stosowany w leczeniu zmęczenia szarą rzeczywistością

Zapraszamy do współpracy autorów zainteresowanych publikacją swoich tekstów na blogu. Jednocześnie zastrzegamy sobie prawo do selekcji nadesłanych utworów oraz ich korekty i redakcji (zatwierdzonych przed premierą przez autora).
eprozac.blogspot@gmail.com

Malkiem: Pomiędzy

wyzwanie: agrest, pieniążek, prążkowany imbryk, „mam ręcznik”
http://pics.tinypic.pl/i/00672/urbo2pb32m2o.jpg

– Mam jednego.
Usłyszawszy te słowa i odgłos zatrzaskujących się drzwi, dziewczyna siedząca przy stole oderwała wzrok od ekranu komputera.
– Którego? – spytała, podnosząc głos, aby było ją słychać przez kilka pomieszczeń.
– Tego z Łęczycy, ale nie śpiesz się. Jest nieprzytomny – odpowiedział mężczyzna, wchodząc do kuchni, i rzucił czarno-czerwoną, motocyklową kurtkę na krzesło. – Pewnie jak się obudzi, będzie miał niezłego kaca – zdjął kask i uśmiechnął się, ukazując równe zęby. – Czy diabeł może mieć kaca? – zapytał po chwili, mierzwiąc sobie jasne włosy i siadając naprzeciwko rudej dziewczyny.
Skinęła krótko głową, mimowolnie dotykając palcami czubka jednego ze swoich sarnich rogów.

* * *
Boruta powoli otworzył oczy, ogarniając wzrokiem całe pomieszczenie.
Był w łazience, a przynajmniej to udało mu się wydedukować, podczas gdy cała rzeczywistość falowała mu przed oczami, a alkohol, który wypił poprzedniej nocy, nadal krążył w żyłach. Spróbował się przeciągnąć, jednak skrępowane nadgarstki ograniczały mu swobodę ruchów. W końcu zauważył rudowłosą dziewczynę, siedzącą na krześle przodem do oparcia. I do niego.
– Witaj – wyszczerzył zęby, bezczelnie gapiąc się na nią, ale po chwili uświadomił sobie, że w tej chwili to nie ona jest najistotniejsza. – Masz coś do… ten… picia? – burknął niepewnie, poruszając się w więzach.
Dziewczyna podniosła się i bez słowa wyszła z pomieszczenia. Przeszła do kuchni i usiadła przy stole obok blondyna, który, ubrany w podarte dżinsy i biały podkoszulek, wyglądał niemal śmiesznie, popijając herbatę z malutkiej filiżanki.
– I co, obudził się w końcu? – spytał mężczyzna, uśmiechając się złośliwie i dolewając sobie napoju z prążkowanego imbryka.
– Tak, Lewis. Od razu poprosił o coś do picia, ale chyba nic się nie stanie, jak sobie trochę poczeka – dziewczyna także się uśmiechnęła. – Swoją drogą, czym go spiłeś, że spał tyle godzin?
– Agrestem – odparł poważnie.
– Chodzi ci o ten owoc? – upewniła się.
– Nie. Kiedyś wyrabiano takie wino, z niedojrzałych winogron. Wspomniał, że dawno takiego nie pił. – Lewis wyjął z kieszeni złotą monetę i zaczął przekładać ją między palcami. – Z tego, co mówiłaś, przydałoby się nam trochę dodatkowych funduszy – uniósł wzrok. – A takich pieniążków było w skarbcu całkiem sporo. Mógłbym trochę przywieźć, jeśli chcesz.
– Masz rację, Książę ostatnio strasznie skąpi. Jedź, tylko tym razem weź samochód.
Motocyklista podniósł się i szedł już w kierunku drzwi, jednak nagle zatrzymał się.
– Kluczyki – powiedział, odwracając się, ale te już leciały w jego stronę.
Posłał rudej szeroki uśmiech i wyszedł z mieszkania.
Dziewczyna podeszła do kredensu i wyciągnęła z niego małą flaszeczkę, pełną przezroczystego płynu, po czym schowała ją do kieszeni. Wzięła w jedną dłoń imbryk, a w drugą filiżankę, i wróciła do łazienki.

