stosowany w leczeniu zmęczenia szarą rzeczywistością

Zapraszamy do współpracy autorów zainteresowanych publikacją swoich tekstów na blogu. Jednocześnie zastrzegamy sobie prawo do selekcji nadesłanych utworów oraz ich korekty i redakcji (zatwierdzonych przed premierą przez autora).
eprozac.blogspot@gmail.com

Goście: Malkiem #4

wyzwanie: pirat, kalka, kruk, stonka

Wszelkie podobieństwa do osób lub zdarzeń rzeczywistych są przypadkowe i nie mogą być traktowane jako usprawiedliwienie ewentualnej wściekłości czytelników.
W przypadku, kiedy owe podobieństwa będą przyczyną wystąpienia w okolicach klatki piersiowej przyjemnego ciepła i chęci pochwalenia autora, mogą zostać potraktowane jako nieprzypadkowe.
Pirat wpatrywała się w czystą kartkę, a kartka patrzyła na Pirat wyczekująco. Ołówek, który dziewczyna trzymała w dłoni, wydawał się być niesamowicie ciężki, ciągnął jej dłoń w dół, ku pustemu miejscu, które tylko czekało, żeby je zapisać.
Pirat jednak nie postawiła nawet kropki. Słowa nie chciały ułożyć się w jej głowie w choćby jedno sensowne zdanie, mimo że wcześniej wydawały się tylko czekać, aż ktoś przeleje je na papier.
Dziewczyna westchnęła, odsunęła od siebie kartkę i wstała od biurka. Opuściła swoją kajutę i udała się na pokład.
Historie czekały aż ktoś je opowie, a Pirat patrzyła na horyzont, oparta o reling, czekając na spotkanie z Kapitanem.

* * *
Słowa otaczały Kalkę ze wszystkich stron, tak samo jak papier, bo kto dziś jeszcze używa kalki? Prościej przecież skserować, wyjdzie równo, mocno się odbije… A kalka? A to się przekrzywi, a to za mało kopii, a to nie widać. Nadaje się już tylko na zakładkę do książki.
Leżała więc Kalka spokojnie w ciemności, zamknięta między kartkami. Słowa tłoczyły się w jej umyśle, układały w idealne, ale zupełnie ze sobą niezwiązane zdania. Kalka nie wiedziała, jaką opowieść mogłaby stworzyć, brakowało jej inspiracji.
Historie czekały, aż ktoś je odnajdzie, a Kalka tkwiła w ciasnym, papierowym więzieniu, czekając, aż ktoś ją uwolni.

* * *
Kruk nie był przekonany, czy uwicie gniazdka to dobry pomysł.
Bo niby stało teraz przed nim: nowe, pachnące leśnymi ziołami i lawendą… Ale czy na pewno? Kruk uderzył w nie dziobem, aby przekonać się, czy nie jest jedynie wytworem jego wyobraźni.
Nie było. Od ciosu Kruka kilka gałązek odpadło, a po chwili cała konstrukcja spadła z wysokiej gałęzi.
Ptak patrzył za nią smętnie. „Stało się”, uznał. Widocznie budowa nie była dobrym pomysłem, skoro z jakiegoś powodu nie dane mu było zamieszkać w tym gnieździe. Kruk jednak nie zmartwił się zbytnio, poczuł nawet swego rodzaju ulgę – gniazdo było takie puste.
Historie czekały, aż ktoś je odkryje, a Kruk odlatywał, szukając kogoś, kto zapełni puste miejsce.

* * *
Stonka jadła liście ziemniaków. Bo cóż innego stonka mogła robić?
Jednak nagle wpadła jej do głowy dziwna myśl: „Ziemniaki są nudne”.
Nie zdążyła zastanowić się, skąd tamta przyszła, a już pojawiła się kolejna: „Czy ziemniaki istnieją?” i niemal w tej samej chwili: „Czy ja istnieję?”.
I w tym momencie stonka zaczęła być. Już nie była stonką, stała się Stonką.
A historia czekała, aż ktoś spotka Stonkę, bo wtedy właśnie historia się zaczęła.

* * *
– Kapitanie!
Pirat skrzywiła się, słysząc to określenie.
– Nie mamy kapitana – przypomniała z rezygnacją. – Wciąż go szukamy.
Chłopak stojący przed Pirat bardzo uważał, żeby na jego twarzy nie pojawił się wyraz irytacji. „Pierwsza oficer”, jak kazała nazywać się dziewczyna, uważała się za niegodną zostania kapitanem, chociaż de facto nim była. Nie chciała też wyjaśnić, dlaczego. Wciąż upierała się przy poszukiwaniach, choć, zdaniem załogi, sama świetnie nadawała się na to stanowisko. Odrzucała też wszystkich kandydatów, przez co marynarze uznali, że innego kapitana nie będzie i właśnie tak nazywali ją między sobą.
– Pani oficer! – poprawił się chłopak. – Nie wiemy, gdzie mamy płynąć. Proszę o rozkazy.
Pirat spojrzała na niego, jakby była zdziwiona, że coś takiego może mieć miejsce. Wzruszyła ramionami.
– Przed siebie. Gdzieś w końcu musimy trafić.

