wyzwanie: INNE SPOJRZENIE NA... SŁOWA
Mistrz przyglądał się Arlekinowi. Widownia
co rusz wybuchała śmiechem, ale on sam już dawno przestał się bawić
przedstawieniem. Uczył się nowej roli, roli obserwatora zdarzeń, człowieka
doświadczonego i rozumiejącego więcej, widzącego zbyt wiele, by ktoś mógł go
jeszcze pokochać.
Arlekin intrygował go niemal od początku
swej kariery w teatrze. Był uśmiechnięty na scenie i poza nią, nie zważał na
kpiny i śmiechy innych aktorów. Maska komiczna przylgnęła do jego twarzy
bezpowrotnie. Zdawałoby się, że poza nią Arlekin nie posiada nic.
Ale było inaczej. Mistrz widział
rozczarowanie w jego oczach za każdym razem, gdy publika parskała śmiechem na
jego widok. Dostrzegał rumieniec wstydu, kiedy ktoś obnażał sakiewkę pełną
fałszywych monet. Bolesny zawód na widok uciekającej Kolombiny.
– To nie jest życie – powiedział kiedyś
Arlekin, schodząc ze sceny. Nie widział ukrytego w cieniu kurtyn Mistrza i już
po chwili znów był pierwszym błaznem artystycznego przybytku. Tymczasem
kolorowe romby jego podartego stroju blakły coraz bardziej.
Mistrz wielokrotnie wracał do tych słów i
wiedział, że jego młody przyjaciel musi nauczyć się tego życia, bo innego nie
dostanie. Musi nauczyć się czuć. Musi nauczyć się rozumieć.
Stary aktor znał tylko jeden sposób, by mu
w tym pomóc.
Z figlarnym uśmiechem wsunął dłoń do
kieszeni płaszcza. Opuszkami palców wyczuwał szorstką powierzchnię papieru. W
jego duszy rozbrzmiał szelest stron.
* * *
Arlekin początkowo się opierał. Nie znał
odpowiedzi na pytania zadawane mu przez Mistrza i nie rozumiał, dlaczego ten
pyta go o cokolwiek. Uważał to za świetny żart – bo w końcu co to za Mistrz,
który nie wie?
Ale słowa starca intrygowały go coraz
bardziej. Z czasem przestał zastanawiać się nad sensem i celem prowadzonej
rozmowy. Czekał na dalszy ciąg opowieści o przedmiocie, który był według
Mistrza najlepszym nauczycielem życia oraz niezastąpionym przyjacielem.
Przedmiot ten, choć ponoć niepozorny, miał mieć tajemniczą moc – wpływał na
ludzi, trafiał do ich serc i porywał je do niesamowitego tańca. Dzięki niemu
można było stać się każdym i zobaczyć wszystko.
Książka.
Oczy Arlekina lśniły pożądaniem, a Mistrz,
jak gdyby nie zauważając tego, ciągnął dalej:
– Nigdy nie wiadomo, co ci przyniesie. To
może być niewyobrażalne bogactwo, ale również szaleństwo. Nikt nie jest w stanie
tego przewidzieć, bo nikt nie wie, co książka w sobie kryje: jak bardzo jej
autor obnażył swoją duszę, jak wiele czasu jej poświęcisz. Możliwe, że jej nie
zrozumiesz, nie ogarniesz. Ominiesz najważniejszą ścieżkę. Ale bardziej chyba
niż dogłębne zrozumienie słów ważne jest uczucie, jakie zdoła ona w tobie
wzbudzić. Bo widzisz, Arlekinie, nieraz zdarza się, że opisywana historia toczy
się dalej, mimo, że przeczytałeś już wszystko. Żyje w tobie. W twoich myślach.
Jest w twoim niespokojnym sercu, jego nienaturalnie przyspieszonym rytmie, jest
w twoich rozpalonych policzkach i słonej wilgoci, która zatrzymuje się
przez chwilę na rzęsach.
Mistrz zamilkł na chwilę, wpatrując się w
wirujące za oknem płatki śniegu.
– Książka życiem – szepnął Arlekin,
przymykając oczy. Był zachwycony i z rozkoszą smakował słowne piękno. – Słowo
życiem. Zagładą. Ocaleniem. Podstawą i ostatecznością.
