stosowany w leczeniu zmęczenia szarą rzeczywistością

Zapraszamy do współpracy autorów zainteresowanych publikacją swoich tekstów na blogu. Jednocześnie zastrzegamy sobie prawo do selekcji nadesłanych utworów oraz ich korekty i redakcji (zatwierdzonych przed premierą przez autora).
eprozac.blogspot@gmail.com

Kaniya: Bułki

wyzwanie: Krzesław ze Szczekocin, „zaśpijmy dziś”

Między niedzielą a poniedziałkiem czas się nie liczył. Chociaż powinien, i Blanka o tym wiedziała. Wiedziała też, że za kilka godzin powinna wstać, wyjść do świata, zdążyć na autobus i kupić swoje ulubione bułki. Część z bułkami była najprzyjemniejsza, bo autobusy, niby trzymające się rozkładu, tak naprawdę jeździły, jak chciały.
Blanka naciągnęła kołdrę na nos i cicho westchnęła. Leżący obok Leon tylko obrócił się na drugi bok. Zazdrościła mu, że tak szybko potrafił zasnąć i ze spokojem przespać całą noc mimo nieznośnych sąsiadów za ścianą. O, właśnie znowu na chwilę przestali na siebie krzyczeć i włączyli pralkę. Dziwni ludzie. Blanka nigdy nie rozumiała, jak można robić pranie w środku nocy.
Po cichu wstała z łóżka i nawet całkiem bezproblemowo doszła do kuchni, nie zapalając światła. Odkąd wprowadził się Leon, po mieszkaniu magicznie przestały się walać ubrania, książki czy opakowania po jogurtach. A tak naprawdę nikt jakoś specjalnie nie sprzątał. Może zwyczajnie oboje trochę dojrzeli do jako takiego utrzymywania porządku. Albo jeszcze chciało im się przed tą drugą osobą udawać, że wcale nie byli aż takimi bałaganiarzami.
Światła, przez które miasto nigdy porządnie nie zasypiało, wpadały przez niezasłonięte okno do kuchni i tworzyły śmieszne wzory na kafelkach. Blanka wyciągnęła z lodówki pierwszy z brzegu zielony sok. Wychodziła z założenia, że każde zielone picie dobrze smakowało. Tak samo jak każde niebieskie perfumy ładnie pachniały. Nawet nie szukała kubka, Leon i tak nie tykał niczego, co było niegazowane. Duszkiem wypiła pół butelki, prawie się krztusząc.
Coś mocno błysnęło za oknem i Blanka dostrzegła siedzącego na stole sir Krzesława ze Szczekocin.
Sir Krzesław ze Szczekocin był pluszowym mrówkojadem. Pojawił się w życiu Blanki jakieś kilka lat wcześniej za sprawą jednego z internetowych znajomych mieszkającego w Szczekocinach. Przyszedł pocztą w bardzo ładnym kartoniku i z karteczką: Nazywam się Krzesław. Szybko stał się znany jako Krzesław ze Szczekocin, a niedługo potem został pasowany na rycerza. Był ulubionym pluszakiem, któremu powierzała wątpliwości i żale. Stanowił część całkiem pokaźnej kolekcji i razem z panią Kaczuchą (bardzo mięciutką żółtą kaczką) pomagali Blance w trudnych chwilach.
Blanka wpadła na krzesło, próbując sięgnąć po sir Krzesława. Narobiła przez to trochę hałasu, ale zbytnio się nie przejęła i przytuliła mrówkojada. Pomogło choć trochę uspokoić myśli.
– Znowu nie możesz zasnąć?
W drzwiach kuchni stał Leon.
– Obudziłam cię? Przepraszam.
Tylko pokręcił głową.
– Jestem zbyt zmęczona, żeby spać.
Milczała przez chwilę, wpatrując się w okno.
– Wiesz, zawsze myślałam, że w tym wieku będę już życiowo ogarnięta.
– I niby nie jesteś?
– Jest już bardziej poniedziałek niż niedziela, a ja stoję boso w kuchni z sir Krzesławem i butelką kubusia w rękach. To trochę odbiega od moich wyobrażeń.
– Więc może powinnaś przemyśleć je na nowo?
Spojrzeli sobie w oczy. Pralka u sąsiadów w końcu ucichła. Leon pokręcił głową.
– Zaśpijmy dziś, co? Zaśpijmy do życia.
Blanka uśmiechnęła się lekko.
– To brzmi jak wcale niezgorszy plan.

***
Tamtego dnia Blanka narzekała, że zabrakło jej ulubionych bułek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

© Agata | WS | x x.