wyzwanie: „świat cię potrzebuje”
Wszyscy mówili, że Matylda powinna zająć się sobą.
Zostawić resztę świata, skupić się na uszczęśliwianiu nie innych ludzi – tych
nie-Matyldowych – ale Matyldy właśnie. Ale jak miała, mała, głupiutka, zostawić
caluśki świat, kiedy świat nie chciał nigdy zostawić jej?
Świat potrzebował Matyldy. A przynajmniej ludzie. Chociaż
w zasadzie kto powiedział, że ludzie nie są światem?
Miała Matylda przyjaciół (mało, ale nie ilość się liczy,
prawda), miała i nieprzyjaciół, jak również nie-tak-do-końca-przyjaciół,
znajomych bardziej. Takich, co Matyldę lubili nawet chyba, przynajmniej tak się
Matyldzie zdawało, ale może nie tak na dłużej, na mocniej, na poważniej.
Może wcale nie tak naprawdę.
I wśród przyjaciół, i nieprzyjaciół, i tych
tak-nie-do-końca byli tacy, którzy Matyldzie wylewali żale. Właściwie wiele
ludzi zwierzało się Matyldzie, bo chciwe Matyldowe uszka były zawsze otwarte,
oczy zawsze błyszczące szczerym (na miarę możliwości) zainteresowaniem. Matylda
słuchała – słuchała, bo potrafiła, może nawet najlepiej. A niektórym to w
zasadzie wystarczyło, by mówić. Więc mówili. Zrzucali ciężary, które Matylda z
kolei zbierała, każdy skrawek zapomnianej troski składając gdzieś na swoich
wąskich ramionkach. Szczególnie lubiła zbierać problemy przyjaciół. I bliskich.
Najlepiej rodzinne. Kolekcja tych właśnie spoczywała niemal dumnie na
Matyldowych barkach. Obciążonych jak cała reszta Matyldy. Równie umorusanych
nieszczęściem.
Ale Matyldzie to nie przeszkadzało. Brała ciężar bez
słowa, ten swój i ten mniej swój. Brała. Ludzie zapominali. A kiedy pozbywali
się już wszystkiego, odchodzili. Do własnego życia, do własnych spraw, do
nowych problemów, też własnych, dopóki nie wracali i tych też nie zrzucali.
Matylda zostawała. Ale wcale jej to nie przeszkadzało.
Zupełnie.
Świat potrzebował Matyldy. A przynajmniej ludzie.
Nigdy na odwrót.
Na pewno.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz