stosowany w leczeniu zmęczenia szarą rzeczywistością

Zapraszamy do współpracy autorów zainteresowanych publikacją swoich tekstów na blogu. Jednocześnie zastrzegamy sobie prawo do selekcji nadesłanych utworów oraz ich korekty i redakcji (zatwierdzonych przed premierą przez autora).
eprozac.blogspot@gmail.com

Goście: Parabola #2

wyzwanie: strumyczek i czosnek, szyszki we włosach, sarnina

Znajdź rozległą polanę w głębi lasu i zawieś na drzewach dzwonki srebrzyste. Powiedzą ci, kiedy zjawi się driada.

Jaromir rozejrzał się. Drzewa rzedły, a przed nim kępki gęstej, wysokiej aż po cholewy butów, trawy tworzyły wraz z runem leśnym lekki dywan. Polanę przecinały wąski strumyczek i czosnek rosnący pasmami przy brzegu. Zapach tego ostatniego był intensywny, lecz znośny. Kilka fioletowych kwiatów nadawało temu miejscu mniej surowy wygląd.
Jaromir podszedł do wielkiego dębu, zdjął z ramienia kołczan i łuk, odłożył je na bok. Poprawił szmacianą torbę i, wspomagając się sztyletem, wspiął się na drzewo. Kiedy był już dostatecznie wysoko, by liście zakryły jego sylwetkę, wyjął z torby srebrne dzwoneczki.

Rozpal ognisko i wrzuć w płomień pęczek lawendy. Drugi nadpal i okadź dymem całą polanę. Lawendowy zapach zwabi driadę.

Rzucił stertę chrustu niedaleko strumienia i schylił się, wyciągając z kieszeni dwa krzemienie. Robił to już wiele razy, więc wzniecenie ognia nie zajęło mu dużo czasu. Płomień wzbił się w powietrze, dając przyjemne ciepło. Jaromir podniósł głowę, dostrzegając między drzewami ciemniejące niebo. Musiał się pospieszyć.
Cisnął lawendowym bukiecikiem w ognisko.

Ukryj się i czekaj. Kiedy pojawi się driada, będziesz wiedział.

Przykucnął w pobliskich krzakach. Zapach lawendy przez chwilę mieszał się z czosnkowym, aż w końcu stał się tak intensywny, że niemal drażnił nozdrza. Drewno trzeszczało w ogniu, a woda w strumieniu cicho szumiała. Polana ciemniała z każdą minutą.
Czekał cierpliwie, układając w myślach plan działania. Nigdy wcześniej nie polował na nimfy leśne. Znał takich, co to robili dla zysku, gdyż wieści niosły, że driady to najlepsze kochanki. Słyszał historie o tym, jak sprzedawano je bogaczom, by im służyły. Jednak jego nigdy to nie interesowało. O dziewkę w mieście nie było trudno, a zasłyszał kiedyś od pewnego łowcy, że nimfa odgryzła mu ucho, gdy próbował ją obezwładnić. Nie chciał stracić ucha.
Zdziwił się, gdy Panicz poprosił go o schwytanie dla niego driady. „Jestem myśliwym, nie alfonsem”, odpowiedział wówczas, zniesmaczony. Jednak Panicz uparł się, że Jaromir najlepiej nada się do tej roboty. Nie mogąc sprzeciwić się rozkazom, Jaromir poszedł do lasu przed zapadnięciem zmroku, uzbrojony w łuk i kartkę wyrwaną z poradnika.
Usłyszał szelest dochodzący z krzaków. Wytężył wzrok, napiął mięśnie. Naciągając cięciwę, wycelował strzałę. Odetchnął z ulgą, kiedy na polankę wyskoczył zagubiony zając – przebiegł na drugą stronę i zniknął w dziurze w ziemi. Jaromir opuścił łuk.
Nie wiedział, ile minęło czasu, ale gdy niebo całkiem spowiła ciemność, a jedynym źródłem światła stał się płomień, Jaromir pomyślał, że czekanie jest bezsensowne. Nie chodziło o brak cierpliwości, gdyż jako myśliwy miał jej aż nadto. Pomimo braku doświadczenia w tego typu polowaniach, siedzenie w krzakach wydało mu się irracjonalne. Czy nie lepiej byłoby jakąś wytropić? Przecież musiały zostawiać ślady, po których mógłby je znaleźć. Przynajmniej nie siedziałby teraz bezczynnie, a nie był nawet pewien, czy wskazówki, które znalazł w starym poradniku, są cokolwiek warte.
Miał właśnie wstać, by rozprostować nogi, kiedy usłyszał cichą grę dzwonków. Zesztywniał, obserwując drzewa. Dźwięk nasilał się z każdą sekundą, a ponieważ noc była bezwietrzna, jedynym wyjaśnieniem, dla którego dzwonki mogłyby się odezwać, było szarpnięcie za gałęzie.
Ujrzał cień, kształtem przypominający człowieka, zeskakujący z wielkiego dębu. Z gracją opadł niedaleko na jedno kolano, a kiedy się podniósł, Jaromir zobaczył kobiecą sylwetkę. Łuna bijąca od ognia oświetliła jej drobne ciało i choć myśliwy znajdował się daleko, wyraźnie widział długie włosy, równie płomienne jak ognisko, do którego zmierzała. Z łatwością uniósł łuk, ustawił strzałę i naciągnął cięciwę.

Driadę zranić może tylko miedziana strzała.

Nimfa, znalazłszy się przy ognisku, zaczęła nogą rozkopywać ziemię dookoła. Jaromir tylko przez chwilę pomyślał o tym, że to nie zapach lawendy zwabił ją na polanę, a ogień pozostawiony bez nadzoru. Skupiając się na swoim celu, oddychał spokojnie. Musiał uważać, nie chciał jej zabić, a jedynie uniemożliwić ucieczkę. Wsłuchał się w bicie swojego serca. Lolek, jego mentor, zawsze powtarzał, że strzałę należy wypuścić w przerwie między uderzeniami.
Bum-tup. Bum-tup.
Zwolnił uścisk.
Strzała ze świstem przedarła powietrze. Driada drgnęła, ale nie zdążyła odskoczyć wystarczająco daleko. Miedziany grot rozdarł jej skórę na udzie. Syknęła z bólu, przykucając na lewe kolano. Chwyciwszy się za zranione miejsce, podniosła głowę, wściekłym spojrzeniem patrząc na Jaromira, który wyszedł z krzaków, celując w nią kolejną strzałę.
– Ani drgnij – powiedział.
Nimfa była wściekła. Zacisnąwszy mocno szczęki, zerwała się do biegu. Jaromir puścił cięciwę, ale tym razem nie trafił. Driada zwinnie unikała zranienia, poruszając się slalomem. Wiedział, że strzelanie jest w tym momencie bezsensowne, dlatego, nie zastanawiając się długo, zarzucił łuk na plecy i pobiegł za nią.
Gonił ją kilkanaście minut. Szybka była, zwinna, poruszała się po lesie z taką łatwością, z jaką panny na wydaniu tańcowały na balach. Miał problem z dogonieniem jej i dostał zadyszki, jednak w pewnym momencie nimfa musiała zmienić kierunek, bo powalone drzewo stanęło jej na drodze. Wykorzystał to, przewidując jej kolejny ruch. Kilkoma susami pokonał drogę do niej na ukos i, kiedy wybiegała zza pnia sosny, rzucił się na nią. Oboje padli na ziemię.
Szamotali się dłuższą chwilę, tarzając wśród runa leśnego. W końcu jednak udało mu się znaleźć na niej i przycisnąć ją do podłoża, unieruchamiając nadgarstki powyżej jej głowy. Zawisł nad nią, dysząc ciężko. Nimfa szarpała się, próbując wyrwać z mocnego uścisku.
– Nie brak ci wigoru, co? – zaśmiał się. Było ciemno, ale widział jej drobną twarzyczkę, wykrzywioną złością. Białe zęby błyskały, kiedy próbowała go ugryźć. Odsunął się na bezpieczną odległość, unieruchamiając ją jedną ręką, a drugą sięgając po linę przypiętą do pasa. – Panicz będzie zadowolony – mruknął, związując jej nadgarstki. Kiedy schylił się, by obwiązać również nogi, zamachnęła się i kopnęła w najczulsze miejsce mężczyzny.
Zwinął się i stoczył na bok, a wtedy nimfa zerwała się i rzuciła do ucieczki.
Mimo bólu skoczył do przodu, chwycił ją za kostki. Runęła na ziemię z głuchym jękiem. Próbowała ponownie się uwolnić, ale jej na to nie pozwolił. Tym razem uważając, by nie dać jej zbyt wiele możliwości, związał ją i zakneblował.
– Powinienem cię wychłostać za tamto – powiedział poirytowany, bez wysiłku podnosząc ją i zarzucając sobie na ramię. Jęknęła, bijąc go pięściami w plecy. Próbowała wrzeszczeć, ale knebel skutecznie jej to uniemożliwiał. – Koniec tego. Ugaszę tylko ognisko i zabiorę cię do zamku.