* * *
Kiedy weszła, Boruta właśnie usiłował przyjrzeć się związanym na plecach dłoniom. Ujrzawszy ją, wrócił do normalnej pozycji.
– Chciałeś pić – rzuciła, przelewając herbatę do filiżanki.
Odruchowo spróbował wyciągnąć rękę, ale nie był w stanie, więc, zamiast tego, tylko lekko się skrzywił. Dziewczyna nie zwróciła na to uwagi. Przytknęła mu do ust naczynie, a diabeł wypił łapczywie.
– Przejdźmy do rzeczy – odezwała się ruda. – Szef usłyszał ostatnio, że niektóre z was, ludowych diabłów, lubią dawać ludziom nieautoryzowane przez sam Dół cyrografy – dziewczyna spojrzała na Borutę wymownie, jednak ten nie zareagował, tępo gapiąc się w miejsce gdzieś nad jej ramieniem. – Przynajmniej jeden miałeś wystawić ty.
– Yyy… co? Do mnie… hm… mówiłaś? Jesteś podobna… do takiej jednej, którą… no… znałem. Chciałem się z nią nawet… ten… no, wiesz… – dziewczyna spokojnie czekała, aż diabeł skończy. Doskonale znała tę historię. – Ale pogoniła mnie kijem… Księdza wezwała…
Nagle diabeł szerzej otworzył oczy, jak gdyby przypomniał sobie o czymś ważnym. Gwałtownie spróbował wstać, co jednak spowodowało tylko, że osunął się na podłogę. Nie przestał jednak wykonywać bezsensownych ruchów. – Był u mnie chłopak – powiedział zaskakująco przytomnie. – Nie wiesz, kto to był? I gdzie jest?
– To mój przyjaciel – odparła ruda, usiłując ukryć niepewność w głosie. – Właśnie pojechał po twoje złoto. Ale to teraz nieistotne, wróćmy do cyrografów.
– Dobrze, że dopiero teraz – diabeł, pomimo okropnego samopoczucia, znów się uśmiechnął.
– Czemu się szczerzysz jak głupi? – spytała wyprowadzona z równowagi niefrasobliwym zachowaniem więźnia. – Cieszysz się na myśl, że stracisz pieniądze?
Boruta znów się zaśmiał, jednak ból, jaki wywołało to w jego głowie, spowodował, że na twarzy pojawił się grymas. Nie odpowiedział.
Dziewczyna wyszła z pomieszczenia, ze złością zatrzaskując drzwi, a następnie zamknęła je na klucz. Nie miała pojęcia, dlaczego diabeł wydawał się być tak rozbawiony. Może skarbiec był zabezpieczony jakimiś pułapkami? A co, jeśli Lewisowi grozi niebezpieczeństwo?
Nerwowo wydobyła komórkę z czeluści kieszeni i wybrała numer przyjaciela. Po chwili w przedpokoju rozległy się dźwięki fabrycznego dzwonka samsunga. Dziewczyna zaklęła paskudnie, po czym zmusiła się, aby podejść do stołu i usiąść przed monitorem. Nie mogła teraz nic zrobić. Musiała poczekać przynajmniej, aż Boruta oprzytomnieje. Targana niepokojem, rozkazała sobie uruchomić komputer.
Czekała.

