wyzwanie: zeszyt w kratkę, pałuba, kaloryfer
Stał sobie w kącie – samotny, ale ciągle z nadzieją, że
będzie czymś więcej.
Miał potencjał. Przecież gdyby tak nie było, czemu miałby
mieć takie bogate wnętrze? Mógłby być zwykłym bojlerem, a tym czasem… no
właśnie. Przecież potrafił zmieniać swój nastrój jak prawdziwy aktor. Mógł być
ciepły dla kogoś, kto go rozgrzeje, gorący dla pokazu, czy też zimny jak lód,
gdy ktoś go źle traktował. Chociaż zdarzały się dni, kiedy miał okropny humor.
Wtedy to dopiero odmawiał posłuszeństwa!
Na ogół starał się być miły, nie miał powodów, by się
złościć. Och, jak go ludzie kochali w zimowe dni! Za oknami szalała wichura,
śnieg zasypywał drogi, a przechodnie łamali nogi przez wszechobecny lód.
Domownicy siadali wtedy przy grzejniku z kołdrą, dobrą książką i herbatą, a on
starał się z całych sił oddać im swoje ciepło. Lubił takie chwile. Oczywiście,
naturalnym następstwem straszliwych zim były coraz cieplejsze dni. Zaciskał
wtedy zęby, czekając na swoje ulubione miesiące, pełne błota i deszczu.
Niechętnie, lecz przyznawał, że trochę podziwiał to całe
lato. Grzało ludzi od świtu do zmierzchu, a czasami to i w nocy było ciepło.
Nie myślcie sobie, że jemu by się nie udało! Gdyby
chciał, już dawno zima byłaby gorąca! No, ale po co się wysilać, skoro nie
przypisano by mu tej zasługi? „Globalne ocieplenie” – tak by mówili. Co by
wtedy zrobił? Pewnie wzdychałby cicho sam do siebie, żeby nikomu nie
przeszkadzać.
Pewnego ranka kolejnego, upalnego lata, coś się zmieniło.
Jak co dzień, czekał na nadejście zimy, by znów stać się użytecznym. I wtedy to
zrobili.
Postawili. Przed. Nim. Kanapę.
Mebel był w brązowo-zielone paski. Kaloryfer cierpliwie
znosił dłużące się godziny z pewnością, że gdy znów nadejdzie zima, będzie w
centrum uwagi.
* * *
Spadł pierwszy śnieg. Układał się zaspami wzdłuż ulic, na
drzewach i dachach, ogłaszając wszem i wobec, że nareszcie nadszedł czas
zakładania czapek i szalików, lepienia dużych, śnieżnych kul i układania ich
jedna na drugiej, by stworzyć coś, co ludzie zwali bałwanami, oraz przygotowań
do Bożego Narodzenia.
Jakże zrobiło mu ciepło na sercu, gdy zza trochę już
zakurzonej kanapy wysunęła się dłoń. Ponownie pragnęli gorąca, a tylko on mógł
je im dać, jednak ta okropna wersalka, której miał już serdecznie dość i która
obrzydła mu już zupełnie po miesiącach wpatrywania się w jej tyły, nadal nie
zniknęła. Czuł, jak dosłownie gotuje się ze złości. Odstawili go na bok, by móc
wygodnie siedzieć!
Stan ten utrzymywał się, dopóki nie pojawiła się kolejna
zmiana.
Nigdy nie podejrzewał, że sofa, w zamian za uwagę ludzi,
da mu prawdziwego przyjaciela.
* * *
Ręka ponownie dotknęła jego pokrętła w najzimniejszy
poranek Nowego Roku. Rozbudził się pozwalając swojemu ciału nagrzać. Dobrze, że
przynajmniej pamiętali o jego istnieniu. Skoro musiał tkwić w cieniu tego
monstrum, to powinien chociaż być użyteczny.
Ludzie krzątali się poza zasięgiem jego wzroku. Dawno nie
było w domu takiego poruszenia. Jeden z nich rzucił coś niedbale na oparcie
kanapy, która po chwili zatrzęsła się pod ciężarem ludzkiego ciała. Przedmiot
zsunął się niżej. Nie minęła minuta, a całkiem spadł, lądując na podłodze. Był
to zeszyt, zeszyt w kratkę, jak zdążył zauważyć nasz bohater. Długo zastanawiał
się, czy się odezwać. Warto było? Jednak jego rozmyślania przerwał szelest
kartek.
– Witam – zeszyt zatrząsł się, zwracając na siebie uwagę.
– Dzień dobry.
– Dobry, dobry. Bardzo dobry. Trochę tu kurzu, chyba
nieczęsto sprzątasz? Och, przepraszam. Jak miałbyś się ruszyć? Jesteś
przykręcony do ściany. Czy wolno mi spytać, czym jesteś? – przedmiot szeleścił
nieprzerwanie, licząc na nawiązanie nowej znajomości.
– Kaloryferem – odrzekł kaloryfer. – Wcale nie jestem
przykręcony do ściany. To są rury – poprawił gościa z wyższością. Przykręcony.
Dobre sobie. – Jesteś zza kanapy?
– A jakże! Sądzę, że niewiele widziałeś świata, skoro
ciągle tu siedzisz.
Grzejnik zabulgotał sam do siebie. Ten nowy miał rację.
Nie pamiętał, jak długo stoi tu sofa ani czy dane mu będzie jeszcze zobaczyć
resztę domu.
– Czy możesz mi coś o nim opowiedzieć? – zapytał,
zmieniając nagle nastawienie.
Zeszyt aż zaszumiał z radości, że będzie mógł mówić. Był
zeszytem od matematyki. Najwięcej wiedział o ułamkach i potęgach, jednak jego
opowieści były tak pięknie przedstawione, że nie pozostawiały wątpliwości co do
talentu krasomówczego przedmiotu. Tak mijały im dni: jeden opowiadał, nie
dbając o to, czy ktoś go szuka, a drugi grzał się cicho słuchając
niestworzonych historii o tych wszystkich rzeczach, za którymi tak bardzo
tęsknił.
* * *
Kiedy otworzył oczy, jego przyjaciela nie było.
Znaleźli go. Notatnik już od kilku tygodni powtarzał, że
zbliża się czas i że już wkrótce go opuści przyjaciela. Nie czuł się smutny.
Wiedział, że ten dzień nadejdzie.
Zeszyt był potrzebny.
Tymczasem kaloryfer już został wyłączony. Znów był zimny.
Znów samotny w kącie. Wracała wiosna, wracały ciepłe dni, ale nie wracała
nadzieja na lepsze życie. Z
westchnieniem wspominał dawne czasy. I tak dłużyły mu się
tygodnie, miesiące, lata spędzane na rozmyślaniach. Z każdą sekundą
bezczynności przyzwyczajał się do wszędobylskiego kurzu i plamy rozlanego soku,
który wylano kiedyś przy kanapie.
Tego ostatniego popołudnia, kiedy ludzie postanowili
opuścić dom, małe dziecko wczołgało się pod kanapę i postawiło obok niego
zabawkę.
– Tutaj będziesz bezpieczna – westchnęła dziewczynka.
–Będzie ci ciepło, a ja muszę iść. Do widzenia, Lil.
Rozległ się trzask zamykanych drzwi i zapadła wieczna
cisza. Grzejnik nie był wcale zadowolony z towarzystwa. Wciąż miał w pamięci
starego, dobrego przyjaciela, który zostawił go tak niespodziewanie. Chcąc, nie
chcąc, zmusił się do wyduszenia z siebie kilku słów. Skoro miał odtąd spędzać z
zabawką większość czasu, powinni zadbać o dobre stosunki.
– Skąd jesteś? – szepnął, jednak lalka, jak zauważył, nie
była skora do rozmów. Raz po raz dało się słyszeć jej ciche pochlipywanie.
Zamilkł więc, znów czekając na odpowiedni moment.
* * *
Chyba zapadłem w bardzo długi sen, pomyślał, nie
potrafiąc sobie przypomnieć ile czasu minęło, odkąd ostatni raz otwierał oczy.
Lil siedziała teraz zwrócona twarzą do niego. Przyglądała mu się zaciekawiona.
– Byłam stamtąd, zza tej kanapy – powiedziała. Nie łamał
jej się głos, nie było słychać w nim też smutku.
Kaloryfer analizował powoli jej twarz. Nie była ładna.
Wręcz przeciwnie, nigdy takiej szkarady nie widział. Było nawet na to takie
określenie: pałuba. Tak. Pasowało do niej. Jedno guzikowe oko opadało powoli po
cienkiej nitce wystającej z „oczodołu”. Reszta po prostu ze sobą nie
współgrała.
– Annie mnie kochała, wiem to, mimo jej docinków –
kontynuowała. – Cały czas mówiła, że jest brzydka, ale na szczęście nie tak
szpetna jak ja. Teraz wyjechała, razem z rodzicami i mnie tu zostawiła. Podobno
zostawili ten mebel, by ukryć zacieki i plamy. Jestem Lil.
Może od biedy dałoby się ją polubić, powiedział sam do
siebie, niech będzie co ma być. Lil okazała się być okropną gadułą. Lubiła
całymi dniami opowiadać historie, zarówno prawdziwe, jak i zmyślone. Czasami
wstawała, by „rozprostować watę”. Grzejnik się nie odzywał. Z czasem
przyzwyczaił się do jej paplaniny. Lalka zawsze wiedziała, kiedy słuchał, a
kiedy się wyłączał. Często upominała go, że to niegrzeczne nie słuchać, gdy
ktoś mówi.
Jej wyszyte usta zamykały się tylko wtedy, kiedy kładła
się spać, a ostatnim słowem, jakie wymawiała było ciche: „dobranoc”.
* * *
Po latach spędzonych na wsłuchiwaniu się w słowa lalki
nadeszła kolejna zmiana. Może nie chciał się do tego przyznać albo podświadomie
to odrzucał, ale jej brzydota przestała mu w ogóle przeszkadzać. Może nawet
zaczął czuć coś więcej niż przyjaźń.
Nowi ludzie wprowadzili się późną jesienią. Oglądali
mieszkanie, mrucząc coś do siebie.
– Gdzie jest kaloryfer? Przecież zimno tu jak na
Antarktydzie – odezwał się damski głos.
– Pomóż mi odsunąć kanapę. Tylko tam może być.
Brązowo-zielony potwór ruszył z miejsca. Lil podniosła
głowę i klepnęła przyjaciela.
– Zobacz.
Otworzył oczy. Dwoje ludzi przyglądało się zabawce.
– Czy ona się do niego przytula? – zapytał mężczyzna.
Kobieta zaśmiała się.
– Pewnie poprzedni właściciel tak ją zostawił. Wygląda na
starą, może jest coś warta? – odpowiedziała. Wziął zabawkę do ręki i postawił
ją na kaloryferze.
– Zostawimy ją tu. Chodź, trzeba porozmawiać z
budowlańcami.
Grzejnik patrzył, jak wychodzą z mieszkania. Nareszcie
mógł przyjrzeć się pomieszczeniu.
Ludzie wrócili kilka dni później. Odmalowali wszystko,
wstawili nowe meble. I tak powoli, ostrożnie mebel powracał do życia z Lil u
boku i nową rodziną. Znów siadali przy nim w zimowe wieczory, z kołdrą, dobrą
książką i herbatą. Nareszcie znów był użyteczny. Jego wielkie ambicje zmalały
po latach spędzonych tylko na czekaniu. Teraz wszystkim, czego potrzebował,
było ciepło, ale nie to z jego wnętrza, tylko to, które dawali mu ludzie.
I, choć może wydawać się to dziwne, naprawdę je czuł.
Szczególnie w te chłodne, wietrzne dni.
###
Recenzja
Droga Trzpiotko,
dziękujemy
Ci za nadesłanie tekstu - przysporzył nam wiele radości! Narracja jest spójna i
niezwykle wciągająca, prawdopodobnie za sprawą niezwykłych bohaterów. Choć
wprawki opierające się na czynieniu przedmiotów podmiotami są nam znane, to
jednak zawsze w tego typu tekstach znajduje się jakiś element zaskoczenia.
Dobrze skonstruowana fabuła niewątpliwie pomogła poczuć w sercu ciepło na myśl
o kaloryferach, lalkach, a nawet zeszytach do matematyki.
Współpraca
z Tobą była dla nas najprawdziwszą przyjemnością, będziemy trzymać kciuki za
Twoją dalszą twórczość!