Droga powrotna zajęła mu znacznie więcej czasu, niż się spodziewał. Odbiegli dość daleko od polany, a w dodatku nimfa wciąż wierzgała, próbując się uwolnić. Gdy znaleźli się na miejscu, rzucił ją na trawę niczym szmacianą lalką. Jęknęła oburzona, niezgrabnie podnosząc się do pozycji siedzącej. Jaromir zaśmiał się, widząc jej zadziorne spojrzenie.
Światło dobiegające z ogniska pozwoliło mu lepiej się jej przyjrzeć. Była śliczna. Chyba nigdy wcześniej nie widział tak cudownej istoty. Gdyby miał wyobrazić sobie najpiękniejszą kobietę na świecie, prawdopodobnie właśnie tak by ją przedstawił. Oprócz ładnej buzi miała też doskonałe ciało, zaokrąglone gdzie trzeba i osłonięte jedynie wilczą skórą. Nagie ramiona i uda z pewnością potrafiły pobudzić wyobraźnię. I te włosy! Te płomienne włosy, wydające się być żywym ogniem, sterczące we wszystkich kierunkach… Od tarzania się po runie leśnym zaplątały się w nich szyszki.
Przez chwilę podziwiał jej urodę, a ona ciskała w niego gromy swym spojrzeniem. Powoli zaczynał rozumieć, dlaczego ci wszyscy bogacze tak bardzo chcieli mieć nimfy dla siebie. Bo któż by nie chciał posiadać najbardziej urodziwej dziewki w mieście, którą można by się chwalić przed innymi bogaczami?
Westchnął i ukucnął przy niej. Wykonał zadanie, złapał nimfę. Należało już tylko dostarczyć ją Paniczowi. Choć nigdy wcześniej nie miał wyrzutów sumienia, polując na leśne stworzenia i sprzedając je na rynku, widząc uroczą driadę, zastanowił się dłuższą chwilę. Wyglądała bardzo młodo, na oko mogła mieć nie więcej niż 17 lat. W dodatku miała kobiece ciało i tak bardzo ludzkie spojrzenie. Jakimś sposobem to, co zamierzał zrobić, nagle wydało mu się bardzo złe.
– Rozkaz to rozkaz – powiedział w końcu, starając się przekonać siebie samego.
Pochylił się i delikatnie zaczął wyciągać szyszki z jej włosów. Próbowała się odsunąć, ale skrępowana niewiele mogła zdziałać. Przyglądała się mu z nienawiścią.
– Masz jakieś imię? – spytał. Nie wykonała żadnego gestu świadczącego o tym, że chciałaby odpowiedzieć. – Ja jestem Jaromir – sam nie wiedział, dlaczego ją o tym informował. Mogła nawet nie zrozumieć.
Sięgnął po bukłak z wodą i upił kilka łyków.
– Chcesz? – spytał.
Podszedł do niej i zdjął knebel. Pomógł jej się napić, a kiedy zatykał bukłak korkiem, nimfa wypluła wodę wprost w jego twarz.
– Świnia! – wrzasnęła.
– Czyli znasz język ludzki – powiedział, wycierając twarz rękawem.
– Świnia! – powtórzyła. – Za pieniądze sprzedasz kiedyś własną matkę – warknęła. Jaromir zmełł w ustach przekleństwo, a kiedy nimfa nabierała powietrza, by powiedzieć coś jeszcze, ponownie ją zakneblował.
– Tak lepiej – stwierdził, gdy ucichła.
Driada sapnęła głośno, niezadowolona.
– Mi też się to nie podoba. Jestem myśliwym, łapię zwierzęta, nie jakieś… kreatury. Ale mam swoje rozkazy – powiedział. Popatrzyła na niego z nienawiścią. – Wiesz co to są rozkazy?
Nimfa chciała coś powiedzieć, ale zamiast słów usłyszał tylko niewyraźny bełkot.
– Nie powinienem nawet z tobą rozmawiać. Powinienem od razu zgasić ogień i zabrać cię do miasta. Nie wiem, po co marnuję czas – powiedział.
Zaczął posypywać ognisko piaskiem, by je ugasić. Kiedy ogień zmalał, oblał je wodą z bukłaka, a następnie uzupełnił braki tą ze strumienia. Rozpalone drewno zasyczało, dym odznaczył się jaśniejszym kolorem na tle ciemnego lasu, a polanę zalał mrok.
Nimfa znów próbowała go kopnąć, gdy do niej podszedł.
– Uspokój się – powiedział. – Jak będziesz dla mnie miła, zdejmę knebel.
Przestała wierzgać bosymi stopami, więc nachylił się i zdjął szmatkę z jej ust.
– Rozkazy… Potrzebujecie ich bo nie macie własnego rozumu – powiedziała. Jaromir przyjrzał się jej twarzy. W ciemnościach nie widział już tak wyraźnie, ale podświadomie wiedział, że wykrzywia się ze złości. – Potrzebujecie kogoś, kto będzie wami rządził, bo sami nie dalibyście sobie rady – warknęła nimfa.
Starał się nie pokazać po sobie, że ugodziły go jej słowa, ale i tak, gdy podnosił ją z ziemi – nie był zbyt delikatny. Syknęła z bólu, kiedy zarzucił ją na ramię jak worek kartofli. Nie miała racji, posiadał własny rozum. I właśnie ten rozum nakazywał mu przestrzegać zasad, jeśli nie chciał skończyć na stryczku. Znał takich, którzy sprzeciwili się rozkazom Panicza. Wiele po nich nie zostało.
– Rozkazy… Gdyby twój Panicz rozkazał ci wymordować mieszkańców twojej wioski, zrobiłbyś to? – zapytała. Nie odpowiedział, co było bardzo wymowne. – Ale sprzedawanie kobiet w niewolę nie stanowi dla ciebie problemu?
– Nie jesteś kobietą. Jesteś nimfą leśną – stwierdził. Te słowa powiedział do niego Panicz, gdy za pierwszym razem odmówił dostarczenia mu driady. Powtarzał je sobie od czasu do czasu, lecz mimo to nie mógł zaprzeczyć oczom, które ujrzały tej nocy urodziwe dziewczę.
– Czyż nie posiadam nóg jak kobiety z twojej wioski? Czyż nie posiadam jak one piersi, by wykarmić dzieci? Czyż nie mówię kobiecym głosem? Jakich jeszcze dowodów potrzebujesz? – spytała, lecz tak jak poprzednim razem, nie odpowiedział. – Jestem jak kobiety z twojej wioski i, tak jak one, potrafię dać rozkosz. Mogę też zamienić twoje życie w piekło, jeśli wolisz.
– Niczego nie wolę. Nie dam się zbałamucić – powiedział, podrzucając ją lekko, by dać jej do zrozumienia, że jej gadanina go zmęczyła. Stęknęła tylko, ale najwyraźniej nie zniechęciła się.
– Mogę sprawić, że zapamiętasz tę noc do końca życia… Jeśli tylko mnie wypuścisz – powiedziała niemal szeptem, a głos jej zabarwiony był nutą obietnicy.
– I bez tego ją zapamiętam – stwierdził.
Wędrówka przez ciemny las nie należała do najłatwiejszych. Jaromir ledwo widział drogę przed sobą i kilka razy potknął się o wystający korzeń, łapiąc równowagę w ostatnim momencie. Marsz przez nierówny teren sam w sobie był trudny, ale dodatkowy bagaż, jaki stanowiła driada, jeszcze wzmagał to wyzwanie. Dlatego postanowił zatrzymać się na chwilę i przeorganizować.
Rozwiązał nimfie nogi, ale zacieśnił węzeł na nadgarstkach, zostawiając drugi koniec liny luźny. Chwycił za niego i pociągnął driadę za sobą. Szła niechętnie, umilkłszy. Najwyraźniej zrozumiała, że cokolwiek by powiedziała, nie poskutkuje. Jaromir miał rozkaz złapać ją i dostarczyć.