* * *
– Oprzytomniałeś już? – spytała dziewczyna kilka godzin później, gwałtownie otwierając drzwi łazienki i przerywając diabłu drzemkę. Przez ten czas udało jej się opanować emocje i nie było już widać, w jakim jest nastroju.
– C…co? – mruknął w odpowiedzi Boruta, marszcząc brwi w daremnej próbie zrozumienia, o co mogło jej chodzić.
 Dziewczyna, nie namyślając się długo, wzięła w dłoń słuchawkę prysznica i odkręciła kurek, oblewając Borutę lodowatą wodą.
– Pytałam, czy już oprzytomniałeś – powtórzyła grzecznie dziewczyna, zakręcając wodę i odkładając słuchawkę.
– Teraz tak – burknął, ale zaraz zmienił ton, przypominając sobie o sytuacji, w jakiej się znalazł. – Ale chyba się jeszcze nie przedstawiłem. Jestem…
– Wiem, kim jesteś – przerwała mu.
Po chwili wyczekującego milczenia Boruta odezwał się:
– Ty znasz moje imię, ale ja twojego nie.
– Możesz mówić mi Chloe, jeśli już musisz zwracać się do mnie po imieniu.
Diabeł westchnął.
– Na prawdziwe nie mam co liczyć, prawda?
– Nie – dziewczyna przewróciła oczami. – Ale przejdźmy do konkretów. Czym zabezpieczyłeś skarbiec?
– Martwisz się o swojego kochasia? – spytał Boruta niewinnie, nie zważając na piorunujące spojrzenie Chloe. – Cóż, słyszałaś może opowieść o Siwym Borucie? Nie? A więc…
– Zabezpieczenia – przerwała mu po raz kolejny.
– Jest tylko jedno. Jeśli ktoś będzie szedł zbyt wolno, a tak często chodzą ludzie obciążeni zbyt dużą ilością skarbów, wtedy… – Boruta zrobił dramatyczną pauzę. – Wrota przytrzasną mu nogę!
– Tylko tyle? – Chloe spojrzała na niego jakby był niespełna rozumu, niemal już oddychając z ulgą.
– No, prawie – kontynuował beztrosko. – Jeśli wrota zadziałają jak trzeba, pechowy delikwent z każdym dniem będzie tracił siły, aż w końcu będzie bezradny jak dziecko.
Słysząc to, dziewczyna zauważalnie pobladła. Nic nie mówiła. Jej wahanie trwało jednak tylko chwilę.
– Powiedz mi, co mogę zrobić, żeby temu zapobiec – zażądała zdecydowanie.
– Ty? – Boruta uśmiechnął się przepraszająco. – Obawiam się, że nic. A żebym ja mógł cokolwiek zrobić, musiałbym przynajmniej być w moim zamku – zamilkł na chwilę. – I mieć wolne ręce – dodał znacząco.
Chloe przez chwilę stała z opuszczoną głową, zastanawiając się w milczeniu. Zaraz jednak podniosła wzrok na diabła. Jej żółtawe oczy błyszczały. Wyciągnęła z tylnej kieszeni spodni scyzoryk i podeszła do niego. Odruchowo spróbował się cofnąć, jednak dziewczyna nie zwróciła na to uwagi. Spokojnie rozcięła krępujące go więzy i odsunęła się o krok.
– No, ta pieczęć była trochę męcząca – rzucił Boruta, starając się nie okazać po sobie zdziwienia. – Dziękuję – dodał po chwili.
– Trzymaj – powiedziała, podając mu ręcznik. – Zaraz dam ci jakieś suche ubranie.
Diabeł rozebrał się i wytarł, zupełnie nie zważając na otwarte drzwi i mogącą powrócić w każdej chwili Chloe, która faktycznie zaraz pojawiła się w drzwiach i, jakby nie zauważając nagości Boruty, podała mu bieliznę, zniszczone spodnie i koszulę w kratę, wszystko należące do Lewisa.
– Zwykle się tak nie ubieram – rzucił jakiś czas później, porównując obecny strój z leżącym smętnie w kącie, eleganckim garniturem. Za duże ubrania wisiały na nim, musiał podwinąć rękawy koszuli i nogawki spodni, jednak mimo to nie wyglądał głupio.
Dziewczyna nie odpowiedziała. Czekając, aż diabeł się ubierze, przyglądała mu się beznamiętnie.
– Umiesz może prowadzić motocykl? – spytała ni stąd, ni zowąd.
– Nie – Boruta uniósł brew. – A czemu pytasz?
– Bo musimy szybko dostać się do twojego zamku, a motor jest w tej chwili jedynym środkiem transportu, do jakiego mamy dostęp – wyjaśniła. – Lewis raczej nie spróbuje nic zrobić przed nocą, bo ktoś mógłby go zobaczyć, ale i tak nie zostało nam zbyt wiele czasu. Cóż, w takim razie będzie nam musiało wystarczyć to, co zapamiętałam, kiedy próbował mnie czegoś nauczyć.

