stosowany w leczeniu zmęczenia szarą rzeczywistością

Zapraszamy do współpracy autorów zainteresowanych publikacją swoich tekstów na blogu. Jednocześnie zastrzegamy sobie prawo do selekcji nadesłanych utworów oraz ich korekty i redakcji (zatwierdzonych przed premierą przez autora).
eprozac.blogspot@gmail.com

Goście: Asbestine #1


Do zdjęcia ustawia nas Sam, ale on od zawsze lubił się rządzić.
Prosi dziadka Iana, aby stanął za kanapą. Mówi, że to urozmaici kompozycję i nada jej „tego czegoś”. Wszyscy narzekają na zboczenie zawodowe Sama. Tak już bywa, kiedy twój kuzyn jest fotografem i prosisz go o zrobienie zdjęcia. To nigdy nie kończy się na samym naciśnięciu przycisku. Każdy detal musi się zgadzać z wizją artysty. Nawet, jeśli to tylko zdjęcie rodziny w trakcie świąt.
Sam pewnie oburzyłby się, gdyby ktoś mu o tym powiedział.
Po dłuższych dyskusjach dziadek w końcu staje w wyznaczonym miejscu. Krzywi się z bólu i łapie za krzyż. Pytam go, czy wszystko w porządku. On głaszcze mnie po głowie i twierdzi, że nie mam się czym martwić. Ufam mu, zwłaszcza gdy obdarza mnie tym swoim ciepłym uśmiechem. Wkładam dużo starań w to, by uśmiechnąć się równie miło, co dziadek.
Kolejni członkowie rodziny zostają rozmieszczeni w kadrze niczym elementy scenografii. Oczywiście, Amy narzeka najgłośniej. Uważa, że takie rozstawianie wszystkich po kątach świadczy o manii władzy. Sam tylko wywraca oczami i każe jej stanąć tuż za Gabrielem, który z trudem utrzymuje kamienną twarz. Dziewczyna wykonuje polecenie, ale wciąż wygląda na niezadowoloną. Nie idzie to w parze z duchem świąt. Jest mi nieco przykro z tego powodu, bo bardzo lubię Amy. Zawsze kupuje mi śliczne zabawki i bawi się ze mną. Mało kto uważa ją za sympatyczną osobę  to pewnie przez jej surowy wygląd.
Reszta nie stwarza większych problemów. Sam może wyżyć się artystycznie.
Wreszcie przychodzi kolej na mnie. „Pan fotograf” instruuje mnie, bym usiadł na kolanach Garetha. Nie należę do kłótliwych ludzi. Wiem zresztą, że nawet gdybym się sprzeciwił, Sam by mnie zignorował. „Wizja artysty” i inne takie. Wskakuję zatem na przypisane mi miejsce. Jest niewygodnie. Zaczynam się kręcić, szukając odpowiedniej pozycji. Zack, usadowiony obok nas, śmieje się ze mnie. Pyta, czy nie mam przypadkiem owsików. Nie wiem, co to owsiki, więc tylko wzruszam ramionami. Gareth mówi coś Zackowi na ucho, po czym obaj kiwają głowami porozumiewawczo. Zastanawia mnie treść tej wiadomości, więc pytam o nią. Nie uzyskuję odpowiedzi. Najwidoczniej najmłodszego można ignorować.
Niesprawiedliwe.
Krzyżuję ramiona na piersi na znak mojego gniewu. Tak naprawdę nie jestem zły na żadnego z nich, ale czasem lubię poudawać. Ciągnę Zacka za włosy, jakbym chciał wdać się z nim w bójkę.
 Georgie!  syczy kuzyn ostrzegawczo.
Wybucham śmiechem. Gareth do mnie dołącza. Wciąż patrzę na Zacka - czy można być bardziej poirytowanym niż on? W życiu jeszcze nie spotkałem kogoś, kto podjąłby się takiego wyzwania.
Chwilę później na kanapę dołącza Sophie. Poprawia swoje włosy, które zwykle sterczą na wszystkie strony i przypominają siano. Tego dnia jednak udaje jej się je okiełznać.
 To prawdziwy świąteczny cud! – stwierdza, po czym wybucha śmiechem. Chyba tylko ją to bawi.
Sam mocuje aparat na statywie. Klnie pod nosem, kiedy urządzenie niemalże spada. Nie powinienem znać słów, które padają z jego ust. Przypatruję się więc innym, jakby to miało wyciszyć przekleństwa kuzyna. Amy karci Sama, bo to nie czas i miejsce na takie słownictwo. W sumie muszę przyznać jej rację.
Nie mówię tego na głos.
Po niezliczonych przekleństwach i próbach rozstawienia sprzętu, Sammy obwieszcza, że wszystko jest gotowe. Zaczynam klaskać z radości. Może w końcu będziemy mogli zrobić sobie przyzwoite zdjęcie. Dziadek Ian mówi, że wszyscy mamy się uśmiechać. Zdobywam się na grymas, który w moim zamyśle miał przybrać postać czegoś serdecznego. Mimo usilnych starań nie potrafię wyglądać sympatycznie, choć słyszałem inne opinie.
Sam naciska przycisk. Pojawia się czerwone światełko, po czym błyska flesz. To tyle. Można by pomyśleć, że to koniec ze zdjęciami. Sam powiadamia nas jednak, że zrobi zdjęcie jeszcze raz, tylko tym razem też się na nim znajdzie. Większość reaguje na tę informację przeciągłym jękiem. Nie dołączam do nich, bo kolejne ujęcie mi nie przeszkadza.
Nie zmieniam pozycji. Teraz, kiedy udało mi się usiąść wygodnie, nie zacznę się wiercić jak wszyscy naokoło. Czekam, aż ponownie rozlegnie się dźwięk aparatu, a światło lampy błyskowej zaleje całe pomieszczenie.
Sam wciska parę przycisków na urządzeniu, włącza pulsujące czerwone światełko, po czym podbiega do nas i siada. Rzuca jeszcze, byśmy nie zapomnieli o uśmiechach. Jego pośpiech nieco mnie dezorientuje, przez co nie do końca wykonuję polecenie. Flesz błyska po raz kolejny.

* * *
W końcu dostałem zdjęcie do rąk. Oczywiście, musiałem najpierw zobaczyć, jak wyglądałem. Taki zagubiony, malutki chłopiec w towarzystwie swojej kochanej rodziny. Gdy  mama zabrała mi zdjęcie, powiedziała mi, że nieco nie pasuję do obrazka. Później posypały się kolejne pytania: dlaczego się nie uśmiechnąłem, czego się bałem, co zobaczyłem z boku… Chyba nie była zadowolona z tego, jak wyszedłem. Przejąłem się tym. Zacząłem nawet obiecywać, że następnym razem się poprawię. Podobno nie musiałem tego robić, ale mi również nie podobała się moja mina. Zdarzało mi się nawet ćwiczyć uśmiech przed lustrem, by już nigdy nie doszło do takiej sytuacji.
Lecz to było kiedyś.
Dawno, dawno temu. Można by pomyśleć, że w zupełnie innym życiu.
Niegdyś znienawidzone zdjęcie stało się moim ulubionym. Nieważne, jak głupi jest wyraz mojej twarzy i jak wiele komentarzy na ten temat otrzymałem. Za każdym razem, kiedy na nie patrzę, zalewa mnie fala intensywnych wspomnień.
Nie potrafię z nią walczyć.
Nie chcę z nią walczyć.
Przypominam sobie wszystko z najdrobniejszymi szczegółami. Ciepło dłoni dziadka na mojej głowie. Roztargnienie Sama podczas ustawiania statywu. Nieco skrzekliwy głos Amy. Miękkość rudych kudłów Zacka. Niewygodne kolana Garetha. Ładnie uczesane włosy Sophie. Pamiętam nawet uśmiech Gabriela, kiedy Amy kłóciła się z Samem.
Wszystko wydaje się tak wyraźne…
Ignoruję pikanie jakiegoś urządzenia tuż obok. Udaję, że nie czuję charakterystycznego zapachu szpitala. Pielęgniarki uwijające się przy łóżku innego pacjenta też nie istnieją. To wszystko tylko przypominałoby mi o tym, jak mało czasu mi zostało. Nie chcę płakać przed śmiercią. Chcę spędzić jak najwięcej czasu z moją rodziną. Wszyscy przez to przeszli. Przywitają mnie po drugiej stronie, gdy nadejdzie czas.
Uśmiecham się resztkami sił.
Jeszcze chwilę wspominam, zanim zdjęcie wypada mi z rąk.