– Jestem Dalia – powiedziała po chwili milczenia.
Obejrzał się na nią.
– Po co mi to mówisz? – spytał.
– Niegrzecznie jest się nie przedstawić, jeśli ktoś inny zrobił to pierwszy – wzruszyła ramionami. Jaromir kiwnął głową.
– Dalia to ładne imię – stwierdził.
Znów zapadła cisza. Myśliwy co jakiś czas odwracał się do nimfy, by upewnić się, że ta niczego nie knuje. Choć przestała próbować uciekać, miał wrażenie, że jej spokój stanowił tylko zasłonę dymną.
– Boli mnie noga. Przystańmy na chwilę – poprosiła. Zerknął na nią, ale nie zwolnił marszu. – Chciałam przypomnieć, że trafiłeś mnie miedzianą strzałą. Krwawię.
Zatrzymał się, wzdychając. Nie wiedział, czy wszystkie nimfy są takie irytujące, ale ta zaczynała mu działać na nerwy.
Ukucnął przed nią, oglądając zranienie. Nie było głębokie, a krew już przestała płynąć.
– Nic ci nie będzie – powiedział. Kiedy zamierzał wstać, Dalia z dzikim okrzykiem zamachnęła się i kopnęła go kolanem w twarz.
Odrzuciło go do tyłu. Upadł, trzymając się za nos, z którego trysnęła krew. Nimfa w tym czasie zerwała się do ucieczki. Jaromir wrzasnął z wściekłości, chwytając w ostatnim momencie koniec liny przywiązanej do jej rąk. Pociągnął tak mocno, że Dalia straciła równowagę. Podszedł do niej, emanując wściekłością.
Zacisnął palce na jej szyi i podniósł ją tak wysoko, że straciła grunt pod nogami. Krztusząc się, próbowała wyrwać się z morderczego uścisku.
– Mam już serdecznie dość ciebie i twojego narzekania – powiedział. – Możesz nie utrudniać mi zadania? Nie chcę przez ciebie zawisnąć – warknął.
Dalia zamachała nogami, nie będąc w stanie wypowiedzieć nawet słowa. Jaromir miażdżył jej krtań.
– Zrób tak jeszcze raz, a cię zabiję – stwierdził, rozluźniając uścisk.
Driada upadła na ziemię. Klęcząc przed nim chwyciła się za gardło. Oddychała chrapliwie, a kiedy się odezwała jej głos był cichy.
– Zrób to – powiedziała.
– Co? – spytał, nie rozumiejąc.
– Zabij mnie. Zabij. Wolę zginąć niż dać się wykorzystywać jakiemuś parszywemu człowiekowi! – zawołała. – Wolę zginąć niż służyć idiocie! Nie jestem przedmiotem!
Jaromir przyglądał się jej zaskoczony. Choć wciąż klęczała i trzymała się za szyję, jej głos brzmiał hardo. W oczach dostrzegł determinację. Patrzyła na niego wyczekująco. A on nie wiedział, co odpowiedzieć. Ból złamanego nosa otępiał go.
– Wchodzicie do naszego domu jak do siebie. Nazywacie nas dzikuskami, ale w sobie nie widzicie nic złego! – wrzasnęła. – Wyłapujecie nas i sprzedajecie na marketach jak krowy. Widzicie w nas tylko korzyść dla samych siebie! A pomyśleliście kiedyś o nas? Powiedz mi, Jaromirze, czy wiesz, co się dzieje z driadą, gdy wyniesie się ją z lasu?
Jaromir nie odpowiedział.
– Umiera! Z tęsknoty za domem. Znasz to uczucie? Oczywiście, że nie. Ciebie nikt nigdy nie wykradł! Nimfy umierają, bo wyrwało się je z naturalnego środowiska, a panowie, którzy je kupili, w ogóle się tym nie przejmują! Bo przecież mogą złapać inną! Nawet dżdżownice traktujecie z większym szacunkiem!