* * *
Kalka zastanawiała się, co z nią będzie, jeśli nikt już nie zajrzy do jej książki.
Pewnie wylądują razem z książką na makulaturze. Albo ktoś użyje ich jako podpałki do kominka, albo zostawi je na zewnątrz, gdzie zgniją od wilgoci…
Ale nie lubiła o tym myśleć. Wolała deliberować nad tym, co się stanie, gdy ktoś ją znajdzie, choć wiedziała, że ludzie od dawna wolą korzystać z Internetu, nie lubią już zaglądać do książek.
Szczególnie do takich, jak książka Kalki.
Przerwała swoje rozważania i pozwoliła, żeby słowa znów na nią spłynęły. Starała się nie dopuścić do siebie nieprzyjemnych myśli.
Nie udało się.
Ludzie nie lubią już zaglądać do książek.
Szczególnie takich z napisem „Kulturoznawstwo” na okładce.

* * *
Kruk dolatywał właśnie do dużego, starego budynku. Gdy tylko go zobaczył, uznał, że to dla niego idealne miejsce. Dookoła kręciło się dużo ludzi, a tych uwielbiał obserwować. Piękna okolica…
Ptak zagapił się na literki umieszczone na ścianie.
„Uniwersytet”, zdołał odczytać, nim przeleciał przez otwarte na oścież, szerokie drzwi. Zmieniając kierunek lotu, cudem uniknął zderzenia ze ścianą korytarza.
Słysząc ludzkie głosy zza zamkniętych drzwi, Kruk wylądował i zbliżył się do nich. Zafascynowany wsłuchiwał się w jednostajny rytm przemowy profesora. Przez godzinę siedział w niemal całkowitym bezruchu. Dopiero, gdy nauczyciel zakończył wykład, ptak przyjrzał się wywieszonej na drzwiach tabliczce.
Szybko odleciał, kiedy studenci zaczęli opuszczać salę, lecz postanowił niebawem powrócić.

* * *
Stonka sama nie wiedziała, jak znalazła się w betonowej dżungli, gdzie trudno było znaleźć choćby źdźbło trawy, a co dopiero ziemniaka.
Tak, ziemniaka, gdyż Stonka po długim locie byłaby w stanie zjeść cokolwiek, nawet coś tak nudnego.
Miała ochotę na kiełbasę, mimo że nigdy jej nie jadła – do tej pory żywiła się wyłącznie roślinami, nie miała nawet pojęcia, czym kiełbasa jest.
A może mogłaby spróbować papieru? Ponoć produkowano go z drzew, a drzewa to przecież rośliny. Tak, papier mógł być smaczny, szczególnie doprawiony słowami.
Głód dobitnie uświadomił Stonką o jej istnieniu.

* * *
Pirat znów siedziała przy biurku, jednak nie przyglądała się nieskazitelnej białości papieru. Wręcz przeciwnie, tym razem sama sprawiła, że papier przestał być idealnie biały. Wpatrywała się w jedno słowo, którego grafitowy kolor wyraźnie odcinał się od kartki.
„Syrena”, napisała Pirat, bo tego dnia widziała syrenę.
Istota siedziała na wystającej z morza skale i śpiewała, a jej pieśń była tak przejmująca, że na niczym nie można się było skupić. Marynarze szli przed siebie i spadali z pokładu, nawet tego nie zauważając, a Pirat stała, wpatrzona w wydające cudne dźwięki stworzenie. Jak zaczarowana patrzyła na jego szeroką, brzydką twarz, wodniste oczy i włosy przypominające wodorosty, i wydawało jej się to najpiękniejszą rzeczą, jaką w życiu widziała.
Dziewczyna otrząsnęła się dopiero, gdy syrena ukazała w uśmiechopodobnym grymasie swoje drobne, rybie zęby.
Czy jednak to zdarzenie naprawdę miało miejsce? Cóż, może i nie, bo wszyscy wciąż przebywali na pokładzie statku, a gdyby ich zapytać, nie pamiętaliby o żadnej syrenie.
Ale historia jest ważniejsza niż prawda, a opowieść już powstała. Nikt nie mógł jej zniszczyć. Teraz trzeba ją było tylko zapisać.
Pirat mocniej ścisnęła ołówek w dłoni.

* * *
Gdyby Kalka miała uszy, nadstawiłaby ich, słysząc dziwne dźwięki dobiegające zza szeregu kartek. Zamiast tego zastanowiła się, co może być ich przyczyną.
„Może jakiś człowiek szuka książki odpowiedniej dla siebie?”, myślała z nadzieją. „Nie… To niemożliwe. Wtedy mógłby to być co najwyżej szelest przekładanych stronic, a ten chrobot brzmiał bardziej jak… chrupanie?”.
Wzdrygnęłaby się, gdyby mogła.
A co jeśli to mól książkowy? A co jeśli nie zauważy Kalki między stronami i ją też przypadkiem pożre?
Kalka zadrżała, gdy wtem przypomniała sobie o pewnym istotnym szczególe. Przecież mole książkowe to byli ci cudowni ludzie, dzięki którym mogła znajdować się w kolejnych pełnych słów tomach.
Kalka lubiła te mole książkowe, bo takie, o jakich wcześniej myślała, zdecydowanie nie istnieją.
Nie istnieją, prawda?

* * *
Kruk siedział na parapecie w korytarzu i obserwował przechodzących studentów, którzy zupełnie nie zwracali na niego uwagi. Tyle historii, tyle opowieści. Przecież każdy z nich miał własną, a Kruk mógł poznać fragmenty wszystkich.
To było wspaniałe, aczkolwiek ptak nie widział wśród nich żadnej wyjątkowej – żadnej idealnej opowieści, opowieści, która trafiłaby wprost do niego, opowieści…
Opowieści, którą mógłby opowiedzieć.
Wtem dostrzegł nieopodal parę mężczyzn trzymających się za ręce.
Kruk przechylił łepek, niepewny tego, co widział i długo patrzył za odchodzącą dwójką. „To jest to”, pomyślał, po czym, uświadomiwszy sobie, co właśnie uznał za perfekcyjny temat, otworzył szeroko swoje przypominające dżety oczy i mruknął:
– Ojej.
A historia była zadowolona, że ktoś chce ją opowiedzieć. Musiała tylko dopilnować, by miał jak to zrobić…

* * *
Stonka skrzywiłaby się, gdyby tylko jej owadzia główka była przystosowana do zaawansowanego wyrażania uczuć. Ta książka nie była tak smaczna, jak poprzednia. Postanowiła zjeść jeszcze tylko parę słów i wrócić do tej części biblioteki, gdzie była wcześniej.
Wgryzała się coraz głębiej i, mimo wcześniejszego postanowienia, nie mogła oderwać się od tego tomu. Suchość pożeranych słów była tylko pozorna, tak naprawdę miały w sobie niezwykłą ilość smaczków.
– Stój! – usłyszała cieniutki głosik. – Nie zjedz mnie!
Stonka rozejrzała się, zdezorientowana. Nie miała pojęcia, kto się odzywa ani skąd.
Tymczasem głos kontynuował nieśmiało:
– Czy… Czy mógłbyś mi pomóc, panie molu? Bardzo chciałabym się stąd wydostać.
Wydawał się dobiegać z pożeranego właśnie, opasłego tomiszcza.
– Nie jestem molem – powiedziała Stonka. – Tylko stonką.
– Stonką? – zdziwił się głosik. – A co to?
– Ja… – speszył się owad. – N-nie wiem…
Kalka, bo to ona była właścicielką owego głosiku, milczała przez chwilę, gdy nagle wpadła na pewien cudowny pomysł. Tak! Wreszcie mogłaby zobaczyć coś poza wnętrzem książki, którą co prawda lubiła, ale wszystko przecież może się znudzić po jakimś czasie.
– Zjedz jeszcze trochę – zaproponowała. – Wtedy będziemy mogły się zobaczyć.
Stonka ugryzła i przełknęła, od razu jednak usłyszała przeszywający pisk.
– Ugryzłaś mnie! – krzyknęła Kalka. – Jak mogłaś?
– Sama mnie prosiłaś? – ni to spytała, ni to oznajmiła zdziwiona Stonka. Połknięty właśnie skrawek Kalki pozostawił nietypowy smak między żuwaczkami.
– Nie jestem ziemniakiem! – wrzasnęła, przypominając sobie, co kiedyś przeczytała o stonkach. – Mnie się nie je – dodała i na koniec burknęła cicho: – Idź sobie, jesteś okropna.
Stonka odwróciła się obrażona i odleciała, nie zważając na dalsze słowa Kalki:
– Czekaj, czekaj, zostań ze mną, nie mówiłam poważnie…
Ale owada już nie było widać. Mimo swojej reakcji, Stonka nie była długo zła. Część Kalki w jej żołądku sprawiała, że czuła się naprawdę dziwnie, sama nie była pewna jak.
Kalka też nie smuciła się długo. Dziura, którą owad wygryzł w kartach książki, stała się jej oknem na świat, dzięki niej widziała część biblioteki i, co jakiś czas, przechodzących ludzi.
A historia była zadowolona, bo wiedziała, że wszyscy, którzy mają się spotkać, jeszcze się spotkają.

* * *
– Pani oficer! – chłopak zasalutował. – Ląd na horyzoncie!
– Wiem, nie musisz krzyczeć – uśmiechnęła się Pirat, mimo że nie była w najlepszym nastroju. – Płyńcie do brzegu.
Dziewczyna po długich rozmyślaniach postanowiła zejść na ląd i podróżować do skutku, póki nie odnajdzie odpowiedniego Kapitana. Była to dla niej trudna decyzja – zostawić świetną załogę i statek – jednak czuła, że jeśli wkrótce go nie znajdzie, oszaleje. Pirat potrzebowała jego pomocy.
A historia była zadowolona, bo Pirat zmierzała dokładnie tam, gdzie powinna.

* * *
Kiedy Kalka wyglądała przez malutką dziurkę, poczuła przeciąg.
Pachniał lawendą.
Nie wiedzieć czemu, Kalka od razu pokochała tę niebiańską woń.

* * *
Kruk siedział na bibliotecznej półce, obserwując uczącą się przy stoliku parę studentów.
„To zaskakujące, że ludzie zupełnie nie zwracają uwagi na rzeczy, które są nie tam, gdzie powinny”, myślał. Wzrok przechodzących jakoś się po nim prześlizgiwał.
Rozejrzał się po rzędach krzywo ułożonych, zniszczonych i jakby… nadgryzionych książek wokół siebie. Obserwowanie uczących się ludzi nie jest zbyt ciekawym zajęciem, szczególnie, gdy nie słyszy się, co mówią, więc Kruk był już nieco znudzony.
Wśród wyblakłych grzbietów mignął mu jakiś, wyjątkowo między nimi jaskrawy, czarno-żółty kształt. Czyżby owad? Poczuł głód. Przyjrzał się więc kształtowi jeszcze raz i podleciał do niego. Trącił Stonkę pazurem, mrucząc:
– Mam ochotę cię zjeść… – urwał, zastanawiając się po co rozmawia ze swoim, bezmyślnym raczej, posiłkiem, kiedy ten nagle udowodnił mu, że wcale nie jest taki bezmyślny.
– Te słowa miały dualistyczne pole semantyczne? – zapytała Stonka, czując jak część Kalki rozpływa się w jej organizmie. – Czy po prostu chcesz mnie zjeść?

* * *
Pirat uśmiechnęła się smutno, patrząc na odbijający od brzegu statek. Pomachała, odwróciła się i poszła przed siebie betonowym chodnikiem. W pewnym momencie niemal odwróciła głowę, jednak udała, że to tylko po to, aby poprawić przekrzywiony plecak.
Dziewczyna przyśpieszyła kroku i zwolniła dopiero, gdy minęła już zakręt, gdzie mogła się odwrócić. Nie widziała okrętu, którym tak długo dowodziła. Tak było lepiej.
Wyruszyła na poszukiwanie Kapitana.
Sama.
W jej plecaku szeleścił plik zapisanych kartek.

* * *
Coś czarnego przesłoniło Kalce widok na bibliotekę. Nie miała pojęcia, co to może być, ale nie przeszkadzało jej.
Zapach lawendy wypełnił całą wolną przestrzeń, nie pozostawiając miejsca na nic innego.

* * *
Kruk zmrużył swoje dżetowe oczy, przyglądając się Stonce.
– Czy ty właśnie coś powiedziałaś? – odezwał się niepewnie.
– Nie, to tylko twoja chora imaginacja płata ci figle – odburknął owad, po czym beztrosko stwierdził: – Pachniesz lawendą. Mogę cię spróbować? Nigdy nie jadłam lawendy.
– Nie – odpowiedział Kruk, opanowując się. – Jak to się dzieje, że ty mówisz? – spytał. – Nigdy nie widziałem mówiącego owada.
– Skąd mam wiedzieć? – zdziwiła się Stonka. – Ja z kolei nie spotkałam dotąd mówiącego ptaka, a tu nagle ty się pojawiasz – owad machnął łapką, czy raczej odnóżem, bo łapek nie miał, w stronę Kruka. Kontynuował jednak, widząc jego nierozumiejące spojrzenie: – Zastanawiałaś się kiedyś, Kruku, skąd się wziął Wszechświat?
– Nie. Wszechświat istnieje i już. Nie dowiemy się, jak powstał.
– No właśnie – odparła Stonka. – Tak samo jest z moim głosem. Po prostu jest – urwała na chwilę. – A teraz wybacz, mam ochotę na lawendę.
Kruk patrzył za odlatującą Stonką.