Proszę, proszę - na mój wielki powrót do kraju dzieciństwa, do tych łąk malowanych i pól złotem usianych (...) tak się cieszycie, że aż Wam wcięło justowanie. J.M. (jak J.M. Barrie?), opowiadanie jest pełne ciepła i ma w sobie jakiś naiwny urok. I dziwi mnie, że wypowiadam się pozytywnie o tekście, którego narratorem jest kaloryfer, więc doceń to, proszę, kimkolwiek jesteś.
OdpowiedzUsuńMiło mi ujrzeć taką opinię, bynajmniej J.M. Pochodzi od moich pierwszych imion, nie jak J.M. Barrie, mimo mojego uwielbienia dla jego twórczości. I rzeczywiście - komuś zjadło recenzję, jednak jestem niezmiernie szczęśliwa, że tekst wreszcie się pokazał. Mam nadzieję, że już wkrótce dostanę nowe wyzwanie :)
OdpowiedzUsuńNa początku to przepraszam i tonę ogółem we łzach spowodowanych wyrzutami sumienia, że ostatnio mnie tu nie było. Wybaczcie. Niestety nie dam rady (przynajmniej w najbliższej przyszłości) wszystkiego nadrobić, obiecuję jednak być od teraz na bieżąco. Już zapomniałam, jak ciekawe i oryginalne rzeczy u Was są.^^
OdpowiedzUsuńW życiu przy takich hasłach nie wpadłabym na kaloryfer jako głównego bohatera - to jest genialny pomysł. I, o matko, nie wierzę, że to mówię, wzruszył mnie jego los. Od dziś będę z sympatią patrzyła na mój własny kaloryfer, na szczęście niezastawiony kanapą. :D
Pomysł z lalką też uroczy, ale no która dziewczynka zostawia lalkę, przeprowadzając się? Na serio, ta Annie jest okropnym dzieckiem. Lalkę się zabiera ze sobą, przecież będzie jej smutno. A to przecież super mieć lalkową przyjaciółkę w nowym domu, nie?
(Tak gadam, a moja stara lalka siedzi sobie zamknięta na działce. Ale to co innego, ona jej pilnuje. :D)
Na sam koniec dodam, że ja chyba bym się nie cieszyła z towarzystwa zeszytu. Słuchać o matematyce? NO WAY.
J.M., przepraszamy za kłopoty techniczne towarzyszące Twojej premierze! Nadmiar obowiązków i wewnętrzne przetasowania przytłoczyły nas nieco za bardzo - format poprawiony, recenzja dodana. Jeśli masz jakiekolwiek pytania lub chciałabyś porozmawiać o tekście, to oczywiście do tego zachęcamy (; Borys jest znawcą przecież! (;
OdpowiedzUsuń*kocyk wstydu* Już poprawione. Ceń nas dalej.
OdpowiedzUsuńDobrze Cię widzieć, StrawCherry! Możesz spokojnie nadrobić zaległości - wygląda na to, że szykuje nam się przerwa w dostawie. Z tego, co kojarzę masz jeszcze ładnych parę tekstów z poprzednich kolejek.
OdpowiedzUsuńCo do lalek - ja osobiście zaczęłam mieć wyrzuty sumienia z powodu swojego podejścia do zabawek po... "Toy Story". Nadal, kiedy patrzę na jakieś ostatnie "sentymentalne" pluszaki, to mam taki moment zawahania. No bo może wydałam im przyjaciół do przedszkola? -.-
Jak najbardziej! Liczę, że już wkrótce dostanę od was jakieś miłe wyzwanie i śmiało napiszę kolejny tekst. Cieszę się, że widzę takie opinie! Sprawiacie naprawdę wielką radość
OdpowiedzUsuńTo jest taki ciepły i przyjemny tekst. Polubiłam ten samotny kaloryfer i Lil (dołączam się do pytania StrawCherry, jak można zostawić tak lalkę? Samotną, opuszczoną? ;) ). To opowiadanie ma w sobie takie ciepło idealne na długie, zimowe wieczory. A ponadto lubię teksty, w których zwykłe przedmioty są głównymi bohaterami. Nawet jeśli są to zeszyty od matematyki ;)
OdpowiedzUsuń