Miałam
na imię Kala Fior. Zupełnie jak to warzywo, którego smaku już od dawna nie
potrafię sobie przypomnieć. Kimkolwiek jest ten na górze, ma specyficzne
poczucie humoru.
Mój
przyjaciel, Aeroplan, zwykł mawiać, że moje imię jest jedyną rzeczą, która
naprawdę do mnie należy. Nie sądzi, bym otrzymała je tak po prostu, tylko i
wyłącznie dlatego, że wrzeszczącego dzieciaka z wielką kupą w pieluszce trzeba
było jakoś nazwać. Według niego dostąpiłam zaszczytu prawdziwego bycia swym
imieniem, wyrażania jego istoty. Zupełnie tak, jakby nazwano mnie po prostu
Człowiekiem.
Miałam
na imię Kala Fior. Zupełnie jak to warzywo.
Nie
przypominam sobie, by moja historia miała jakiś konkretny początek. Wszystko
to, co się stało, działo się bez przyczyny, bez celu i prawdopodobnie również
bez jakiegokolwiek sensu. Równie dobrze Kali Fior mogłoby w ogóle nie być.
Kiedy się nad tym zastanawiam, wydaje mi się, że świat nawet by tego braku nie
zauważył.
Zawsze
uważałam, że moje życie jest całkiem zwyczajne, choć nieraz miałam o to żal do
czegoś, co było ponad mną i czego nawet nie potrafiłam konkretnie określić.
Pragnęłam wpływać na świat, zostawiać po sobie widoczne ślady, które nie
pozwoliłyby o mnie zapomnieć. Dużo czytałam. Marnowałam papier na bezsensowne
powtarzanie tych samych treści, zbliżonych form, podobnych słów. Próbowałam
zamknąć swój świat na czarno-białych kartkach, bo tylko tam rzeczywistość nabierała
dla mnie barw. Panicznie bałam się, że piszę dla siebie. Koniecznie chciałam
wydostać się ze swojego pozbawionego duszy półświatka. Tęskniłam do ludzi, bo
choć zawsze byli gdzieś blisko, to jednak pozostawali dla mnie całkowicie obcy.
Niełatwo było mi ich zrozumieć – nienawidzili jednoznaczności, wciąż się
zmieniali i bardzo często okazywali się kłamcami. Nabierali wartości
pojedynczo, w grupie nie znaczyli dla mnie nic, ale zrozumiałam to dopiero
później. Na początku przerażała mnie perspektywa ich odrzucenia. Przed długi
czas udawałam kogoś, kim nie byłam. Chciałam pozbyć się brzemienia własnej
tożsamości i zatracić duszę w bezosobowej masie, która na moją obecność nie
reagowała nawet wzruszeniem ramion. Tak bardzo brakowało mi jej akceptacji, że zapomniałam
o własnych marzeniach. Umierały powoli, podczas gdy ja coraz bardziej
podporządkowywałam siebie urojonej idei.
Pewnego
dnia zauważyłam, że nie potrafię pisać. Słowa zlewały się ze sobą, atrament
niepotrzebnie plamił dłonie. Bez skutku szukałam na papierze nowych światów.
Nie było tam nic oprócz rozmazanej kałuży granatowego płynu. Nie rozumiałam. Dlaczego?
Aeroplan
nie ukrył przede mną niczego, nie starał się nawet być delikatny. Nie wiedział,
że powinien. Zawsze prosiłam go o szczerość, a on nigdy nie opowiadał mi
kłamstw poprawiających nastrój. Czasem go za to nienawidziłam.
Pomógł
odkryć mi prawdę. Moje codzienne otwieranie oczu, spożywanie posiłków, kilka
godzin snu i odwieczną wymianę gazową trudno było nazwać życiem. Balansowałam
na granicy nędznej egzystencji i wegetacji. Byłam rozszarpywana przez obcych mi
ludzi, ludzi całkiem mi obojętnych, którzy przyzwyczaili się do mojej
uległości. Nie pamiętałam już siebie sprzed lat, z czasów, gdy nie grałam.
Stałam się banalną marionetką, podobną do milionów innych lalek.
Aeroplan
był naprawdę dobry w analizowaniu i interpretowaniu moich własnych zachowań.
Był w tym lepszy nawet ode mnie. Obracał wniwecz budowany przeze mnie obraz
ideału, obalał tworzące się w mojej świadomości mity, skutecznie zniechęcał do
wygodnej postawy przegranej dziewczyny. Dzięki niemu zrozumiałam, że nie wzbiję
się ponad świat. Nie jestem zdolna do podjęcia ryzyka w imię własnych pragnień.
