stosowany w leczeniu zmęczenia szarą rzeczywistością

Zapraszamy do współpracy autorów zainteresowanych publikacją swoich tekstów na blogu. Jednocześnie zastrzegamy sobie prawo do selekcji nadesłanych utworów oraz ich korekty i redakcji (zatwierdzonych przed premierą przez autora).
eprozac.blogspot@gmail.com

Malkiem: Ogród

wyzwanie: szary w ogródku

Ogród mieni się barwami, a ja jestem szary. Czerwone róże kwitną na rabacie, tuż obok malw tak ciemnych, że prawie czarnych, tuż obok żółtych oczu Wenery i tojeści. Na trawniku niemożliwie wręcz zielonym złocą się mniszki, a to wszystko, włącznie z dziewiczą lilią, wyrasta ponad mnie.
Ja jestem szary.
Ja się tylko przyglądam otaczającemu mnie pięknu i zachwytom przechodzących w pobliżu ludzi, z których żaden nie zaszczyca mnie choćby spojrzeniem, chyba że przypadkowym, kiedy pochylają się by powąchać lilię. Nawet i to nie zdarza się zbyt często. Z jakiegoś powodu ludzie sądzą, że wzrok przeszkadza im w odbiorze zapachów, więc, gdy pochylają się nad rośliną, zamykają oczy, a ja za każdym razie myślę, że ich doznania byłyby pełniejsze, gdyby tylko tego nie zrobili.
Ale co ja wiem, ja jestem szary.
Mnie i tak wszyscy ignorują, nie ma przecież na co patrzeć, chociaż zobaczyć można.
Raz tylko spotkałem kogoś, kto to wiedział, kto mnie wtedy zobaczył i wziął część mnie do ręki, a był to pewien staruszek, który mógłby być prorokiem. On jeden rozumiał, że cała ta radosna feeria barw ode mnie pochodzi i do mnie wraca, on jeden zachwycał się mną właśnie i to był moment szczęścia, które było niemal tak wielkie jak następnego dnia, kiedy przyprowadził ze sobą małego chłopca.
Staruszek usiadł wtedy na trawie i spokojnie czekał, aż dziecko zmęczy się radosnym bieganiem od jednego kwiatka do drugiego. Trwało to chwilę, ale mężczyzna przyglądał się tylko z cierpliwym uśmiechem, jak malec wącha po kolei każdy z kolorów tęczy, wliczając te niepachnące.
Kiedy chłopiec skończył, lekko zadarty nosek miał cały w brązowym liliowym pyłku, bo wciąż i wciąż do tego kwiatu powracał. Oczu nie zamykał, co stwierdziłem z zadowoleniem. Tak więc podszedł do starca i, kiedy ten oczyścił mu już twarz, zapytał:
– No i co, dziadziu? Co chciałeś mi tutaj pokazać?
– Siadaj. – Dziadek poklepał trawę na miejscu obok siebie, które chłopczyk szybko zajął.
– Widziałeś te wszystkie kwiaty – zaczął stary i w odpowiedzi otrzymał kiwnięcie głową. – Kolorem przypominają tę twoją plastelinę – jeszcze jedno kiwnięcie – którą powinieneś czasem wydłubać zza paznokci. – Na tę ewidentną zaczepkę malec nie zareagował. – Ale nie tylko tym. Jaki kolor powstanie, kiedy wymieszasz wszystkie inne?
Chłopiec zmarszczył brwi.
– Taki… szary. – Słysząc to, zaśmiałem się w duchu z ekstatyczną wręcz radością. Wiedziałem, do czego stary zmierza. – Ale kwiatów ze sobą nie wymieszasz – dodał zaraz.
– Bo z nimi sytuacja jest odwrotna. Kwiaty najpierw są ze sobą wymieszane, a potem dopiero powstają ich kolory, które tak bardzo ci się spodobały. A wiesz, jak nazywa się to, z czego powstały?
Brwi pozostawały zmarszczone.
– Ziemia. – Ja, szarość ziemi. – Gdyby nie ona, nie widziałbyś dziś tego wszystkiego. To ona, łącząc się z niebem, tworzy te naziemną tęczę. Pamiętaj o tym – rzekł – i doceń jej dar.
Tym razem to chłopiec wziął mnie do ręki. Przyjrzał mi się i uśmiechnął radośnie.
Tak, staruszek naprawdę mógłby być prorokiem.
Ale miał inne zajęcie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

© Agata | WS | x x.