wyzwanie:
15 zdań
Ukradłem dziecko.
Ukradłem dziecko wczoraj, a dopiero teraz
dzwonię po okup, bo musiałem zrobić nam obiad, przygotować miejsce do spania i
upewnić się, że smarkacz niczego nie potrzebuje. Przykładam telefon do ucha,
upewniając się wcześniej, że to nowa karta i zupełnie nowy numer (nie jestem
idiotą, nie złapią mnie po jednym żądaniu okupu), aż w końcu wstukuję ciąg
cyferek na klawiaturze i czekam.
– Dzień dobry – sekundę po wypowiedzeniu
tych słów orientuję się, że jednak jestem debilem, bo kto normalny wita się
przy żądaniu okupu? – Mam twojego bachora, jeśli nie dasz kasy jutro wieczorem
to zabiję smarkacza.
– Dobra, pomińmy ten dramat, ile chcesz
kasy – spokój po drugiej stronie mnie niepokoi, chyba rodzic ma większe
doświadczenie w pobieraniu opłat za skradzione dzieci, niż ja.
– A ile mogę? – pytam niepewnie, trochę
zbity z tropu.
– Chyba tysiąc ci wystarczy, ten szczeniak
i tak nie jest więcej wart – syczy głos, wypluwając z siebie kolejne słowa.
Odwracam się do chłopca siedzącego pod ścianą i patrzę, jak żałośnie dłubie
palcem w dywanie. Chyba doskonale słyszy wszystko, co właśnie mówi jego ojciec.
Czy rzeczywiście tutaj jest mu gorzej? Zagryzam wargę i po chwili rozłączam
się.
Niecałe pięć minut później przełamuję
kartę SIM i biorę smarkacza na pizzę.
Bachor uśmiecha się i nikt nie wie, że
wczoraj ukradłem to dziecko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz