wyzwanie:
pamięć
Stuka niedbale w blat stołu, wpatrując
się w pogniecione zdjęcie.
Gdyby mogła cofnąć czas, zapewne
cofnęłaby się do momentu, gdy zostało ono zrobione. Stanęłaby gdzieś indziej,
nie opierając się tak bardzo przed zbliżeniem do obiektywu – nawet zajęcie
miejsca w samym środku kadru okazałoby się zapewne lepsze, a na pewno mniej
bolesne od jej nieszczęsnego, nieśmiałego trzymania się z boku.
Był koniec wakacji. Następnego dnia
wszyscy mieli powrócić do swoich nudnych obowiązków i ktoś zaproponował
zrobienie sobie wspólnej fotografii. Nie znała większości ludzi zgromadzonych w
domu siostry, więc niechętnie skuliła się na uboczu, mając nadzieję, że w
ostatniej chwili uskoczy przed blaskiem fleszu i aparat nie zdoła jej uchwycić.
Ale uchwycił ją On.
Kiedy przyczaiła się do odejścia,
wyciągnął rękę i przyciągnął ją do siebie, śmiejąc się i bezczelnie patrząc jej
w oczy.
Potem czas przyspieszył. On nie
odwrócił już od niej wzroku, a ona nie mogła się nie śmiać razem z Nim. Do
swojego miasta wracali razem, planując od razu kolejne wakacje i te wszystkie
wspaniałe, wspólne chwile, których jeszcze wtedy mieli przed sobą mnóstwo.
Nienawidziła go.
Nienawidziła go za oczy, nienawidziła
go za uśmiech, nienawidziła go, gdy wyciągał ją z domu po dwudziestej drugiej i
gdy budził ją nad ranem głupimi telefonami, nienawidziła jego rozwiązanych
sznurówek, wytartej kurtki i jasnych włosów. Ale najbardziej nienawidziła go za
to, że czekała.
Czekała na oczy, na uśmiech, na
dwudziestą drugą i na telefony, na sznurówki, na kurtkę, na włosy. Czekała
nawet na czekanie, bo była pewna, że zawsze do niej wróci.
Pojawiał się w jej życiu, kiedy chciał
i jak chciał.
Odrzuca zdjęcie na bok i podchodzi do
starego adaptera. Przerzucając niedbale płyty, przypomina sobie kolejne
spotkania. Na przykład to w kawiarni, kiedy namówił ją do porzucenia studiów,
albo to w parku, kiedy postanowili razem zamieszkać. I wreszcie to ostatnie,
podczas którego wszystko wyjaśnił.
– Nie możesz się tak przywiązywać do
ludzi – powiedział.
Uśmiecha się, bo teraz wydaje jej się
to nawet zabawne.
Podnosi głowę i śledzi wzrokiem
pęknięcie na suficie. Przypomina jej trochę rysę z Jego mieszkania.
Zauważyła ją zbyt późno.
Nie wrócił wtedy na noc. Z jakiegoś
powodu bała się zasnąć, więc leżała na wznak w wielkim, pustym łóżku,
nasłuchując odgłosów dobiegających z ulicy i obserwując uciekające snopy
światła rzucane przez przejeżdżające samochody. Wydawało jej się, że powinna
coś czuć.
Nic nie czuła, bo chyba już wtedy
wszystko wiedziała.
– Znajomości, o które trzeba dbać, nie
mają sensu – oznajmił nad ranem, nachylając się do lodówki po sok. Kiedy go
odkręcił, odebrała mu butelkę i wylała na Jego głowę całą zawartość. Patrzył na
nią szeroko otwartymi oczami, a ona tylko wzruszyła ramionami i rzuciła, siląc
się na obojętny ton:
– Dobrze, koniec z dbaniem.
W radiu leciała wtedy jakaś piosenka
Barbry Streisand.
Rysa na suficie zaczyna dwoić jej się
w oczach, więc spuszcza głowę i jej wzrok natrafia na adapter. Pospiesznie
przerzuca płyty, szukając tej jedynej.
Ma ochotę tańczyć.
Kiedy spod igły zaczyna się wydobywać
skrzypiąca melodia, wychodzi na środek pokoju i zaczyna kręcić się w kółko. To
jeszcze nie taniec, ale ma dużo czasu na naukę.
W końcu pamięć to tylko zdolność do
rejestrowania i ponownego odtwarzania, tak mówił.
Kiedy płyta się kończy, ona obraca się
dalej.
Kalka ty mały nihilisto tęskniłam za Tobą t.t
OdpowiedzUsuńTo jest takie... ładne. Niby prosty motyw, rozstanie i wspomnienia minionej wielkiej miłości, a jednak nie jest to takie zwyczajne "romansowe" gadanie o niczym...Napisane krótko, zwięźle i na temat, a jednocześnie poruszające. Lubię to! :)
OdpowiedzUsuńZ uniesień pozostało mi uniesienie brwi, ze wzruszeń - wzruszenie ramion? Bardzo smutne to ciągłe kręcenie się w kółko, ale podobało mi się prawie tak jak Płomyk <3 Bo Płomyk <3 <3 <3
OdpowiedzUsuńCzytam Cię od niedawna, ale nieustannie się zachwycam. Trafiasz w sam punkt, świetny język. Kalko, pisz dalej!
OdpowiedzUsuńTo zabawne, bo oddając tekst do kontroli Pirata i Malkiem orzekłam, że stworzyłam straszne smęty, których prawdopodobnie nie będziemy chcieli opublikować na blogu. Fakt niezaistnienia tutaj dramy romansowej uważam za oficjalny powód do świętowania. Bawmy się dziś ^^
OdpowiedzUsuńDobrze, pani P., będę pisać i będę pani wielką fanką. To już postanowione.
OdpowiedzUsuńKalko, mimo że tekst jak zwykle króciutki, oj króciutki, to jednak czyta się go fajnie i pod koniec ma się nadzieje, że główna bohaterka to swoje żałowanie błędów z przeszłości weźmie do siebie i postanowi ich więcej nie popełniać. Jak dla mnie śmiało mogłabyś pociągnąć tę historię. Poza tym, ostatnia scena następuje dość niespodziewanie. Nie przekonuje mnie zupełnie ten taniec. Ja bym wysłała główną bohaterkę na Kanary.
OdpowiedzUsuńKalko, mimo że tekst jak zwykle króciutki, oj króciutki, to jednak czyta się go fajnie i pod koniec ma się nadzieje, że główna bohaterka to swoje żałowanie błędów z przeszłości weźmie do siebie i postanowi ich więcej nie popełniać. Jak dla mnie śmiało mogłabyś pociągnąć tę historię. Poza tym, ostatnia scena następuje dość niespodziewanie. Nie przekonuje mnie zupełnie ten taniec. Ja bym wysłał główną bohaterkę na Kanary.
OdpowiedzUsuńTa płyta się po prostu zacina - płyty są bowiem jak ludzie, często nawalają *words of wisdom* To był zresztą jeden z tych tekstów napisanych gdzieś na kolanie, żeby tylko nie zapomnieć literek, raczej nie będę go kontynuować. Ale zapamiętam, że w razie zawodów miłosnych lepiej zainwestować w bilet lotniczy niż sprzęt grający (;
OdpowiedzUsuńKalko, kim ty jesteś?
OdpowiedzUsuńTylko małą, smutną dziewczynką.
OdpowiedzUsuń