują się za tobą. Nie do końca rozumiem, co się właśnie
stało.
Otwieram
kalendarz i szukam dzisiejszej daty.
Trzynasty
sierpnia. Międzynarodowy Dzień Osób Leworęcznych.
*
* *
„To
już prawie miesiąc” – myślę, spoglądając na kalendarz.
Jest
dziewiąty września, Międzynarodowy Dzień Urody. Jeszcze raz przypominam sobie o
tym, jaka jesteś piękna.
Przez
prawie miesiąc nie miałem z Tobą żadnego kontaktu. Nie odbierałaś moich
telefonów, nie odpisywałaś na wiadomości, nie otwierałaś drzwi. A ja tęskniłem
coraz bardziej.
Chyba
przyzwyczaiłem się do tego, że to Ty zawsze przejmowałaś inicjatywę. Masz
rację, byłem zbyt bierny. Za mało dawałem, a za dużo oczekiwałem.
Chcę
Cię za to przeprosić. Ale nie dajesz mi okazji.
*
* *
Nienawidzę
swojej pracy. Przed tamtym dniem po
prostu jej nie lubiłem, teraz nie mogę znieść myśli o czytaniu kolejnych
historii samotnych starszych wdowców szukających towarzyszki w ostatnich dniach
życia oraz lekarzy po czterdziestce, którzy nie mieli wcześniej czasu na miłość.
Tak,
pracuję w biurze matrymonialnym i mam już dość ludzi pragnących uczucia, które
ja straciłem.
Codziennie
przeglądam kalendarz od Ciebie. Dzisiaj mamy dwudziestego drugiego września,
Międzynarodowy Dzień bez Samochodu.
Z
myślą o Tobie jeżdżę autobusem.
*
* *
–
Jest Światowy Dzień Zdrowia Psychicznego, a ja chyba zaczynam wariować. Gadam z
burgerem. Brakuje mi ciebie.
Odkładam
słuchawkę telefonu i wzdycham ciężko. W dalszym ciągu nie odbierasz, więc
zaśmiecam ci automatyczną sekretarkę głupimi wiadomościami w nadziei, że
wreszcie nie wytrzymasz i oddzwonisz.
Spoglądam
smutno na burgera. Już od godziny leży na stole i patrzy prosto na mnie.
–
Na pewno chcesz, żebym cię zjadł? – upewniam się.
–
Byłem kiedyś żywym zwierzęciem – odpowiada obojętnie. – Teraz leżę tu jako
zmielone resztki dawnego siebie, doprawione dużą ilością soli, polane ketchupem
i wetknięte w pieczywo… Wszystko mi jedno.
Obaj
milczymy przez chwilę.
–
Mam wrażenie, że też jestem zmielonymi resztkami dawnego siebie – zwierzam się
w końcu burgerowi.
Kiwa
bułką ze zrozumieniem.
Jest
dziesiąty października.
*
* *
Drugi
listopada. Zaduszki.
Czuję
się coraz gorzej. Po prostu nie potrafię o Tobie zapomnieć. Naprawdę Cię
kocham.
Siedzę
na ławeczce koło grobu dziadków, trzymając w dłoniach zapalony znicz. Nigdy nie
pytałem o historię ich miłości. Nie interesowało mnie to. Teraz zastanawiam się,
czy oni także przechodzili podobny kryzys.
Nie
chcę traktować naszej kłótni jak kompletnego końca. Wciąż wierzę, że jest dla
nas nadzieja.
*
* *
Dzisiaj
odbierasz ode mnie po raz pierwszy od ponad trzech miesięcy. Prawie mdleję z
radości.
–
Przyjdź – tylko to mówisz.
Od
razu wybiegam z domu, w pośpiechu zabierając ze stołu kalendarz i portfel.
*
* *
Godzinę
później staję pod Twoimi drzwiami i podekscytowany naciskam dzwonek. Chyba
nigdy nie byłem bardziej szczęśliwy.
Otwierasz
niemal od razu, jakbyś czekała na moje przyjście. Na Twojej twarzy maluje się
zaskoczenie.
Wyginam
usta w szerokim uśmiechu i ściskam mocniej ogromną maskotkę.
–
Kocham cię.
Jest
dwudziesty piąty listopada.
Światowy
Dzień Pluszowego Misia.
###
Recenzja
Amebo nasza kochana,
na początku należy chyba podkreślić,
jak bardzo podniosłaś nam cukier. Dziękujemy Ci za to, bo czego jak czego, ale
cukru nigdy za wiele, a teraz chyba szczególnie go wszyscy potrzebujemy.
Fabuła opowiadania nie jest, trzeba
przyznać, zbyt skomplikowana, ale prostota zarówno jej, jak i stylu narracji oddaje
doskonale lekki charakter tekstu. Pasuje też doskonale do treści, może nieco
naiwnej w formie, ale z pewnością oddającej Twoją niezwykle uroczą osobowość.
Dodatkowo chcielibyśmy zwrócić uwagę na puentę, ciekawą, ale przede wszystkim
słodką do zabójczego wręcz stopnia. I w ogóle możesz liczyć na bardzo misiowy
prezent na Dzień Pluszowego Misia za stworzenie takiego tekstu-pocieszyciela,
który idealnie wpisuje się w ideę „bezpłatnych antydepresantów”, jakich u nas
ostatnio brakuje.
Dziękujemy Ci raz jeszcze i prosimy o
więcej takich cukierków. :3
Uhm, ojej. Dzięki Wam jeszcze bardziej chcę coś napisać i mam nadzieję, że wreszcie dam radę :')
OdpowiedzUsuńW sensie że panienka Ameba jest mniej więcej tak urocza, jak to stworzonko wyżej. A disqus nie chce usunąć komentarza ani pozwolić mi go edytować, żebym mogła poprawić, co narobiłam (miał być gif, jest obrazek), więc niech zostanie tak :') ~ Pajrat
OdpowiedzUsuńAle to przecież ja! :D Ja parę kilogramów temu ale zdecydowanie ja a Ameba chyba jednak ma mniej lat i więcej wiary w świat bo to się czuje. Stawiam obok Płomyka. Czyli że kocham ubóstwiam cenię poważam i te wszystkie inne. Podium literackie moich prywatnych cukrowych kawałków.
OdpowiedzUsuńNawet nie zastanawiam się nad jakimś głębszym sensem. Opowiadanie jest uroczo przytulne i bardzo pocieszające w swojej naiwności. Rozmowy z burgerem i pluszowe misie mogą się więc najwidoczniej dobrze sprzedać ;]
OdpowiedzUsuńAmebo, to jest tak przeuroczy tekst. Chciałbym tylko zauważyć, że mając tyle lat co ty, nie umiałem w tak prosty i wiarygodny sposób opisywać otaczającej mnie rzeczywistości. Dziewczyno, pisz, pisz i jeszcze raz PISZ dalej, a jestem pewien na milion procent, że kiedyś coś wydasz i to nie byle jakie "coś", tylko pełnometrażowe, pełnowymiarowe i ponadczasowe ogromne, nietuzinkowe COŚ.
OdpowiedzUsuńUwielbiam fragment z burgerem i to machanie bułką jakoś tak strasznie mnie ucieszyło.
Poza tym nareszcie przeczytałem na Prozacu coś z cukru. Dziękuję ci za to bardzo.
Nie mogę doczekać się twojego kolejnego tekstu.
No to ja wejdę sobie na e-prozaca po miesiącu i tu takie cuś. No cukrzycy idzie dostać :')
OdpowiedzUsuń