Już dawno przestałem
spoglądać na horyzont.
Przysłaniał mi wszystko to,
co zazwyczaj widziałem, a co potem okazało się być zupełnie nieistotne.
Zdezorientowany, błądzę
wzrokiem po tłumie, przeskakuję nim z jednej osoby na drugą, nie mogąc znaleźć
punktu zaczepienia. Potrzebuję go. Potrzebuję go jak nigdy dotąd – to moja
ostatnia deska ratunku.
Dostrzegam jabłoń. Wreszcie
mogę zawiesić na czymś wzrok. Uznaję, że miejsce, w które spoglądam da mi
stabilność, która powinna utrzymać się aż do końca wjazdu. Schody suną bardzo
powoli. Wloką się niemiłosiernie. Czasami mam ochotę po prostu wejść wyżej, ale
nigdy nie starcza mi na to odwagi.
Jadę już od czternastu
minut. Wjazd ma się zakończyć o piętnastej dwadzieścia, co oznacza, że do celu
pozostało jeszcze niecałe pół godziny. Każdy pasażer rozmawia.
Prawie każdy.
Wygląda na to, że jestem
jedynym milczącym. Nie przepadam za mówieniem. Od dziecka uważałem, że
umiejętność słuchania jest o wiele cenniejsza. Hałas mnie dobija. Głosy osób
stojących na schodach zlewają się w pulsujący szum. Mężczyzna stojący za mną
śmierdzi. Szczerze mówiąc, smród nigdy mi nie przeszkadzał. Zawsze cieszyłem
się z jego obecności. Trudno w tych czasach cokolwiek poczuć.
Wciąż, nieprzerwanie,
obserwuję jabłoń. Nie mam zamiaru spuszczać z niej wzroku aż do końca wjazdu.
Dawno nie widziałem tak dorodnego drzewa. Kobieta, z której głowy wyrasta
roślina, wydaje się być za to mniej dorodna. Nigdy nie widziałem, by tak
niskiej osobie, będącej najprawdopodobniej karłem, udało się wyhodować cokolwiek
na swym ciele. W dodatku jest bardzo chuda. Z pewnością ktoś jej musiał pomagać
w hodowli. Zapewne wynajęła ogrodnika, który codziennie dogląda jabłoni.
Drzewko jest bowiem wyjątkowo zadbane, a owoce, które na nim rosną wyglądają
bardzo apetycznie.
Nie lubię jabłek.
Pomimo tego, że regularnie
widuję roślinność na ludzkim ciele, chyba nigdy się do tego nie przyzwyczaję.
Absurdalnym pomysłem jest dla mnie pozbywanie się własnych włosów na rzecz
drzewa. Podobno taka roślina nie jest uciążliwa, gdy się do nie przyzwyczai, a
ludzie, którzy to sprzedają, zapewniają, że operacja zasadzania nie boli. Z
tego co wiem, koszt takiego zabiegu znacznie zmalał w ostatnich latach, dzięki
czemu noszenie roślin na głowie przestało być ekstrawagancją, a stało się
swoistą modą.
Pierwsze pędy pojawiają się
już tydzień po operacji, zaś miesiąc później na czubku głowy stoi już
niewielkie drzewo. Oczywiście nie pełni ono tylko funkcji estetycznej. Gdzieś
wyczytałem, że przeprowadzono badania potwierdzające, że roślina wyrastająca z
głowy zmniejsza szansę zachorowania na raka aż o osiemdziesiąt procent.
Osobiście myślę, że to gówno
prawda.
Nigdy nie mogłem przekonać
się do tej dziwacznej mody. Przecież takie drzewa są dostępne na rynku od
niedawna i prędzej czy później muszą pojawić się jakieś skutki uboczne. Poza
tym, wygląda to po prostu absurdalnie. Zawsze ciekawiło mnie, co robi się z
drzewem, kiedy jego żywiciel umiera. Najprawdopodobniej wsadzają je razem z nim
do trumny, bo z tego co słyszałem, zabieg wszczepienia jest nieodwracalny. Po
śmierci nosiciela roślina, zamiast obumrzeć, rozwija się dalej, żywiąc się
zwłokami. To na swój sposób piękne.
Wciąż, nieprzerwanie,
obserwuję jabłoń. Wyobrażam sobie, co stanie
się z kobietą, kiedy zdechnie wraz z przyczepioną do niej rośliną. Oczami
wyobraźni widzę, jak drzewo powoli rośnie. Jego korzenie oplatają gnijący już
mózg i przebijają się przez oczodoły na zewnątrz czaszki, po pewnym czasie
oplatając całe jej ciało. Drzewo powoli pożera jeszcze niedawno żyjącego
nosiciela, czyniąc go jednocześnie częścią siebie. Role się odwróciły.
