stosowany w leczeniu zmęczenia szarą rzeczywistością

Zapraszamy do współpracy autorów zainteresowanych publikacją swoich tekstów na blogu. Jednocześnie zastrzegamy sobie prawo do selekcji nadesłanych utworów oraz ich korekty i redakcji (zatwierdzonych przed premierą przez autora).
eprozac.blogspot@gmail.com

Goście: Furian #1

wyzwanie: „nic mi się nie udaje”

– Nic mi się nie udaje – jęknęła żałośnie Ewa, rzucając się na kanapę.
Spojrzałem na nią, marszcząc brwi, a ona podkuliła nogi i przytuliła poduszkę. To było komiczne. Jeżeli miałbym określić, gdzie wtedy znajdowało się małe epicentrum beznadziei, nie miałbym z tym żadnych trudności.
– Tobie się nie udaje? – zaintonowałem ironicznie. Nigdy bym nie przypuszczał, że kiedykolwiek wypowie takie słowa w mojej obecności.
– Tak. Nic nie udaje – powtórzyła.
Siedzieliśmy chwilę w ciszy, a ja starałem się odnaleźć w gazecie akapit, którego czytanie mi przerwano. Kubek taniej kawy i „pierwsza lepsza” gazeta były moim codziennym, popołudniowym rytuałem, podczas którego zastrzegałem sobie prawo do ciszy i spokoju. Niestety, tamten dzień zaczął kwalifikować się do tych niecodziennych. Szkoda, że nie miałem wtedy przed sobą artykułu: „Jak doradzać innym, kiedy ty również jesteś beznadzieją, i to nawet większą”.
– Mogę jedynie powiedzieć, że nie wiem, gdzie podział się twój rozum.
Wyjrzałem znad gazety. Nie miałem pojęcia, czy moje słowa wywołały jakąkolwiek reakcję. Dziewczyna dalej siedziała zwinięta w kulkę z odwróconą ode mnie głową, a jedynym, co się zmieniło, był koc, który leżał na niej pewnie od chwili kiedy zacząłem przeglądać ponownie gazetę. Wyglądała wtedy jak mały robaczek. Zaciekawiło mnie, czy zaraz nie zacznie się w coś przepoczwarzać.
– Ty nic nie rozumiesz… – odezwała się wreszcie, mrucząc w poduszkę. – Od początku roku nic mi się nie udaje. – Podniosła się lekko. – Te wszystkie projekty, Happyswey Feelings, Terry’s Day i Giant Forest okazały się beznadzieją, zupełnym dnem. Co ja teraz pocznę?
Jęknęła i ponownie padła. Westchnąłem zażenowany i zacząłem przewracać strony gazety, udając, że nic mnie nie obchodzi. Lubiłem uchodzić za drania.
Poza tym,  co miałem jej odpowiedzieć? Od początku naszej pracy żaden projekt nie przetrwał, jeśli był pod moją pieczą. To ona zawsze górowała nade mną we wszystkim, a teraz kilka porażek zupełnie podcięło jej skrzydła.
– Muszę ci przypomnieć, że jest ósmy stycznia, geniuszu. Nie jesteś jedyną osobą, która ma gorszy tydzień.
Ja gorszy tydzień miałem zawsze.
– Ale Happyswey Feelings
– Ej – przerwałem jej. – Happyswey Feelings tylko pokazało, jakimi Carla i Maxwell są idiotami. Podkradli nam pomysł, bo nigdy by na coś takiego nie wpadli.
Ewa podniosła się i spojrzała na mnie, mrużąc oczy.
– To o nas wszyscy tak myślą, bo tamci przed szefem pierwsi wszystko przedstawili i rozsiali o nas plotki.
– Tak, ale to my znamy prawdę.
Dziewczyna zaczęła kręcić głową.
– Ej, wiesz, to może być dla nas dobra lekcja, jak nie przejmować się opinią innych – dopowiedziałem, odkładając gazetę i przekonując się, że łyk ostygłej kawy był koszmarnym pomysłem.
– Ty się nigdy nie martwisz swoją reputacją.
– To też się zgadza – przytaknąłem zadowolony.
Gdyby każda moja porażka, każda zła opinia miała być powodem do załamki, już dawno nie stałbym na nogach. Pewnie leżałbym ciągle w łóżku i się przepoczwarzał, jak to teraz umysłowo robiła Ewa.
– Te wszystkie projekty… – jęknęła po chwili, myślami odlatując gdzieś w dal.
Zdziwiłem się, jak bardzo można w głowie drążyć pewne tematy, wypominać swoje błędy, wszystko równocześnie przerabiając, by w końcu wmówić sobie, że jest się życiowym dnem. Wyraz twarzy, jaki każdemu towarzyszy w tej fazie załamania, zagościł u mojej partnerki z pracy. Zaintrygowało mnie to, jak Ewa była wtedy zapatrzona w siebie…
A nie, zaraz. Ja byłem w nią zapatrzony już od dobrych piętnastu lat.
– Wiesz co? – wstałem i wziąłem kawę z zamiarem wylania tego ohydztwa. – Proponuję fenomenalne frytki z taniej budki na rogu Drugiej Alei, z dodatkową dawką motywacji i sosem „Uwierz w końcu w siebie”. Dodatkowo pakiet rozmów „Obróbmy wszystkim dupę”, wszystko na mój koszt. Madame przyjmuje propozycję?
Ewa uśmiechnęła się lekko i spojrzała na mnie w sposób, o którym zawsze marzyłem, by to zrobiła.
– Przyjmuje.
Wstała i zaczęliśmy się zbierać do wyjścia. Miałem nadzieję, że udało mi się ją w jakimś stopniu pocieszyć. Mógłbym dla niej zrobić wszystko, byleby poczuła się lepiej. A był również jeden jedyny fakt, który wtedy bardziej zniewalał mnie od tego, że szedłem z Ewą na lunch.
Na zwierzenia w trudnych chwilach przyszła najpierw do mnie, nie do swojego narzeczonego.

###
Kilka słów

Droga Furian,
na początku tradycyjnie dziękujemy za nadesłanie tekstu – bardzo się cieszymy, że postanowiłaś w końcu u nas opublikować. Brakowało nam Cię tu trochę. ^^
Ogółem trochę trudno nam się wypowiedzieć obszerniej, bo (po pierwsze) w znacznym stopniu się z bohaterką utożsamiamy (kocyk, poczwarka? Jak często nas podglądasz?), a także trochę dlatego, że opowiadanie jest naprawdę króciutkie. W dłuższych tekstach znacznie łatwiej dostrzec, co i jak autor robi w wielu kwestiach – taka forma. Właściwie wydaje nam się, że to, co napisałaś, nadałoby się świetnie jako początek historii – ale zdecydowałaś się na krótki tekst i ładnie go zamknęłaś. Przedstawiłaś bohaterów, zaserwowałaś zakończenie-zaskoczenie, taki zwrot akcji, który nadał całości takiego ironicznego wydźwięku – trochę go widać od samego początku, ale dla nas nabrał właściwego kształtu dopiero po ostatnim zdaniu. Także już nie narzekamy.
W ramach mini-pożegnania taka malutka prośba (ale o coś większego, więc może nie malutka) o sklecenie… no właśnie, czegoś większego. Jak tylko znajdziesz czas i ochotę.
Dziękujemy jeszcze raz, pozdrawiamy i, oczywiście (gdybyśmy nie powiedzieli tego dość wyraźnie), zapraszamy – Ciebie do pisania, a Czytelników do dyskusji. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

© Agata | WS | x x.