Byłam
wtedy rozdarta. Nie chciałam dłużej przynależeć do świata, który mnie niszczył
i przerażał, ale nie miałam już innego. Próbowałam stworzyć dla siebie nową
rzeczywistość, coś na kształt domu, miejsce, w którym mogłabym na powrót
odnaleźć własne Ja. Przestrzeń ta pozostawała jednak pusta – nie było w niej
nikogo, kto by na mnie czekał. Zamiast otuchy, fundowałam sobie porządny
zastrzyk tęsknoty i żalu za utraconym życiem. Mojego serca nie ściskała
rozpacz, lecz strach. Bałam się, że już zawsze tak będzie.
A
potem nadeszła ta chwila. Była zaledwie mgnieniem nieskończoności, cichym
westchnieniem ulgi po ciężkim dniu. To była mała chwila szczęścia, pierwsza z
wielu, które nadeszły później. Słońce wschodziło na horyzoncie i ogrzewało moje
zbłąkane myśli. Podniosłam głowę wyzywająco, a ono spuściło wzrok, onieśmielone
lub kpiące, i uciekło za zasłonę z chmur. Magia prysła. Wpatrywałam się w szary
klocek ziemi, brudny fragment materii, w którym zmuszona byłam żyć, w którym
chciałam być szczęśliwa. Brakowało mi łez, ale niebo rozpłakało się za mnie.
Deszcz przesłonił mi świat. Razem z wodą popłynęły słowa. Wróciła słodka
nadzieja, wiara w to, że ten na górze, kimkolwiek jest, wybrał właśnie mnie,
bym nigdy nie miała rozstać się ze słowami, bym zawsze z uporem do nich
wracała. Wiedziałam już, że nie przyjdą do mnie same, pięknie zapakowane,
obdarzone niezwykłym sensem. Byłam gotowa ich szukać. Byłam gotowa je skreślać.
Moja
historia nie miała początku i, jak sądzę, jeszcze nie posiada zakończenia. Dni
są wciąż takie same, nie dzieje się nic nadzwyczajnego. Myślę jednak, że już
wkrótce wiele się zmieni – Aeroplan wreszcie odleci. Nie wyobrażam sobie innej
możliwości, on został stworzony tylko po to, by się wzbić. Mam tylko nadzieję,
że nie poleci zbyt wysoko. Nie chcę być jedyną osobą, która zauważy jego
wyczyn. Nie potrafiłabym go chyba należycie docenić. Dla mnie Aeroplan jest
przede wszystkim przyjacielem, bohaterem może być dopiero na drugim miejscu.
A
ja? Zostanę, oczywiście. Zostanę tutaj, na twardej ziemi, ze wszystkimi moimi
słowami. W końcu wszystkie rośliny potrzebują korzeni. Poza tym, kalafior jest
jednym z najcenniejszych warzyw ze względu na swój wyjątkowo bogaty skład
chemiczny. Czy mogłabym pozbawić świat tak istotnego elementu? On pozbędzie się
mnie z łatwością, jeśli tylko stanę się zbyt uciążliwa. Pozostawię mu wybór.
Nie
przestaję bawić się słowami. Pomału zaczynam je oswajać, rozumieć na nowo,
odnajdywać prawdziwy sens pojedynczych liter. Coraz częściej przytrafiają mi
się niczym nieuzasadnione momenty niepohamowanej radości, iluzji zrozumienia i
całkowitej, bezwzględnej aprobaty dla tego okrutnego świata.
Nie
boję się już niedoskonałości.
Pogodziłam
się z faktem, że kalafior jest rośliną jednoroczną.
To wygląda, jakby pod prozę poetycką podchodziło. Przypomina też trochę 'Słowa', a mówiłaś, że już tak nie piszesz i było mi szkoda, bo ten styl jest taki przyjemny, taki, jakby miał zaraz odlecieć niby aeroplan i szybować w Niebie, wśród doskonałości, do której tak bardzo pasuje...
OdpowiedzUsuńYhm. Nie umiem tak, a chciałbym. No ale zachwyt wyrażony, to mogę znikać.
~Malkiem
P.S. Pisz tak więcej, wgl pisz więcej, bo w rankingu ulubionych autorów doganiasz sir Terry'ego.