* * *
– Panie Kruku! – krzyknęła Kalka, która przysłuchiwała się całej rozmowie. – Potrzebuję pomocy.
Kruk rozejrzał się, zdziwiony, lecz nie zauważył nikogo, kto mógłby go wołać.
– Tutaj, panie Kruku – powiedziała. – W książce.
Kruk nachylił się nad tomem.
– Hmm? Tak? Co mogę dla ciebie zrobić, pani Książko? – spytał zdezorientowany.
– Nie jestem książką… – urwała. – Zresztą, nieważne. Zrzuć tę książkę na podłogę.
Ptak posłuchał, mimo że z winy tego głosu nie był pewien własnej poczytalności. Gruby tom z hukiem wylądował na podłodze.
– Auć – mruknęła Kalka. – Dobrze, a teraz ją otwórz.
Kruk znów usłuchał, chcąc dowiedzieć się, dlaczego tajemniczy głos właśnie o to go prosił oraz do kogo ów głos należał. Bez większych problemów odchylił okładkę, a książka jakby sama otworzyła się w miejscu, gdzie do tej pory zamknięta była Kalka.
– Dziękuję – powiedziała, po czym zniknęła, a zamiast niej pojawiła się dziewczyna, która wyglądała na bardzo młodą.

* * *
Plecak wydawał się być niesamowicie ciężki, zważywszy na to, że znajdowały się tam tylko zapisane kartki papieru i woda mineralna.
Pirat szła ścieżką przez las, coraz bardziej zmęczona. Zdjęła plecak z ramion i rzuciła go pod najbliższe drzewo, po czym sama usiadła obok, starając się nie dyszeć. Sięgnęła po butelkę z wodą, jednak gdy rozsunęła suwak, jej oczom ukazało się zdecydowanie nie to, czego oczekiwała.
Dziewczyna w osłupieniu przyglądała się kończącej właśnie pożeranie jej tekstu, ogromnej stonce wielkości kota.

* * *
Krukowi wcale nie wydało się to dziwne. Przecież ludzi było tyle, że nie mogli się normalnie rodzić, więc co było zaskakującego w tym, że powstawali z papieru powleczonego atramentem i woskiem?
Kruk podleciał i usiadł na ramieniu dziewczyny, która nie sprzeciwiała się, mimo wbijających się w jej skórę pazurów. Uśmiechnął się, pomimo fizycznej niemożliwości. Ze zdziwieniem stwierdził, że Kalka pachnie czekoladą, choć, jego zdaniem, po latach zamknięcia powinna pachnieć raczej kurzem i książkową starością.
A Kalce nie przeszkadzał ból w ramieniu, bo Kruk pachniał lawendą. Ten zapach kojarzył jej się ze szczęściem.
Historia była zachwycona.

* * *
– Dobre słowa – mruknęła Stonka, przeżuwając ostatni skrawek papieru. – Bardzo dobre. I takie… wyjątkowe. Jedyne w swoim rodzaju.
– Tak! Bo to była jedyna kopia – stwierdziła Pirat z lekką tylko irytacją, ponieważ była z natury miła. Irytacja ta niemal od razu ustąpiła fascynacji. Dziewczyna dźgnęła Stonkę palcem w brzuch. – Ty istniejesz – stwierdziła. – Jak?
Stonka przekrzywiła łepek i odparła niepewnie:
– No wiesz, kiedy mama-stonka i tata…
– Ten „żart” wcale nie jest śmieszny – przerwała jej Pirat, także niepewnie, bo nie lubiła przeszkadzać innym.
– To… Nie o to pytałaś? – zdziwiła się Stonka. Pirat poczuła się winna. Po krótkim namyśle owad zrozumiał: – Ach, tobie też chodzi o to, czemu mówię?
– Nie, choć o to też powinnam była zapytać. Bardziej zastanawiała mnie twoja wielkość.
– Wielkość? – Stonka znowu się zdziwiła, spoglądając na swoje ciało. – Nie wiem… Jeszcze przed chwilą byłam mniejsza. Właśnie, wydawało mi się, że coś jest nie tak.
– To nie ma aż takiego znaczenia – wzruszyła ramionami Pirat. – Słuchaj… Nie spotkałaś gdzieś może Kapitana?
Stonka zastanawiała się przez chwilę.
– Tak, spotkałam.

* * *
Kalka zdjęła okulary i przetarła je rękawem zielonego swetra.
– Nie jestem pewna, czy mieszkanie tutaj to dobry pomysł – mruknęła, wsuwając okulary na nos i szybko cofnęła się od krawędzi dachu.
Kruk poczuł ukłucie w sercu.
– Jak to? Moim zdaniem to doskonałe miejsce. I mamy tu duże, pachnące lawendą gniazdko – spróbował ją przekonać.
– Nie… – stwierdziła. – Muszę znaleźć odpowiedniejsze miejsce. Dach uniwersytetu się nie nadaje.
– Zobacz, już się ściemnia. Może zostaniesz chociaż dzisiaj? Przypilnuję, żeby nic ci się nie stało – zaproponował.
Kalka już miała odmówić, ale widząc błaganie w czarnych oczach Kruka zmieniła zdanie i kiwnęła głową. Spróbowała położyć się wygodnie, ale nie miała jak, więc po prostu usiadła. Długo rozmawiała z Krukiem, a kiedy usnęła, on czuwał, zachwycony zapachem czekolady.
Kiedy tylko się obudziła, zapytał:
– Czemu pachniesz czekoladą?
Kalka przetarła oczy.
– Pachnę?

* * *
– Była tam, zamknięta w książce… O! Tam, gdzie stoi teraz ta dziewczyna w zielonym…
– Nie wychylaj się. Wystająca z plecaka główka zmutowanej stonki może wydać się niektórym dość… niezwykła. Jaki właściwie tytuł miała ta książka? – spytała Pirat, podchodząc bliżej wskazanej półki.
Stonka zastanawiała się przez chwilę.
– Było tam coś o animacjach. I dużo słów, których nigdy wcześniej nie jadłam. Już wiem! – wykrzyknęła nagle, nie zważając na bliskość ubranej na zielono dziewczyny. – „Kulturoznawstwo”!

* * *
– Szukałaś mnie, Stonko? – spytała z uśmiechem Kalka, odwracając się od regału.
– Hmm, tak – odpowiedział głos z głębin Piratowego plecaka, gdzie Stonka została wepchnięta po swoim niespodziewanym krzyku. – A właściwie to ona cię szukała.
– Dzień dobry, proszę pani – mruknęła Pirat, nieśmiało wyciągając rękę.
Kalka odpowiedziała zdumionym spojrzeniem, po czym wybuchła nieopanowanym śmiechem.
– Czy wszystko w porządku? – zaniepokoiła się Pirat.
– Tak – odparła Kalka między kolejnymi napadami szaleńczego rozbawienia. – Tylko… Mów mi po prostu „Kalka”.
– Witaj, Kalko – Pirat uchyliła swojego całkiem nie-pirackiego kapelusza. – Jestem Pirat. Stonka wspomniała, że jesteś…
– Mogłybyśmy porozmawiać w innym miejscu? Gdzieś, gdzie Stonka mogłaby wyjść z twojego plecaka?
– Tak, oczywiście. Znasz może takie miejsce?

* * *
– Kruku, poznaj Pirat – powiedziała Kalka, wspiąwszy się na dach uniwersytetu. – Piracie, to jest Kruk.
– Cześć – Pirat pomachała Krukowi ręką, a ten spróbował odpowiedzieć tym samym. – A więc… – zatrzymała się. – Nie zaczyna się zdania od „a więc” – poprawiła sama siebie i kontynuowała: – Stonka mówiła…
– A właśnie – przerwał jej głosik zza pleców. – Skoro już mowa o mnie, to może byście mnie wypuściły?
Chwilę później Stonka już gramoliła się z plecaka.
– O! – zdziwiła się. – Ostatnio nie byłaś człowiekiem.
– A ty byłaś sporo mniejsza – Kalka wzruszyła ramionami.
– Nieważne – machnęła odnóżem. – Pirat szuka Kapitana. Kogoś, kto pomoże jej ze słowami – spojrzała w kierunku próbującej sobie przyswoić dziwaczne informacje dziewczyny.
– Hmm, tak. Kogoś, kto nauczy mnie dobrze pisać – sprecyzowała Pirat.
Teraz to Kalka była zaskoczona.
– Pisać? – wpatrzyła się w Stonkę przenikliwie. – Skąd wiedziałaś, że cokolwiek o tym wiem? – skrzywiła się, słysząc, że powtórzyła słowo.
– Przeczucie – odparł szybko owad, nie chcąc przyznać, że zwyczajnie pomyliła dwa słowa na „k”. – Zjadłam kawałek ciebie. Muszę coś o tobie wiedzieć. Poza tym, ludzie z imionami na „k” są wyjątkowi – mówiła, co jej tylko ślina na żuwaczki przyniosła. – Są wszechstronnie uzdolnieni…
Kalka uciszyła ją, nie całkiem przekonana.
– Dobrze – spojrzała na Pirat. – Jak mogę ci pomóc?
– Na początek powiedz mi, dlaczego stałaś się człowiekiem. I z czego. I czemu Stonka urosła.
– Och, to proste… Powiedzcie mi, z czego składa się człowiek.
– Głównie z wody – spróbowała Pirat.
– Z tego, co je – uznała Stonka. – Albo ze związków chemicznych – nie wiedzieć skąd słyszała o chemii.
– Z papieru – rzucił Kruk.
– Nie. Nie. I nie. – Kalka uśmiechnęła się cierpliwie. – Z opowieści. Potrzebuje też trochę przestrzeni, żeby te opowieści mogły się rozwijać – tłumaczyła.