* * *
– Masz coś, pod czym mógłbym ukryć rogi? – spytał diabeł, gdy mieli już wychodzić.
– Ukryć? – zdziwiła się Chloe. – Ach, tak – pstryknęła palcami, a kozie rogi Boruty i jej, sarnie, zniknęły. – Powiedz, jak będziesz chciał je z powrotem. A, i weź kaski – pokazała na nie palcem.
Boruta przez chwilę patrzył na nią niepewnie, po czym zrezygnował z pytań i sięgnął we wskazane miejsce.

* * *
– O mało nas nie zabiłaś! – jęknął diabeł, zsiadając z motocykla jakiś czas później.
– Jesteś nieśmiertelny – przypomniała mu chłodno, zdejmując kask.
– Jechałaś tak strasznie, że niemal o tym zapomniałem – odburknął. – Trzy razy cudem uniknęłaś zderzenia czołowego.
– Zamknij się i prowadź. Robi się późno. Musimy znaleźć Lewisa albo poczekać na niego w skarbcu.
– Chodź – westchnął Boruta, machając na nią ręką.
Poprowadził ją poprzez gęstniejący mrok przyzamkowego parku ku części murów, nad którą górowała wieża. Ciemne alejki wokół były puste. Ceglana ściana wznosiła się tuż obok.
Diabeł pochylił się i podniósł jakiś kamień, a zielona murawa dookoła nich zamigotała. Nagle znaleźli się w dole o głębokości mniej więcej dorosłego mężczyzny. Z trzech stron otaczała ich brunatna ziemia, a z czwartej, tej znajdującej się bezpośrednio pod murem, wydawały się na nich spoglądać ciężkie, okute miedzią drzwi.
Dziewczyna uniosła brwi.
– Umiałeś stworzyć taką iluzję, a nie umiesz sprawić, by rogi zniknęły?
Boruta wzruszył ramionami.
– To było dawno. Zresztą, pomagał mi Rokita – odparł.
Podszedł do drzwi, które same się przed nim otworzyły i ruszył wąskim, nieoświetlonym korytarzem. Chloe podążała za nim.
– Jak Lewis cię znalazł? Przecież nie byłby w stanie odkryć tego przejścia – przerwała milczenie.
– Och, są inne – rzucił diabeł przez ramię. – Na wpół zawalone, niebezpieczne, niepewne… – spojrzał na nią z drwiącym, prowokującym uśmieszkiem, jednak nie zareagowała. – Trochę słabiej ukryte, choć i tak całkiem dobrze. Dziwne, że udało mu się wpaść na którekolwiek – dodał.
Szli dalej w ciszy, aż nagle Boruta stanął w miejscu, gdzie korytarz przechodził w wielką salę, po przeciwnej stronie której widać było ogromne, dwuskrzydłowe wrota.
– Oto i one – rzekł i, nie doczekawszy się reakcji dziewczyny, przeszedł przez pomieszczenie i położył dłoń na chropowatej dębinie. Wrota uchyliły się lekko.
Razem weszli do ogromnej sali, której posadzka zasypana była złotymi monetami, a wzdłuż ścian ustawiono skrzynie pełne kosztowności. Chloe westchnęła na widok takiego bogactwa.
– Po co ci tyle pieniędzy? – spytała. – Przecież nikt nie miałby jak wykorzystać… – machnęła ręką – tego wszystkiego.
Diabeł usiadł przy rozsypującym się stole w kącie, a jej wskazał miejsce obok.
Pecunia non olet – powiedział. – Właściwie to po nic. Przyjemnie jest mieć tyle pieniędzy – przez chwile oboje milczeli. – Dlaczego zaufałaś, że nie ucieknę, kiedy już dotrzemy na miejsce? – spytał.
Oczy dziewczyny otworzyły się szerzej ze zdziwienia. Nawet nie przyszła jej do głowy taka ewentualność.
– N… Nie wiem… – uznała po chwili. – Jakoś tak. Nie zastanawiałam się, to było przeczucie.
Boruta przez chwilę uważnie lustrował ją wzrokiem. Zastanawiał się, czy powinien jej powiedzieć.
– A ty, czemu nie uciekłeś? – spytała, uśmiechając się delikatnie.
– Jestem szlachcicem, mimo że dziś nie ma to już żadnego znaczenia – znów wzruszył ramionami. – Noblesse oblige, te sprawy. Potrzebowałaś pomocy, właśnie dlatego, że mi zaufałaś, nie mogłem cię zdradzić.
– Nie spodziewałabym się po tobie żadnego kodeksu moralnego – uśmiechnęła się złośliwie. – Ale wróćmy do cyrografów – powiedziała z udawaną powagą, lecz nie wytrzymała na widok osłupiałej miny diabła i wyszczerzyła zęby. – Skoro nie ty, to kto?
Boruta jednak, wbrew jej oczekiwaniom, nie odpowiedział uśmiechem.
– Nie wiem – powiedział smutno. – Nikt z Polski, chyba że pojawił się ktoś nowy. Prawdę mówiąc, rzadko stąd wychodzę – machnął ręką, dając do zrozumienia, że chodziło mu o te podziemia. – Wiem, że Rokita oblał się wodą święconą jakieś sto lat temu – Chloe mimowolnie sięgnęła ręką do kieszeni, w której wciąż znajdowała się mała buteleczka. – Więc to na pewno nie on. Liczyrzepa zaszył się w tych swoich Karkonoszach i nie wyściubia nosa z jaskiń… – urwał. – Wiesz, demony nie miewają przeczuć – wypalił nagle, uznając, że najlepiej będzie jej to wytłumaczyć.
– Co? – zdziwiła się. – Jak to?
– Twoje zachowanie od początku nie wydawało mi się zwyczajne – wyjaśnił. – Nie byłaś w stanie ukryć swoich emocji. To nietypowe – przerwał na chwilę. – Kochasz go?
– Kogo? – spytała, mimo że doskonale wiedziała o kogo chodzi.
– Lewisa. Kochasz go?
– Przecież demony nie kochają – odparła ze wzrokiem wbitym w ziemię.
– Może jesteś nim coraz mniej? – zasugerował. – Wiem, co mówię. Masz rację, demony nie kochają. Pragną. Nienawidzą. Ale nie kochają. Choć podobno od jednego do drugiego już niedaleko – spojrzał na Chloe. – Jak się poznaliście? – indagował dalej.
Wzruszyła ramionami.
– Zobaczył mnie, jak wypełniałam jedno z poleceń Księcia. Chyba chodziło o pozbycie się jakiegoś krnąbrnego demona. Był środek nocy, nie spodziewałam się, że ktoś będzie tamtędy przechodził – przerwała na moment. – Chciałam od razu go zabić, nawet powinnam była, ale nie  mogłam.
Boruta kiwnął głową:
Amantes amentes – powtórzył za rzymskim komediopisarzem, uśmiechając się, szybko jednak spoważniał. – Muszę cię ostrzec. Kiedy Lucyfer się dowie, nie daruje wam. Nie będzie pewny twojej lojalności, a tego nie znosi, po prostu zabije was oboje – dziewczyna nie odpowiedziała, zamyślona. – Dlatego go unikam. Lubię być panem samego siebie, a on zawsze chce wszystkich kontrolować… – urwał nagle, słysząc zbliżające się kroki.
Wrota otworzyły się szerzej, a do skarbca wkroczyła wysoka postać.
– Lewis! – krzyknęła Chloe, zrywając się na równe nogi i chciała już pobiec w kierunku wejścia, gdy Boruta powstrzymał ją, chwytając za nadgarstek.
– Stój! – syknął. – Przyjrzyj mu się dobrze.
Była właśnie ku temu znakomita okazja. Postać zwróciła twarz w ich kierunku. Jej oczy zasłonięte były parą okularów z lustrzanymi szkłami. Chloe momentalnie zrozumiała, o co mogło chodzić Borucie. Ich dwójka widziała wszystko nawet przy całkowitym braku światła, ponieważ nie byli istotami naturalnymi. Człowiek, w zupełnych ciemnościach, jakie panowały w podziemiach, mógłby poruszać się co najwyżej po omacku, szczególnie jeśli miałby na nosie ciemne okulary.
Postać za to wydawała się jej uważnie przypatrywać.
Chloe także lustrowała wzrokiem znajomą sylwetkę Lewisa i dostrzegała coraz więcej niepasujących szczegółów. Ubranie, które miał na sobie – szara bluza z kapturem naciągniętym na głowę i czarne spodnie – nie było tym samym, które nosił, opuszczając mieszkanie.