Ooooooooj Kalka. Ja myślę że Aeroplan wróci bo oni zawsze wracają a jak nie wróci to jest głupi i nie ma pojęcia co traci t.t To w gruncie rzeczy bardzo smutne jest i nie bardzo wiem jak powinnam sobie z tym poradzić ale i tak uwielbiam. Przeczytam sobie Płomyka na pocieszenie t.t
OdpowiedzUsuńSto punktów za zdanie otwierające ;] Kolejna setka za Aeroplana, a jeszcze kolejna za to, że lawirujesz, jeśli wiesz, o co mi chodzi ;]
OdpowiedzUsuńSto punktów za zdanie otwierające, drugie sto za Aeroplana, a kolejna setka za lawirowanie między stylami ;]
OdpowiedzUsuńZaszczytne miejsce za mistrzem to chyba przesada, niemniej dziękuję i polecam się na przyszłość :3
OdpowiedzUsuńPodzielam wiarę w powrót Aeroplanu, pani Dosiu, a w ogóle to chyba podchwycę pani pomysł, bo czuję dziwną potrzebę słodyczy, a Płomyk zawsze dobry na niedobór Cukru.
OdpowiedzUsuńWidzisz, Kalka? Trzysta punktów nie byle co, piechotą nie chodzi!
OdpowiedzUsuń(że tak sobie pozwolę na wielce konstruktywny komentarz xD)
Hm, nagle naszła mnie ochota na kalafiora.
OdpowiedzUsuńDziwna melancholia mnie dopadła, gdy czytałam fragment historii Kali Fior. I nie mogłam się od niej oderwać, choć mój obiad właśnie zaczął się przypalać.
Miałam przed oczami dziewczynę, siedzącą przy biurku i piszącą list. Tak, właśnie taki obraz podsunęła mi moja wyobraźnia.
Podoba mi się ta lekkość i spójność. Naprawdę bawisz się słowami.
Choć tekst został napisany dość dawno, to też miałam przed oczami piszącą list c: Dziękuję za miłe słowo i polecam się na przyszłość. Trochę teraz kombinuję ze stylami, może w końcu znajdę coś dla siebie.
OdpowiedzUsuńŚwietnie ubierasz w słowa myśli i odczucia bohaterów swoich tekstów <3 Widać, że wkładasz w każde opowiadanie cząstkę swojej duszy, a może nawet własne przemyślenia.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o Kalę Fior, to łączę się z nią duchowo i mentalnie. Mamy podobną wizję świata. Ale to tylko tak na marginesie...
Pani Cukrowa, a mam ochotę jeszcze posłodzić. Naprawdę piękne. Taki miód na serce. Muszę się szczerze przyznać, że trochę odnalazłam się w głównej postaci i pomimo mojego ostatnio paskudnego samopoczucia, wróciła nadzieja że będzie lepiej.
OdpowiedzUsuńBardzo wdzięcznie ujęłaś w słowa to, co pojawia się w głowach większości młodych ludzi (a przynajmniej w mojej). Świat nie jest taki, jak sobie wyobrażaliśmy, a zderzenie w rzeczywistością jest wyjątkowo gorzkie i bolesne. Nie mniej jednak, Twój tekst daje nadzieję, że każdy z nas jest cenny, wartościowy i niemożliwy do zastąpienia. "Kalafior" dostarczył mi więcej składników odżywczych, niż jego materialny odpowiednik. :)
OdpowiedzUsuńCukru nigdy dość - cukier jest jedną z tych rzeczy, dla których warto żyć i dla których warto umierać. To bardzo miłe: usłyszeć czy przeczytać, że nasze teksty rzeczywiście spełniają swoją funkcję, czyli poprawiają ludziom nastrój samą swoją obecnością na blogu, bez względu na to, czy ich ostateczna wymowa jest optymistyczna czy zaledwie niedopowiedziana. Mogę tylko dodać, że motywację do pisania już nam zapewniliście (; Dziękuję!
OdpowiedzUsuńBo każdy z nas jest cenny, wartościowy i niemożliwy do zastąpienia. A przynajmniej ja się w pełni z tym stwierdzeniem zgadzam i boli mnie każde uświadomienie sobie, że nie każdy tak sądzi. Sami wybieramy sobie ludzi do swojego życia i warto ich dokarmiać, tak jak oni dokarmiają nas, prawda? Jeśli to nie jest sensem wszechświata, to wszechświat nie ma dla mnie sensu (;
OdpowiedzUsuń