* * *
Mijały dni, które spędzali razem na dachu, ucząc się, jak dobrze opowiadać historie. Sami też je tworzyli, a jakże. Nawet nie zwrócili uwagi, kiedy pewnego ranka w miejscach, gdzie spali Stonka i Kruk, pojawiła się para ludzi.
Najwięcej uczyła ich Kalka, choć inni też dodawali czasem coś od siebie.
Któregoś dnia Pirat zaproponowała, że odnajdą jej statek i tam będą dalej spędzać razem czas. Wszyscy z chęcią się zgodzili. Bo co może być lepszego na natchnienie niż żeglowanie po błękitnym morzu, gdzie widzi się jedynie linię horyzontu? No, może tylko kisiel. Ale on też miał tam być.
Nie mieli problemu ze znalezieniem okrętu. Okazało się, że wkrótce po tym, jak Pirat opuściła załogę, statek wrócił do portu, w którym go zostawiła. Żeglarze czekali na nią.
– Kalko, Stonko, Kruku, oto nasza załoga – Pirat wyszczerzyła się radośnie. – Załogo moja droga, Kalka będzie naszym nowym Kapitanem.

* * *
Kruk pożyczył raz od Pirat serię książek o szkockiej szkole dla czarodziejów, którą przeczytał w ciągu kilku dni. Kiedy czytał ostatnie zdanie siódmego tomu cudowny pomysł wpadł do jego głowy, więc usiadł przy Piratowym biurku i stworzył dzieło, po przeczytaniu którego Kalka stwierdziła:
– Kiedy już przejmiemy władzę nad światem, to będzie lektura obowiązkowa. Przynajmniej jeden rozdział dziennie, w każdym autobusie.
Pirat przysłuchiwała się temu z pewnym niepokojem, ale uznała, że jeśli Kalka tę władzę przejmie, nic się złego nie stanie. Pojawi się tylko mnóstwo cukru.
Pirat lubiła cukier

* * *
Historia była szczęśliwa, bo odnalazła w końcu ludzi, którzy dbali o nią, cieszyli się nią, rozbudowywali ją. Każde z nich pisało inaczej, każda ich kolejna opowieść była lepsza, bardziej porywająca, wzruszająca.
Oni rozumieli Historię.
To było dla niej dobre miejsce. 

###
Recenzja

21 komentarzy:

  1. Długo kazaliście czekać ale jestem i czytam i płaczę ale płaczę przez śmiech tym razem. Nie mam pojęcia panie Malkiemie z której planety pan przybywa ale zielony sweter czekoladowej Kalki siedzącej w książce (dosłownie! :D) jest jej idealnym portretem. I na tym zakończę swoją opinię bo mi się chce pójść pochichotać. Chichotam zatem :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja chichoczę dzięki Pani, Pani Dosiu. Nie stwierdzono jeszcze, gdzie malkiemy żyją, ale uważam, że musi to być w odległej galaktyce i na dodatek dawno, dawno temu, biorąc pod uwagę różnice w sposobie myślenia między mną, a rasą ludzką.

      Usuń
    2. Te literaty tak chyba mają bo jak czasem rozmawiamy z Kalką to mi się wydaje że to zupełnie inny gatunek tylko nikt się jeszcze nie połapał <3

      Usuń
    3. To bardzo prawdopodobne. *robot voice* danger! Danger! She knows! Autodestruction mode on * normal voice* nasz kamuflaż jest prawie idealny.

      Usuń
    4. Dzięki, Dosia, właśnie to chciałam zobaczyć pod tym tekstem, naprawdę :3

      Usuń
  2. ah... przeniosłam się na przystań znowu....
    uwielbiam zdanie: "Poza tym, ludzie z imionami na 'k' są wyjątkowi."

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moim zdaniem kolejne trochę niszczy to, które wymieniłaś. XD Cieszę się, że przywołałem miłe (bo skoro z przystani, to jak inaczej?) wspomnienia.