Kiedy ruszył w ich stronę, zwróciła też uwagę na jego krok – dostojniejszy i jakby nieco pewniejszy niż ten zwyczajny. Na twarzy zbliżającego się mężczyzny pojawił się ohydny grymas – pełen pogardy uśmiech, który przyprawiał ją o dreszcze.
– Nie podchodź! – krzyknęła, cofając się o krok. – Nie jesteś Lewisem – nie powiedziała jednak nic więcej, ponieważ uśmiech wydał jej się teraz normalny, prawie czuły. Już chciała pobiec do niego, przeprosić…
– Zatrzymaj się, Lucyferze – odezwał się chłodny głos u jej boku. Chloe nawet nie zauważyła, kiedy Boruta znalazł się obok niej. Stał sztywno wyprostowany, z dłońmi zaciśniętymi w pięści, z zimną pogardą wpatrując się w nadchodzącą postać.
– Och, ty też tu jesteś – zdziwił się Pan Piekieł, stając kilka kroków od nich i zsunął kaptur, pod którym ukazała się zupełnie łysa czaszka, potwierdzając słowa Boruty. Lucyfer, jako jedyny diabeł, opętując czyjeś ciało, jednocześnie wypalał wszystko dookoła piekielnym ogniem. Łącznie z włosami i ubraniem. – Byłem przekonany, że zostawisz ją przy pierwszej lepszej okazji – zdjął także okulary. W gadzich oczach zabłysły płomienie. – Liczyłem na chwilę zabawy, ale cóż, skoro już wiecie, kim jestem, nie ma sensu się kryć – na głowie wyrosła mu para ogromnych, zakręconych rogów. – Nawiasem mówiąc, trochę szkoda mi tego chłopaka – mówił dalej, spoglądając wymownie na dziewczynę. – Nie mógł znaleźć wejścia, kiedy przybył tu po raz drugi. Chciał wezwać jakiegoś pomniejszego demona, żeby mu pomógł… Uczyłaś go, jak je kontrolować, prawda? – dziewczyna wpatrywała się w niego skamieniała, więc kontynuował: – Ale przyszedłem ja. Trochę się zdziwił, nawet próbował walczyć, ale, rozumiecie, zupełnie nie miał szans – Książę znów wyszczerzył się paskudnie. – Wiesz, Chloe, chyba zostanę jakiś czas w tym ciele. Jest młode, silne, a to, co mi się nie podoba, zawsze mogę zmienić – jakby na potwierdzenie tych słów, skóra Lewisa pociemniała o kilka odcieni, ramiona poszerzyły się trochę, a cała sylwetka wydłużyła. Lucyfer przechylił lekko głowę, jak gdyby czegoś nasłuchiwał. – Chyba go to bolało – rzucił. – Nagle zaczął mnie wyzywać. O czym to ja… A, tak. Pokręcę się trochę po Ziemi, dawno mnie tu nie było…
– Masz zamiar gadać ad infinitium, Lucyferze? – przerwał mu Boruta. – Czego chcesz?
W czasie przemowy Pana Piekieł zdążył stanąć między nim a dziewczyną. Patrzył Gwieździe Zarannej w twarz, z uniesioną głową, nie okazując mu nawet śladu szacunku.
Książę westchnął.
– Kiedyś miałeś większe poczucie humoru. No ale, jeśli sobie życzysz, możemy oczywiście przejść do meritum – na wyprostowanym palcu Lucyfera pojawił się płomyk. Taki sam jak w jego oczach. – Chciałem się jej pozbyć – machnął ręką w stronę dziewczyny. – A skoro ty też tu jesteś… – urwał i zaśmiał się złowrogo.
Nie zwrócili na to uwagi, oboje wpatrzeni w śmierć igrającą na palcu Pana Piekieł.
Jedną z dwóch rzeczy, które mogły ich zabić.
Drugą Chloe trzymała w kieszeni.
– Naprawdę nie mogłeś wymyślić nic bardziej… odkrywczego? – udał znudzenie Boruta. – To było do przewidzenia – w tym czasie jego umysł analizował wiele możliwych scenariuszy,  każdy kolejny zakończony tak samo.
Gdyby tylko mógł w jakiś sposób odwrócić uwagę Lucyfera, choć na chwilę, aby mógł pociągnąć dziewczynę do drugiego wyjścia, które przygotował kiedyś na wypadek, gdyby było mu potrzebne. W razie jakichś nieprzewidzianych komplikacji.
Jedynym, co teraz przychodziło mu do głowy,  było rzucenie czymś w przeciwnika, jednak logika podpowiadała mu, że to nie jest dobry pomysł, a wyobraźnia dodatkowo podsuwała wyjątkowo realistyczne wizualizacje śmierci w płomieniach, nim jeszcze rzeczony przedmiot doleci do celu.
Skrzywił się więc. Rozpaczliwie usiłował wymyślić jakieś wyjście z sytuacji, przeklinając się za wcześniejszą niecierpliwość i licząc na cud. Grał na zwłokę:
– Nic innego nie planowałeś? Ty też nie jesteś już taki jak kiedyś.
Chloe tymczasem przenosiła wzrok z jednego diabła na drugiego. Była niemal przekonana, że zaraz zginie i już prawie się z tym pogodziła. Życie bez Lewisa z pewnością nie byłoby tak wspaniałe jak z nim, a ona nie widziała w tej chwili żadnej drogi ucieczki. Cała sytuacja była dla niej niemożliwa do zniesienia.
– Już mnie to wszystko potwornie nudzi.
Dziewczyna omal nie wybuchnęła histerycznym śmiechem, słysząc jak Gwiazda Zaranna, świadomie lub nie, cytuje ostatnie słowa Winstona Churchilla.
Ostatnie słowa.
Ostatnie.
Buteleczka wody święconej w kieszeni nagle stała się nieznośnie ciężka. Mogła teraz zrobić kilka rzeczy. Po pierwsze, popełnić samobójstwo i zostawić Borutę samego, z Lucyferem w ciele Lewisa. Po drugie, spróbować rzucić flakonikiem w Pana Piekieł, co zapewne skończyłoby się spaleniem ich wszystkich i powrotem Gwiazdy Zarannej do jego królestwa. Albo nie ruszać flaszeczki i…
Wiedziała już, co zrobi.
To mogło skończyć się tak samo.
Lub nie.
Książę, po krótkim spojrzeniu rzuconym w jej stronę, kontynuował, a raczej próbował:
– Zakończmy… – urwał nagle, przyglądając się dziewczynie, która zaczęła właśnie recytować:
– Ojcze Nasz – mówiła, a każde słowo wydawało się przychodzić jej z trudem – któryś jest w Niebie – obaj mężczyźni patrzyli na nią w osłupieniu – święć się imię Twoje – z każdym kolejnym wypowiedzianym wyrazem jej głos cichł, słowa jednak nabierały wśród ciszy ogłuszającej mocy – przyjdź Królestwo Twoje – Lucyfer wciąż stał, jakby zamienił się w słup soli, jak żona Lota, kiedy wbrew Bożemu zakazowi obejrzała się przez ramię, ale Borucie udało się wyrwać z oszołomienia.
– Oszalałaś?! – krzyknął. – Chcesz nas wszystkich zabić?! – próbował odwieść ją od tego pomysłu, ale spojrzał w jej błyszczące błękitem oczy. Co tam zobaczył, nikt nigdy się nie dowiedział, wystarczy wspomnieć, że skłoniło go to do zmiany zdania. Boruta westchnął. – Acta est fabula…po chwili przyłączył się do niej, a słowa dawno zapomnianej modlitwy jakby same wydobywały się z jego ust. – Bądź wola Twoja, jako w Niebie, tak i na Ziemi. – nierówny chór głosów wibrował w powietrzu, wprawiając skamieniałego Lucyfera w drżenie. – Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj… – przy kolejnych słowach oboje się zawahali. – I odpuść nam nasze winy – zamknęli oczy, widząc oślepiającą jasność, jaka pojawiła się naprzeciwko nich. – I nie wódź nas na pokuszenie – szepnęli, chwytając się za ręce, żeby nie nie czuć się samotnie w ostatnich chwilach istnienia – ale zbaw nas ode Złego – znów przerwali, obawiając się tego, co mogło zaraz nastąpić. – Amen – wyszeptali, otwierając oczy.
Przed nimi stał odziany w białe szaty, jasnowłosy chłopak. Wpatrywał się w nich zblakłymi oczami ślepca, które jednak zdawały się przenikać ich na wylot i sięgać wprost do serc.
To właśnie od niego biła owa dziwna jasność.
– No, trochę to trwało, zanim do mnie wróciliście – uśmiechnął się Bóg, a w Jego oczach zabłysły figlarne ogniki. – Czekałem.