– Książka, Arlekinie, jest przede
wszystkim spotkaniem. Najwyższym stopniem zbliżenia z tym, który ją pisał.
Naucz się kochać książkę, a nauczysz się rozumieć życie. Nauczysz się kochać
wszystko.
Jedno spojrzenie na twarz błazna
wystarczyło, by przekonać się, że jeszcze tej nocy dopuści się on kradzieży.
* * *
Tego wieczoru Mistrz został wezwany przez
Reżysera. Posłaniec, który przyniósł mu tę wiadomość zdawał się być bardziej
przerażony od samego aktora. Jąkał się i drżał, by zniknąć przy pierwszej
sposobności.
Mistrz ogarnął spojrzeniem swój pokój i
zdjął z wieszaka płaszcz. Półka, na której ustawione były jego książki,
straszyła pustką. Widok ten rodził w sercu Mistrza nadzieję.
Wyszedł z teatru zamyślony. Po kilku
krokach zatrzymał się jednak i odwrócił, by jeszcze raz spojrzeć na budynek. W
jednym z okien paliło się światło. Na ustach Mistrza zaigrał przebiegły
uśmiech. Wiedział, że szelma wszystkich jeszcze zaskoczy.
Mógł odejść spokojnie. Zagrał dobrze –
nadszedł czas, by stać się dla siebie.
* * *
Arlekin usiadł przy biurku i zapalił
lampę. Dookoła panowała cisza – teatr śnił.
Przed nim leżała książka. Wpatrywał się w
nią bez słowa. Mistrz twierdził, że dzięki niej przestanie błądzić, ale czy te
czarne znaczki naprawdę mogą coś zmienić? Nikt, prócz staruszka, nie pytał go
nigdy, kim chce być ani co chce czuć.
Był tylko Arlekinem. Był maską komiczną.
Niepewnie otworzył książkę na pierwszej
stronie.
* * *
Mistrz odchodził w ciemność. Ale gdzieś za
nim, w ciemnym budynku teatru, właśnie budziło się światło.
* * *
Arlekin czytał.
Było coś niezwykłego w jego twarzy – maska
zmieniała się, jej głęboka czerń, tak dobrze znana, trwale przytulona do skóry,
odkrywała przed nim swe nowe oblicze. Po raz pierwszy dostrzegł, że kryją się w
niej wszystkie barwy świata. Świata, który stawał się tym jaśniejszy, im
bardziej zagłębiał się w słowach.
W jego sercu budziło się dziwne uczucie.
Podpowiadało mu, że jest inny i, że świat może należeć do niego. Z uporem,
coraz bardziej natarczywie, szeptało słowa siły i wiary. Zachęcało do życia.
Było tak silne, że rozsadzało jego klatkę piersiową i rodziło ból.
Arlekin domyślił się, że to miłość.
Słowo to tajemnica, życie, nadzieja, światło i miłość - to też inne spojrzenie na schemat. Myślałem, że komedia dell'arte jest nudna, mój błąd.
OdpowiedzUsuńTwoje opowiadania są cudowne; Wstaw więcej.
OdpowiedzUsuńO, dziękuję, Erneście :3
UsuńCzy tylko ja zauważam, że Mistrz umarł? ;_________________;
OdpowiedzUsuńI'm gonna cry ;__;
UsuńSądziłam, że to oczywiste :3 Theatrum mundi, po prostu - poza tym, Mistrz odchodzi przecież spełniony i szczęśliwy, przygotował sobie godnego następcę, zrobiło się miejsce na nowego Arlekina.
UsuńOjej. Cudne to. Mądre. Intrygujące.
OdpowiedzUsuńA ten cytat: "Naucz się kochać książkę, a nauczysz się kochać życie. Nauczysz się kochać wszystko." to chyba sobie gdzieś zapiszę : )
Ojej. I będziesz mnie cytować? :3
UsuńTrudno nie myśleć o naszym pierwszym spotkaniu, ale to chyba nie Twój styl [;
OdpowiedzUsuńMyślę, że to przede wszystkim stary tekst - od tego czasu wypracowałam sobie zupełnie inny sposób opisu rzeczywistości, nie uciekam już tak bardzo w lirykę, a przynajmniej nie w taki liryczny liryzm Arlekinów. Cieszę się, że wyrosłam z tych wszystkich wzniosłych słów.
Usuń