###
Recenzja

Droga Asbestine,
na początek chcielibyśmy zaznaczyć, że niezwykle cieszymy się z faktu, iż zawitałaś w końcu w naszych skromnych, eProzacowych progach. W dodatku zawitałaś w naprawdę dobrym stylu.
Opowiadanie podobało nam się z kilku powodów. Najpierwszym z nich jest tytuł pliku, w którym nam je przesłałaś: „Georgie, heh, u ded”. Gdybyśmy nie byli tylko biednymi literatami, dalibyśmy Ci za to jakąś specjalną nagrodę – poza naszym uznaniem, oczywiście. Oprócz tego bardzo umiejętnie nakreśliłaś ogólne rysy bohaterów, z którymi możemy poczuć więź, nie znając szczegółów na ich temat. Uwagę zwraca również sposób narracji – pełen lekkości, a jednocześnie takiego spokoju, którego przyczynę poznajemy zresztą w momencie zachwiania perspektywy, umiejętnego przejścia od obrazka widzianego oczami dziecka (duży plus za przekształcenie wyzwaniowego obrazka w portal do przeszłości) do wspomnień umierającego. No i właśnie, zakończenie. Zaskakujące, poprowadzone bez zbędnego akcentowania końcowej sytuacji, co uczyniło je naturalnym i wzmocniło przekaz emocjonalny. I o ile Piratowi mocno chciało się po nim płakać, o tyle Malkiema zaintrygowała kwestia ewentualnego związku Twojego pseudonimu z przyczyną śmierci Georgiego („Czy Georgie pochorował się od azbestu? xD”).
Gratulujemy Ci serdecznie i czekamy na kolejne owoce naszej współpracy! :3

6 komentarzy:

  1. Potwierdzam - przyprawiłaś mnie o chęć natychmiastowego i bezpardonowego umarcia, Asbestine. Za to masz ode mnie:
    http://cdn.ymaservices.com/editorial_service/media/images/000/062/816/compressed/autumn-cantdothings.gif?1411676464

    Ale pisz nam więcej. Zdecydowanie. T.T

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejciu, to było takie oh i nagle bum.
    Dziękuję za uwagę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Po skończeniu czytania wyraziłam się cokolwiek niecenzuralnie, więc pozwól, że nie przytoczę, ale było naprawdę lekkie i... poruszające. Tak, to dobre słowo.

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo podoba mi się, że w końcu ktoś napisał o kochającej się rodzinie. Obojętnie jak bardzo czasem ciężko jest nam dogadać się z bliskimi, to zawsze należy pamiętać, że to z nimi często przeżywamy najmilsze chwile. Ja potraktuję ten tekst, jako zachętę do spędzania większej ilości czasu z bliskimi, chociaż rodzina jest dla mnie już na tyle ważna, że naprawdę każdą wolną chwilę chętnie z nią spędzam.
    Nie do końca wiem, dlaczego, ale jak już przeczytałem cały tekst, to w mojej głowie powstało tylko jedno pytanie (nie, nie pytanie o azbest). Mianowicie: czemu Georgie wybrał właśnie to zdjęcie, na którym jest małym dzieciaczkiem? Czy chodziło o dziadka, który nie doczekał do następnego zdjęcia?
    Do tego Prozac mnie przyzwyczaił do polskich imion i nazw, przez co trochę mnie raziły te Sophie i Zacki.

    OdpowiedzUsuń

© Agata | WS | x x.