* * *
– Sztuka jest skończona, powiedziałem.
– Ale to jeszcze nie może być koniec – upierało się jedno z dzieci, siedzących przed dziadkiem na podłodze.
– Właśnie – przytaknęło inne. – Nie wiemy co stało się później. Czy trafili do Nieba, czy do Piekła?
– To koniec historii – powtórzył staruszek. – Idźcie już spać, bo jak nie, to sprawię wam takie lanie, że nie będziecie mogli usiedzieć! – zagrzmiał, jednak uśmiech i wesołe iskierki w oczach zaprzeczały ostrym słowom.
Dzieci wybiegły z pomieszczenia, śmiejąc się radośnie.
Wszystkie poza jednym.
Boruta przyjrzał się wnukowi uważnie.
– Do Nieba czy do Piekła, pytasz? ukucnął i spojrzał chłopcu w oczy. – Myślę, że wylądowali dokładnie pomiędzy.

9 komentarzy:

  1. Malkiem! To jest świetne! Siedziałam przed kompem jak zaczarowana i "połknęłam" ten tekst na jednym wdechu! Jestem naprawdę pod wrażeniem. Możliwe też, że dlatego, iż uwielbiam takie klimaty :) Boruta wyszedł przefantastycznie.

    I w ogóle cieszę się ogromnie, że eprozac powrócił! Brakowało mi Was! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Malkieeem, czasem to mi szkoda że jestem po słowie a ty reprezentujesz społeczeństwo nieletnie (w mojej głowie to zdanie brzmiało lepiej, ale nic nie odda lepiej stanu moich uczuć). W jakim skladzie wracacie? Cotygodniówki? Chcę więęęęęcej. I chcę Kalki <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo mi miło, Dosiu, ale jak ktoś cytuje Kalkę, oświadczając się, to nie ma czego być szkoda. (; Wracamy na razie na czerwiec tylko, bo wakacji nikt prawie (prócz mnie) przy komputerze nie spędza. Czekają Was jeszcze trzy teksty w kolejne niedziele. Jeśli chodzi o skład, to się we wrześniu ustali, w tym miesiącu jeszcze będą teksty gościnne i Pajratowe.

    OdpowiedzUsuń
  4. A nam brakowało komentarzy drogich Czytelników, Parabolo. c:

    OdpowiedzUsuń
  5. Ej, ja też siedzę przez wakacje przed kompem :D

    OdpowiedzUsuń
  6. I ja przez większość czasu, no wiesz co, Malkiem >:C

    OdpowiedzUsuń
  7. Jestem zachwycona. I tylko tyle napiszę, ponieważ przygnieciona koszmarem rzeczywistości nie mam sił na więcej.
    Czy utraciliście kiedyś coś bardzo ważnego, e-prozacowicze? Na przykład taki plik w wordzie.

    OdpowiedzUsuń
  8. A ja powiem pani szczerze, że znam to uczucie straty i łączę się z panią w bólu, droga pani M, nawet jeśli ból już minął.

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo mi się podobało i bardzo mnie wciągnęło "Pomiędzy" (swoją drogą tytuł bardzo mi przypadł do gustu). Moim faworytem jest Boruta, uważam, że wyszedł świetnie i bardzo mi się podobało, że czasem mówił po łacinie ;) no i jeszcze te wzmianki o innych diabłach, chętnie bym poczytała coś więcej o Rokicie czy Liczyrzepie :)

    OdpowiedzUsuń

© Agata | WS | x x.