Jaromir milczał, wpatrując się w jej błyszczące oczy. Miała rację, wiedział to. I brał bogów na świadków, że nie chciał robić jej krzywdy. Jednak nie zamierzał oddawać za nią życia. Nie była mu bliska, ba! nawet jej nie lubił. Dlaczego miałby zawisnąć przez całkowicie obcą mu nimfę?
– Zabij mnie – poprosiła, stając na nogi. – Wolę zginąć tutaj, wśród drzew, niż tam – podbródkiem wskazała kierunek, w którym jeszcze przed kilkunastoma minutami szli.
Myśliwy nie odpowiedział.
„To nie jest kobieta. To nimfa leśna”, przypomniał sobie słowa Panicza. Jednak jakże mógł nie nazwać jej kobietą, widząc krągłe biodra i jędrny biust, słysząc jej cienki głos, dostrzegając błaganie w tych wielkich, ludzkich oczach? Czy żyjąc tutaj, w lesie, w harmonii z naturą, nie była człowiekiem bardziej niż jego pobratymcy, którzy – jak powiedziała – wchodzili do jej domu jak do siebie?
Przyglądał się, jak stała bezradnie przed nim. Bosa i drżąca ze strachu. Cichy głos w głowie mówił mu, że to, co robił, było złe. Serce biło szaleńczo w piersi.
– Jeśli mnie oddasz, to tak jakbyś mnie zabił. Równie dobrze możesz to zrobić tutaj – powiedziała.
Jaromir bił się z myślami.
Sięgnął po sztylet, który nosił przy pasku i podszedł do niej. Dalia spojrzała na ostrze, po czym uroniła jedną łzę, która błysnęła niczym diament.
Słyszał kiedyś legendę o różnych właściwościach łez driad. Według niej każdy rodzaj nimfy posiadał inne łzy: nimfy wodne miały te w kolorze światła księżyca, o działaniu nasennym, nimfy górskie płakały łzami białymi jak mleko, leczącymi wszelkie bóle. Łzy nimf leśnych były diamentowe i, według legendy, przynosiły szczęście.
Jaromir zawahał się, przygryzając usta. Czuł metaliczny smak krwi, złamany nos utrudniał mu oddychanie. Szeroko otwarte oczy Dalii wpatrywały się w niego w wyczekiwaniu.
Nabierając pewności, uniósł sztylet do góry.
Dalia przymknęła powieki, czekając na cios. Jednak ten nigdy nie nadszedł. Myśliwy chwycił ją za nadgarstki i przeciął linę. Nimfa spojrzała na niego ze zdumieniem.
Jestem myśliwym, nie alfonsem
– Uciekaj – powiedział. – Zanim zmienię zdanie.
Uśmiechnęła się przez łzy, po czym wspięła się na palce i szybko cmoknęła go w policzek. Kiedy odchodziła, odprowadził ją wzrokiem, czując się jakby ciężar spadł z jego barków.
Gdy sylwetka Dalii zniknęła z zasięgu jego wzroku, westchnął. Uniósł dłoń, dotykając miejsca na policzku, które musnęła ustami. Wyczuł kroplę wody, a kiedy zgarnął ją palcem i przysunął bliżej oczu, dostrzegł w niej diamentowy blask. Uśmiechnął się, wcierając łzę w dłonie.
Zaczynało świtać, leśne zwierzęta powinny lada moment budzić się do życia. Postanowił zaczekać.
Usłyszawszy szelest, obrócił się. Kilkanaście metrów na prawo zobaczył sarnę. Chwycił swój łuk i wyjął strzałę, naciągając cięciwę.
Skoro wisiało nad nim widmo śmierci, chciał zapolować jeszcze raz. Może Panicz da się przekonać sarniną i daruje mu życie? Jeśli dobrze to rozegra, jeśli wymyśli ładną historyjkę… może sam zje porządny obiad? Był dobrej myśli… W końcu zdobył łzę nimfy leśnej. Uśmiechnął się.
Bum-tup. Bum-tup.
Zwolnił cięciwę.


###
Recenzja

Droga Parabolo,
cieszymy się, że gościsz u nas po raz kolejny, a jeszcze bardziej raduje nas to, że tym razem zdecydowałaś się na fantastykę, którą mamy tu w śladowej ilości. Tyle tytułem wstępu, najważniejsza jest jednak opinia: podobał nam się sposób, w jaki poradziłaś sobie z wyzwaniem, bo udało Ci się stworzyć coś niezwykłego i bardzo kreatywnego. Jaromir (nawiasem mówiąc, to słowiańskie imię oznaczające „surowość” i „pokój” – widzimy, co tam zrobiłaś) był bardzo dobrym głównym bohaterem, jednak zabrakło mu jakiegoś kontekstu. Nie wiemy, dlaczego pracuje dla Panicza ani kim jest sam Panicz, a szkoda. Może to nasze zamiłowanie do czytania długich tekstów, a może po prostu niedosyt spowodowały, że odczułyśmy historię jako niekompletną. Od momentu pojawienia się driady, aż po jej prośbę o zabicie, akcja była bardzo szybka, a Twoje dotychczasowe teksty należały raczej do niespiesznych, przez co zabrakło nam tego przysłowiowego „liścia spadającego z drzewa”, żeby trochę lepiej wczuć się w klimat opowieści. Niemniej tekst jest spójny – mało postaci, jeden wątek, czas i miejsce. Dobrze opisałaś otoczenie - plastyczne przedstawienie umożliwiło znalezienie się wraz z bohaterami na polanie. Spodobało nam się także zakończenie, bo przez cały tekst czekało się z zniecierpliwieniem na tę „sarninę”, i w końcu się pojawiła, razem z świetną klamrą kompozycyjną. Jest to twój drugi tekst, jak najbardziej udany, co więcej – nie miałyśmy dużo do poprawiania, co jeszcze bardziej nas cieszy. Mamy nadzieję, że jeszcze kiedyś coś dla nas napiszesz, a Jaromira obsadzisz w kolejnym odcinku jego leśnych przygód, bo chętnie takowy przeczytamy!

4 komentarze:

  1. Och, ale się cieszę! Cały dzień siedziałam jak na szpilkach, żeby się dowiedzieć, jakie będzie podsumowanie :) Bardzo mi miło, że opowiadanie się podobało.

    Tak, właśnie szukałam odpowiedniego imienia dla Jaromira i chyba trafiłam dobrze :)
    Co do zastrzeżeń... akcja dzieje się szybko, bo - możecie się śmiać - nie chciałam się rozpisywać, żeby się nie pogubić. Wiecie z poprzedniego razu, że miałam problem z zachowaniem spójności, a pisząc krótszy tekst mogłam sobie z tym lepiej poradzić. No i kontrolowałam błędy... A przynajmniej ich część :) Lecz następnym razem postaram się trochę bardziej rozpisać. No i może dowiemy się również kim jest Panicz i dlaczego Jaromir dla niego pracuje? Kto to wie :)

    Dziękuję bardzo za podarowanie mi drugiej szansy (Wy wiecie :)) i za tak szybką publikację. Sądziłam, że pojawię się dopiero za kilka tygodni, a tu proszę :) No i za miłe słowa.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja z kolei - oprócz tego, że tekst bardzo mi się podobał, z wielu różnych powodów w większości wymienionych w recenzji - chcę powiedzieć, droga Parabolo, że tekst wielokrotnie odsyłał mój ziemniaczany móżdżek do miłych skojarzeń z wiedźmińską częścią twórczości Sapkowskiego. Może to tylko moje spaczenie, tym niemniej za to masz u mnie dodatkowego plusa do ich pokaźnej już kolekcji (:

    OdpowiedzUsuń
  3. A to możliwe, bo właśnie jestem w trakcie czytania Miecza przeznaczenia :D Może jest jakaś inspiracja w tym :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Miałam podobne wątpliwości, co Malkiem - i my się bardzo cieszymy, że zaczynacie zwracać uwagę na takie szczegóły, bo w zasadzie taka była przecież idea eProzaca. Wyzwanie wyszło Ci zdecydowanie lepiej niż ostatnio (Ty wiesz ;p), pozostaje nam życzyć dalszych postępów i oczekiwać rezultatów :3

    OdpowiedzUsuń

© Agata | WS | x x.