wyzwanie:
huśtawka, „nie prosiliśmy o to”, „z
całym szacunkiem, idź już”
Mam
jedenaście dni i wiem już na pewno, że nie jestem dziewczyną.
To
znaczy, sam bym pewnie nie wiedział, bo przecież mała, różowa kupka mięsa,
żyjąca zaledwie tydzień z kawałkiem, nie może wiedzieć takich rzeczy. Ale ja
miałem pomoc. Nadto ochoczą, jeśli ktoś by mnie pytał.
–
Nie prosiliśmy o to – oznajmia głos kogoś, kto wydaje mi się być moją mamą, bo
słyszałem go już w chwili, kiedy zacząłem słyszeć w ogóle. – To miała być
dziewczynka, śliczna dziewczynka, nasza mała córeczka…
No
właśnie.
Cześć,
jestem Witek i miałem urodzić się dziewczyną.
Przynajmniej
tak powiedzieli mi rodzice.
*
* *
Mam
siedem lat i prawie zapominam, że nie jestem dziewczyną.
Chłopaki
w szkole są naprawdę fajni. Bawimy się razem, często bijemy, gramy w piłkę,
choć ja chyba jestem trochę słaby, bo zawsze wybierają mnie na końcu, nawet po
grubym Anatolu z II C. No ale rozumiem ich, bo on przecież zajmuje największą
część bramki ze wszystkich, a ja jestem chucherkiem z nogami cienkimi jak sarenka.
–
Cześć, jestem Witek, mogę się z wami pobawić?
Dziewczyny
patrzą na mnie jak na kosmitę, ale pozwalają mi dołączyć. Po chwili jest już
całkiem fajnie, nawet zaczynam trochę się wprawiać, ale wtedy rozlega się
śmiech gdzieś z drugiego końca szkolnego dziedzińca.
Okej,
lubię bawić się z chłopakami. Ale jak czasami tak patrzę na te grupki
rozchichotanych, grających w klasy, gumę czy jeszcze coś innego dziewczyn, to
tak myślę i myślę, i dochodzę do bardzo dziwnego, zdaje mi się, wniosku.
Mam
siedem lat i coraz większą pewność, że jednak lepiej dla mnie byłoby być
dziewczyną.
*
* *
Mam
piętnaście lat i dość niską samoocenę.
Siedzę
samotnie na huśtawce. Parkowy plac zabaw powoli zapełnia się ludźmi, ale mało
wśród nich młodych, w końcu to godziny szkolne. Świetnie. Jeszcze tego
brakowało, żebym był jedynym wagarowiczem w okolicy.
–
Wszystko okej?
Nawet
nie zauważyłem, kiedy pusta huśtawka obok mojej przestała być pusta. Patrzę z
niechęcią na towarzyszącego mi teraz chłopaka – wygląda na nieco starszego ode
mnie, ale nie mogę mieć pewności. Przygląda mi się z łagodnym uśmiechem.
–
Wyglądasz na przybitego.
Żeby
go przegonić, postanawiam zastosować technikę wrogiego burczenia:
–
Może jestem.
–
Czemu?
–
Z całym szacunkiem, idź już sobie. To nie twoja sprawa.
Nie
odchodzi. Buja się delikatnie, siedząc w przeciwną stronę, opierając się o
łańcuch huśtawki i nadal na mnie patrząc.
Wzdycham.
–
Powinienem być dziewczyną. Wszyscy tego oczekiwali.
Zaraz.
Stop.
Czy
ja to powiedziałem? Przy obcym chłopaku?
Patrzę
na swoje buty – nagle wydają mi się niezwykle fascynujące, ale niemal
natychmiast przestają się takie wydawać, bo moją uwagę pochłania coś innego.
Ręka dotykająca mojego ramienia.
–
Jestem Bernard.
Podnoszę
wzrok na jego twarz. Widzę uśmiech, ładny, szeroki uśmiech, który po dłuższej
chwili odwzajemniam, bo nie mogę się powstrzymać.
–
Słuchaj – mówi, wciąż trzymając moje ramię. – Nie pozwól, żeby ktoś mówił ci,
kim powinieneś być.
I
jak tak na niego teraz patrzę, to zaczynam nabierać dziwnej pewności, że nie
pozwolę.
Już
nigdy.
*
* *
Mam
osiemnaście lat i wkraczam w dorosłość.
Mam
osiemnaście lat i jestem dla kogoś ważny.
Mam
osiemnaście lat i…
Wiecie
co?
Dobrze
mi z tym, że nie jestem dziewczyną.
Jeee! Tak się cieszę, że wróciliście.
OdpowiedzUsuńPirat, mordo ty moja! Przez chwilę się bałam, czytając tytuł, że zaczniesz filozofować... No wiesz: wszyscy mówią, że jestem dziewczyną, ale ja się nią wcale nie czuję, bo wolę samochody niż Barbie, czy jakoś tak. Ale bardzo się cieszę, że jednak się myliłam. Tekst jest... przyjemny i lekki, choć trochę mi przeszkadzały te przeskoki w latach. Podobało mi się, że poruszyłaś ważny temat. Wiele osób zmaga się ze swoją płcią, czują się zupełnie kimś innym lub - jak w przypadki Witka - to rodzicie nie są zadowolenie, bo przecież miała być córka. Myślę, że warto o tym rozmawiać i, tak jak Bernard, uświadamiać ludziom, że nie możemy pozwolić, by ktoś nam mówił, kim mamy być. Jesteśmy jedyni w swoim rodzaju i należy to szanować.
My również cieszymy się z powrotu, trochę tęskno nam było. (;
OdpowiedzUsuńParabolo moja droga, dziękuję i za opinię, i za przemyślenia, z którymi trudno się nie zgodzić. Jeżeli chodzi o sam tekst, to na takim charakterze właśnie mi zależało. Zazwyczaj piszę o śmierci i tego typu przygnębiających rzeczach, doszłam do wniosku, że raz na jakiś czas może się przydać mała odmiana. ;D Natomiast co do przeskoków - prawda, chyba rzeczywiście mogą przeszkadzać i burzyć płynność historii, szczególnie że opowiadanie zbyt długie nie jest.
Pozdrawiam Cię bardzo ciepło! ;*
Ojeju, Piracie *.*
OdpowiedzUsuńMiałam napisać komentarz zaraz po tym, jak dorwałam się do opowiadania. Doszłam jednak do wniosku, że komentowanie o trzeciej w nocy nie należy do najlepszych pomysłów, także nadrabiam teraz. Zresztą, to tylko kolejny pretekst do ponownego przeczytania tekstu ^^
Jestem oczarowana Witkiem - taki sympatyczny chłopiec z problemami. Tylko przytulić i nigdy nie oddać. Spodziewałam się nieco innego zakończenia, lecz to mnie nie zawiodło. Może po prostu przywykłam do tego, że opowiadania rzadko kiedy kończą się dobrze. W sumie to nawet miła niespodzianka.
Wnoszę zatem o więcej Bernardów, którzy ratowaliby szczęśliwe zakończenia.
Brawo. Po prostu brawo.
Ojej. Z wrażenia moja piracka, ziemniaczana główka zapomniała, że miałam odpisać. ;.;
OdpowiedzUsuńCóż mogę powiedzieć - chyba tylko "dziękuję", choć to wydaje się jakieś takie ubogie. Cieszę się, że się podobało i że Witek przypadł do serca, bo to taki typ, co raczej potrzebuje przytulenia, no. Trochę jak ja, ale takie "brawo" starczy mi chyba za miesiąc tulenia. :')
Dziękuję raz jeszcze i pozdrawiam, dołączając wyrazy ubolewania, że nie mam wpływu na częstotliwość występowania Bernardów w tekstach wszelakich. ;.;
Tytuł nastawił mnie na wyznania w stylu wielkiego come outu, ale okazuje się, że dobry tytuł to tylko początek sukcesu - tekst mi się spodobał. Był krótki i raczej lakoniczny, jak większość Twoich tekstów, Piracie, ale przez to nie uciekał od głównego tematu, jakim okazała się tożsamość Witka. Podoba mi się, że w każdym swoim opowiadaniu znajdujesz jakąś ideę, mniej lub bardziej wyraźną, i budujesz wokół niej całą akcję (nawet, gdy akcja ta składa się wyłącznie z myśli narratora). Chciałbym kiedyś przeczytać coś dłuższego w Twoim wykonaniu, bo jestem niezmiernie ciekaw, jaki klimat opowieści wówczas zaproponujesz i jak wybrniesz z tej tendencji do monologowania.
OdpowiedzUsuńCieszy nas niezmiernie Pana wielki powrót w nasze progi, panie Borysie. *fanfary i fajerwerki, bo przecież taką okazję uczcić jakoś trza* :3
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo za opinię i uwagi - celne, jak zawsze zresztą. Miło zaskoczył mnie Pan tym, że tekst spodobał się mimo - przesadnej, być może - zwięzłości. Jeżeli chodzi o idee w opowiadaniach (nie tylko moich), to zawsze służy Pan nieocenioną pomocą w ich odnalezieniu i zrozumieniu, za co również dziękuję i dziękować będę pewnie nieraz. (;
Niestety, ze względu na mocno ograniczony zasób wolnego czasu, nie sądzę, żebym była w stanie w tym roku stworzyć coś dłuższego. ;.; Powolutku rozwijam natomiast potworka zwanego Kapturkiem, no bo kto wie? Może coś z niego kiedyś wyjdzie.
Pozdrawiam Pana bardzo, bardzo ciepło i proszę o wybaczenie ewentualnych głupot, ale - przyznaję się - troszeczkę kleją mi się oczy.