Boję się śmierci.
Wciąż, nieprzerwanie,
obserwuję jabłoń. Jeden z owoców odrywa się od gałęzi, odbija się od głowy
właściciela i upada na schody. Podążam za nim wzrokiem. Nie mogę go stracić z
oczu, bo stabilność, którą tak długo budowałem, zostanie zrujnowana.
Jabłko toczy się powoli, aż
wreszcie dociera do krawędzi schodka. Modlę się, by nie spadło. Owoc powoli
drga, jakby się ze mną droczył. Wiem, że zaraz nadejdzie nieuniknione.
Obserwuję bacznie, łudząc się, że w ten sposób utrzymam je w bezruchu. Jabłko
spada na niższy stopień, turla się do krawędzi, a chwilę później znika wśród
gąszczu nóg ludzi stojących za mną. Zdezorientowany, błądzę wzrokiem po tłumie,
przeskakuję z jednej osoby na drugą, nie mogąc znaleźć punktu zaczepienia.
Potrzebuję go. Potrzebuję go jak nigdy dotąd. To moja ostatnia deska ratunku.
Dostrzegam horyzont.
Orientuję się, że jest pusty.
###
Recenzja
Drogi Płaski Kubku,
zamiast wstępu pozwól, że pogratulujemy Ci wyboru pseudonimu –
to chyba już zupełnie nowy poziom kreatywności. :D
Twój tekst zrobił na nas wszystkich ogromne wrażenie. Szczególną
uwagę zwrócił motyw jabłoni – a raczej drzew w ogóle. Przerażający pomysł, a
jednocześnie w swojej niedorzeczności całkiem prawdopodobny. Nasz gatunek ma
skłonność do wiary we wszystkie, nawet najbardziej niedorzeczne sposoby na
poprawienie swojego zdrowia. Stworzyłeś zatem rzeczywistość, która dobrze
odzwierciedla tę naszą słabość – za to wielkie brawa, bo dałeś nam do myślenia.
Dodatkowo sam nastrój tekstu, tajemniczy i taki trochę… mroczny, choć to
nienajlepsze słowo do jego określenia, świetnie się z tą rzeczywistością
komponuje.
Jedyne, co moglibyśmy mieć Ci do zarzucenia, to pewne
niezgrabności językowe, które zaznaczaliśmy przy korekcie. Nie było ich jednak
wiele, a z innymi warstwami tekstu radzisz sobie naprawdę dobrze.
Dlatego też serdecznie Ci gratulujemy (co stało się chyba już
naszą tradycją, ale co poradzić, kiedy trafiają się nam takie teksty) i
liczymy, że kiedyś jeszcze dasz nam wgląd w swoją radosną twórczość, bo
zetknięcie się z nią to jak na razie bardzo ciekawe doświadczenie. ;)
Powodzenia!
Bardzo, bardzo ładnie. Przy okazji, teks idealny, aby oddać się spokojnej prokrastynacji, kiedy obowiązki czekają... cóż zrobić. c:
OdpowiedzUsuńWitamy panienkę z powrotem :3
OdpowiedzUsuńHe, he, he... *nerwowy śmiech* Pojawiam się i znikam. :D
OdpowiedzUsuńPodoba mi się. Nie wiem, co powiedzieć jeszcze, bo chciałbym powiedzieć wiele.
OdpowiedzUsuńPrzede wszystkim zgodzę się z ekipą Prozaca, bo ja też jestem pod wrażeniem twojej kreatywności. Twoja wizja przyszłości jest bardzo wiarygodna. Dokładnie tak sobie ją wyobrażam. Nic się nie zmieni, poza technologią, która nas tylko ogłupia. Ja wzmiankę o drzewie żywiącym się zwłokami, odebrałem jako coś bardziej niepokojącego, niż zabawnego i intrygującego. Zastanawiam się, czy w przyszłości rośliny nie zmutują w tym świecie i nie przejmą kontroli nad ludźmi. Tyle możliwości.
Poza tym kiedyś słyszałem, że koty często zjadają swoich właścicieli, jeśli niespodziewanie im się zejdzie. Także uważam, że to chyba naturalna kolej rzeczy w przyrodzie. Chyba... Sam już nie wiem, mam mętlik w głowie, co zapewne widać po tym komentarzu.
Gratuluję tekstu i mam nadzieję zobaczyć cię tu ponownie.
Cały tekst, mimo że krótki, jest niezwykle magnetyczny. Wizja podróży i bodźców, które odbiera główny bohater, został ukazany w sposób bardzo obrazowy, a połączony z samym pomysłem i raczej mrocznym klimatem daje naprawdę ciekawe wrażenie :)
OdpowiedzUsuń