      Usuń
    2. Do naszej ekskluzywnej, dwuosobowej kajuty, z której wszyscy inni zdezerterowali...? Szczury lądowe, ach, ach :3

      Usuń
    3. Przez Kalkowy komentarz czuję się ograbiona z tożsamości T-T
      *idzie rzucić się do morza z rei*

      Usuń
  3. Muszę się nieźle wysilić, żeby nie napisać tylko wspaniałych trzech kropeczek (wielokropek - wyraża więcej niż tysiąc słów), ale Ty, Malkiemie, niestety (bądź stety) lubisz chyba zmuszać mnie do myślenia, czego jako ameba (chociaż słyszałam już, że wyewoluowałam do pąkli) nie preferuję, zwłaszcza po szkole i zwłaszcza dzisiaj.
    Tekst był za dobry, tak jak przypuszczałam, ale nie płaczę, bo mnie inspirujesz :3 Łączę się w bólu z prozacową ekipą. Przejrzał Was. I'm sorry. Mam tylko nadzieję, Malkiemie, że na Piratowym statku znajdzie się miejsce dla biednego pierwotniaka, który z każdym Twoim opowiadaniem coraz bardziej rozdziawia z podziwu swoją nibybuzię. Twój zasób słów jest niewiarygodnie ogromy. A najgorsze jest to, że świetnie je ze sobą łączysz i zespajasz, tworząc obrazy po prostu bajeczne. *pakuje do plecaka wszystkie swoje manatki i wyrusza jak najdalej stąd*
    I oczywiście zgadzam się z tym, że ludzie z imionami na 'k' są wyjątkowi :>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Amebo, jesteś zdecydowanie naszą ulubioną amebo-pąklą. Jako organ wyznaczony przez Malkiema jako decyzyjny z uśmiechem zapraszam na pokład - tylko uważaj na nibyząbki, bo ta uwaga o byciu przejrzanym przez Malkiema nas troszkę niepokoi :3 I nie zamykaj za dobrze plecaka, jeszcze się w nim może czaić jakaś Stonka...

      Usuń
  4. Droga Amebo,
    Zwracam się do Ciebie z uprzejmą prośbą o niesłodzenie mi aż tak, z uwagi na moje zdrowie. Obawiam się, iż dzięki Twoim komentarzom mogę zachorować na cukrzycę, przez co nie będę mógł jeść kisielu, a co za tym idzie, stracę inspirację.
    pozdrawiam
    Malkiem
    PS. Teraz mam już pewność kim jesteś, mwahahahah. :3

    OdpowiedzUsuń
  5. Cały e-Prozac jest obtoczony w cukrze, więc co ja poradzę? Mogę jedynie nasączać swoje komentarze kisielem w kolorze tęczy, po której hasają wesoło jednorożce i podjadać trochę co jakiś czas. A nuż pomoże :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Historia jeszcze nie poznała antagonisty, który zjadł Wam kropkę w ostatnim zdaniu przedostatniego fragmentu.
    Polecam się,
    pan Borys ;]
    p.s. Znam ekipę jedynie z tekstów, ale z tą Kalką to chyba popłynąłeś, stary.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chodzi Panu, Panie Borysie, o pierwszą część, prawda? Bo tak od uwolnienia z książki wydaje się całkiem Kalkowa, nawet byłem podejrzewany, że wiem rzeczy, o których wiedzieć nie powinienem.

      Usuń
    2. Szczególnie pierwszą część - jest w niej okropnie niesamodzielna i nawet w swoim pojmowaniu świata ograniczona do tego, co umożliwiają jej inni, a to zupełnie do niej nie przystaje. Według mnie najlepiej oddaje ją potrójna negacja w ostatniej części ;] Kruk od początku był dla mnie podejrzany, za to do Pirata mam nieuzasadnioną sympatię, oficjalnie potwierdzoną przez ten tekst ;]

      Usuń
    3. Tak, ma Pan rację. Jak zaczynałem, to raczej pomyślałem, gdzie mogłaby się kalka (taka kartkowa) znajdować, a nie jak zacząć pisać o Kalce prozacowej. Z pozostałymi takiego problemu nie miałem, na szczęście, choć i tak wyszło dziwacznie. Pirat we wszystkich budzi sympatię, raczej uzasadnioną.
      pozdrawiam
      Malkiem

      Usuń
    4. Przykro mi, Kalko, wszyscy mają z Tobą problem ;]

      Usuń
    5. Może ona tylko udaje, że sobie nie radzi sama? Może to ona jest antagonistą?

      Usuń
    6. Ahhh, źle się wyraziłem. To oczywiście nie był problem z Kalką, tylko z opisaniem jej. W opowiadaniu... hmm... Mogłaby być antagonistą w kontynuacji, to przejmowanie władzy nad światem, zostawanie kapitanem... Ale nie w prawdziwym życiu. To... Kalka... Ona nie może być antagonistą (;

      Usuń

© Agata | WS | x x.